czwartek, 12 grudnia 2013

17.Pytam się sam siebie, co ja zrobiłem...

                                                            22 grudnia 2014
-Musisz się uśmiechać malutka- szeptał Wank do zawiniętego w gruby kocyk, szczelnie opatulonego szalikiem niemowlaka- musisz, bo zobaczysz swojego tatusia. Ja wiem, że ty najbardziej kochasz mnie, a wujcia  Severina nie lubisz. Ale swojemu ojcu jesteś teraz bardzo potrzebna, zgoda? Bo tata bardzo tęskni za mamusią, a mamusia jest tam u góry- pokazał palcem na specyficznie jasne, śniegowe chmury, sunące po srebrnej tafli nieba- Ilekroć widzisz lecące płatki, wyobrażaj sobie, że to od niej... Nawet gdy będziesz już bardzo dużą kobietą...
-Wank, dopiero marudziłeś, że nie lubi Ciebie, bo napluła Ci w twarz tą kaszką...
-Zupką, nie kaszką idioto! Kaszkę to ja jej dopiero za jakieś trzy miesiące dam- pokręcił z oburzeniem swoim wielkim łbem- psychopata Severin Freund chce karmić taką kruszynkę ryżem...
-Bo wolno, czytałem na jakimś blogu szkoły rodzenia. Ale tak wracając do tematu to jestem spokojny. Richie ją zobaczy to mu się odechce o śmierci gadać.
-Taak, te włosy go przekonają- zaśmiał się Wankuś- Andi, a ty co?
-Ja? Nic mi nie jest...- odparł młody.
-Nic Ci nie jest? Idziemy odwiedzić naszego kumpla, którego wedle wszelkich zasad prawdopodobieństwa powinniśmy już nie mieć. Cud się zdarzył i go mamy... A ty wyglądasz jakbyś szedł na śmierć...
-Wiem...
-Zostaw go- szepnął wariatowi na ucho Sev- oni sobie dzisiaj porządnie pogadają, zdaje mi się...
-Ale o czym?
-Nie wiem... I chyba nie chcę sobie wyobrażać...Pamiętasz ten cholerny filmik z 15 marca...
-Niestety...
-Tamtą rozmowę trzeba skończyć... Welli, na pewno wszystko OK?
-Żyję...
Westchnął, chowając poranione dłonie w głębi kieszeni.
Wank i Freund... Ci dwaj szczęściarze. Mogą sobie iść grudniową ulicą, przekomarzać się o to ich dziecko ukochane i cieszyć, że odzyskali Richiego...
Oni mogą...
Radośni ludzie, którzy po prostu byli dobrzy...
I może to był motor napędowy całego ich szczęścia?
'Dobro jest wynagradzane, a zło zawsze spotyka się z odwieczną sprawiedliwością'...
Powie ktoś, że to nieprawda?
Rozejrzał się po zaśnieżonych ulicach Obersdorfu.
'Boże... Coś ty zrobił człowieku? Umiesz to sobie w ogóle wytłumaczyć'?
Nie nie umiał...
Łzy na jego policzkach zamarzały pod naporem panującego mrozu.
Biały puch o których przed chwilą mówili chłopcy osadzał się na okiennych szybach...
Na metalowych poręczach od ławek...
Na czarnych główkach okolicznych gawronów, czekających na dobroczynne staruszki, przynoszące im suchary...
Na kolorowych czapkach radosnych dzieciaków wracających ze szkoły ostatniego dnia, przed noworocznymi feriami...
Zaraz, przecież on sam kiedyś był takim chłopczykiem?
Kiedyś...
W sumie tylko jakieś dziesięć lat temu.
Leciał z plecakiem do domu, aby podjadać migdały z kuchni...
I bał się, że nie dostanie prezentu pod choinkę, bo dostał dwóję z matematyki...
Mógł wtedy przypuszczać co z niego powstanie?
'Dzieci, zostańcie dziećmi jak Wank. Nie próbujcie nigdy zaczynać zabawy ze złem'...
Doskonale to rozumiał...
Wypróbował na własnej skórze...
Światełka ulicznych drzewek coraz bardziej biły po oczach...
Ludzie spieszyli się, aby przystrajać lampkami swoje domy...
Aby wreszcie być z najbliższymi...
Aby na te parę krótkich dni wszystkich przeprosić...
Z wszystkimi się pogodzić.
Zapomnieć o bezsensownych sporach i kłótniach...
Wybielić chorobliwie brudną rzeczywistość kuli ziemskiej...
'Tylko co ty tu robisz? Ty już nie możesz chłonąć magii świąt...'
Kopnął że złości uformowaną na chodniku, grubą zaspę.
' Dlaczego sumienie nie jest jak kartka papieru, popisana piórem? Można by przejechać po nim korektorem i znowu byłoby czyste. Można by pozbyć się tych wszystkich, cholernie kaleczących win...
DAĆ SPOKÓJ NIEWINNYM LUDZIOM!
Boże... Oni NIC nie zrobili...'
Zupełnie nic...
Sevcio i Andreas rzucali w siebie śnieżnymi kulkami.
A Ci co zrobią gdy dowiedzą się prawdy?
Przejdzie im to wszystko w ogóle przez mózg?
'Nie ważne...
Teraz nie ważne...
Dla Ciebie Wellinger jest już tylko jedna droga...'
                         ~~***~~

-Richie, zamknij oczy- zaśmiał się Sev.
-No przestańcie już mnie dręczyć- odparł brunet.
Odkąd się obudził cały czas ktoś przy nim siedział. Dalsi krewni, sztab szkoleniowy, działacze, sponsorzy...
To było okropnie męczące.
Najchętniej za wyjątkiem własnych rodziców, Lizzy i chłopaków, wyrzuciłby od siebie dosłownie wszystkich.
Ci ludzie nie rozumieli...
Nie rozumieli, że stracił Veronikę...
Że stracił sens swojego życia...
Pieprzyli o jakieś karierze...
Jakimś powrocie do skoków.
A przecież to się już nie liczyło...
W ogóle.
Chciał tylko zobaczyć własną córkę i pogadać z młodym...
Bo ciągle kręciła mu się w głowie ich ostatnia rozmowa...
Ostatnie słowa usłyszane przed wypadkiem...
I...
-Richard, no ocknij się i uważaj!
Do pokoju wszedł Wankuś z małym, prawie niewidocznym tłumoczkiem na rękach.
-Proszę, niech teraz tobie pluje na twarz- skomentował- ale ty pewnie jej nie będziesz umiał w ogóle śliniaczka założyć...
-O Boże...- świeżo upieczony tatuś otworzył usta- chłopaki, oto cud.
Andreas schylił się i położył mu w ramiona małą, piszczącą dziewczynkę.
Była taka ciepła...
Taka przepełniona nadmiarem pozytywnej energii...
I posiadająca spojrzenie...
TO spojrzenie... Będące balsamem dla duszy...
Akurat je z pewnością miała po mamie.
-Kocham Cię Melly- wyjąkał- i zrobię wszystko żebyś nigdy o niej nie zapomniała... Będziesz szczęśliwa i bezpieczna, cokolwiek zechcesz w życiu robić... Obiecuję córuś...
-Tylko jej nie upuść czasem- Wank musiał po prostu zniszczyć nastrój chwili- nie lubi hałasu.. A i nie lubi też szczepionek, darła się ostatnio na cały ośrodek zdrowia. Pominę, że nie znosi Severina, zgoda.? Chyba to już Ci mówiłem?
Freitag nie przestając bawić się maleńką rączką, którą niemal całą mógł zamknąć w swojej dłoni zerknął na kumpli.
-Chłopaki... Jesteście aniołami, nigdy się wam nie odwdzięczę... Więc dziękuję. Tak zwyczajne i po prostu. Teraz już ja będę z nią do lekarza chodzić...
-Ej... Ale weźmiesz mnie ze sobą, co nie? I ja ją karmię butelką, zaklepałem sobie. Aczkolwiek- dodał, a w jego głosie wyczuć można było ton wielkiej łaski- zmienianie pieluszek mogę Ci odstąpić. To akurat jest idealnie zajęcie dla ojca.
-Wszystko co się z wiąże z Melanie Freitag jest idealnie- odparował- ale...- jego głos zesmętniał - gdzie jest Andi?
-Ja?- zaczął  Wank, ale natychmiast został obdarowany przez Sevcia mocnym kopniakiem.
-No więc Richard, nasz Welli jest na korytarzu...
-Ale czemu nie tutaj?- zdziwił się skoczek. 
Owszem przygnębienie młodego dawało mu już niegdyś sporo do myślenia... A co dopiero ich rozmowa z Klingenthal...
W najgorszych koszmarach nie śmiałby nawet sobie wyobrazić jednej setnej tego co nazywamy powszechnie prawdą...
Niemniej liczył, że obłąkany przyjaciel pozwoli mu po prostu zrozumieć...
Czemu Goldie płakała?
Czemu wpadła w rozpacz?
Czemu nie ucieszyło ją, że będą rodzicami?
I wreszcie dlaczego...
Dlaczego nie udało mu się jej obronić?
Przed czym?
-Z nim się nie dogadasz- mruknął Severin- oświadczył, że nie możesz spotkać swojego dziecka jednocześnie widząc go, bo to by była cytując 'dość nietrafiona mieszanka'.
-Boże... Zawołacie go?
Freund bez słowa wyszedł na zewnątrz i pociągnął nastolatka za rękę.
Brunet doznał szoku gdy go zobaczył...
To był trup, żywy, a jednocześnie martwy...
Który jeszcze rok temu był jego ukochanym przyjacielem.
Którym się zajmował...
Któremu czyścił włosy...
Którego wprowadził do niemieckiego teamu...
W którym bujała się jego siostra...
I o którym zawsze wiedział dosłownie wszystko...
-Welli- spytał przygnębiony- co Ci się stało?
To krótkie zdanie przelało całą skrywaną od miesięcy miarę goryczy ...
Chłopak stojący na środku pomieszczenia nie mógł po prostu spojrzeć kumplowi w oczy...
Spuścił głowę, zatapiając wzrok w posadzce.
Jego obłąkane wnętrze kipiało...
Zaczął tak zwyczajne wyć.
Na głos...
Co tam.
Freund zareagował natychmiast. Wstał z krzesła i pokazał  Wankusiowi drzwi.
-To my może wyjdziemy- wyszeptał.
Pierwszy Wariat Skoków Narciarskich zaczął oczywiście protestować.
Stwierdził, że on się stęsknił, a po za tym on się martwi, czyli podsumowując pod żadnym pozorem nie opuści sali.
Spojrzenia kolegów natychmiast jednak kazały mu się uciszyć.
-Freitag, wziąźć Melly?- zapytał tylko
-Nie zostaw ją, muszę się nią nacieszyć. Zawołamy Cię jak coś...
-No dobra...- mruknął, po czym dodał, gdy tylko zatrzasnęły się drzwi- Sev...Chcesz podsłuchiwać? My też musimy wiedzieć co się stało...
-Wank debilu... Oczywiście, że nie musimy. Trochę szacunku... Najważniejsze jest, że Richard już bez małej żyć nie może...
-Ale pochwalił nas obu, a nie mnie bardziej- odburknął Andreas obrażony- a ja nie czerpię wiedzy o niemowlakach z blogów. Przeczytałem calutki 'Pierwszy rok życia dziecka'!
-Brawo- klasnął w ręce Sev- Nobla Ci dadzą...
Następne dwie godziny zajęło im właśnie takie wykłócanie się...
Wykłócanie się z nerwów...
Nikt nie lubi być bezradny...
A już tym bardziej Andreas Wank...
                         ~~***~~       
-Welli, choć tu...- młody po wyjściu chłopaków nie ruszył się ani na moment z miejsca.
-Richie, ja wiem. Jestem złym człowiekiem i nie ma już dla mnie żadnego ratunku. Żadnego- usiadł przy przyjacielu. Freitag spojrzał tylko na jego ręce żeby zrozumieć...
Sev nie przesadzał... Cokolwiek to by miało znaczyć.
-Andi... Proszę Cię, powiedz mi prawdę. Może i jest straszna, ale... Prawda wyzwala, wiesz?
Cisza...
-Andi, chyba na to zasługuję.Straciłem wszystko...
Zdawał sobie z tego sprawę...
-Richard... Nikt o tym nie wie. Nikt... Więc wysłuchaj mnie... A potem możesz mnie zabić, ale nie musisz, sam to zrobię... Koniec z niewinnymi ludźmi cierpiącymi za mnie...
Podparł twarz na łokciach, wtopił wzrok w świąteczne światełka oświetlające okoliczne budynki i zaczął...
Biedny Richard Freitag po tym wszystkim co go spotkało musiał przeżyć ten paradoksalnie najgorszy cios...
Prosto w serce...
                      _______________________________________________________

O rany...
Ten katar, kaszel, gorączka i latanie mimo wszystko na lekcje...

Już kończymy, jeszcze cztery/ pięć odcinków :)
Cieszy mnie to...
Następny dodam prawdopodobnie w poniedziałek przed wigilią...
Może to nie będzie najlepszy rozdział na utrzymanie świątecznej atmosfery, ale tak wypadło.
Ściskam was skarby i pozdrawiam...


14 komentarzy:

  1. Moja biedna. <3
    Jak ja miałam gorączkę, to mama mi nawet na matmę nie pozwoliła iść.
    Tak skrajnych emocji to ja dawno nie miałam.
    Bo popłakałam się nad tym pięknym opisem spotkania Richarda z Melly, jednocześnie wciąż śmiejąc się z Wanka.
    Tak, Wank zdecydowanie jest królem tego opowiadania.
    Natomiast o Wellim to ja nie wspomnę nawet, bo mnie krew zalewa.
    I uwierz mi, chciałabym pisać tak dobrze jak Ty, geniuszu. Bardzo bym chciała.
    Więc kuruj się na Święta, bo zdrówko najważniejsze i pisz nam dalej tak pięknie.
    Ściskam <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję<3
      Wyleżałam dziś się, obejrzałam skoki i jest mi już lepiej znacznie. Wolę sobie nie robić zaległości półki nie muszę, bo naprawdę potem jest przewalone, a drugie terminy sprawdzianów słyną z tego, iż nie da się ich napisać:D
      Ty mnie znowu chwalisz na wyrost.
      Ale to już jesteś Ty skarbie i ty się nie zmienisz.
      Kocham Cię i dziękuję:)

      Usuń
  2. Od początku tego opowiadania coś czułam, że Welliś wcale nie jest taki słodki i niewinny jak by się mogło wydawać ( inną sprawą jest, że ja osobiście nigdy nie nazwałam i nazwę go SŁODKIM. Śmiesznym, denerwującym swoją obecnością na ekranie telewizora- tak. Ale nie SŁODKIM). Ta jego przyjaźń z Freitagiem była na prawdę myląca, jego nieporadność, kisiel, czy co tam było na włosach. I wyszło szydło z worka. No, może nie do końca, bo nie wiemy jeszcze co też nasz Andi nawyczyniał, ale w tym rozdziale całkowicie zostało potwierdzone, że blondasek ma coś na sumieniu.
    I stawiam trzy opcje:
    1) niezmiennie- zdrada. Znaczy się zdrada Very. Tylko we mnie tli się jeszcze resztka nadziei, że Veronica miała lepszy gust
    2) tajemnicza rodzinka Very- Welliś zaplątał się w jakieś szemrane towarzystwo i z tego wyniknęły problemy
    3) Welliś zakochał nieszczęśliwie w Verze i... tu już moja teoria nie trzyma się kupy, bo nie wierzę, żeby chciał wyeliminować Rysia- nie jest aż tak zły i bezlitosny
    Pocieszające jest to, że Andi żałuje.
    I zastanawia mnie to, o czym rozmawiali przed wypadkiem Ryśka. I dlaczego Ryś nie poznał wtedy całej prawdy.
    O Wanku to chyba już nie muszę nawet mówić. Dzięki temu opowiadaniu moja sympatia do niego wzrosła o jakieś 150 %. Kochany patyczak w zimowej czapce <3
    Z każdym odcinkiem jestem coraz bardziej ciekawa i to trochę mnie przeraża. Także zdrowiej jak najszybciej!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że twoje uczucie do Wellingera z każdym dniem jest coraz bardziej widoczne:D
      No to Ci następny rozdział chyba mimo wszystko przypasuje, choć będzie strasznie smutny.
      Tylko wiesz, niekoniecznie tylko jedna z twoich tez musi być prawdziwa.
      Jedno powiem, Veronika nie tylko miała gust, ale jak to ty lubisz mówić to była disneyowska (dobra, wręcz żałośnie disneyowska) miłość i ona nigdy świadomie nie umiałaby Rysia zranić...
      Kochany patyczak w zimowej czapce <3- nie muszę tego skomentować.
      Kończąc po prostu dziękuję.

      Usuń
  3. Nie wiem czy dobrym pomysłem było puszczenie sobie przygnębiającej muzyki podczas czytania tego rozdziału.
    Co ten mój Welli narozrabiał, no? :(
    Coś złego.
    Czemu zamiast go potępić, jeszcze się tu nad nim lituję?
    No i ja się nie zgadzam z tym stwierdzeniem o tym, że dobro jest wynagradzane... Dobro jest wykorzystywane, a zło zasługuje na podziw, przynajmniej w mniemaniu niektórych ludzi.
    Ach... komentarz strasznie nieskładny, ale ja nie jestem w stanie napisać tu czegoś co naprawdę oddałoby to co czuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję<3
      Ja się najbardziej motam z sobą, bo ja też nie umiem go potępić, no a coś z nim po tym wszystkim zrobić muszę:c
      Zgadzam się z tobą, na tym świecie zło dość często zwycięża:c
      Ale to są tylko przemyślenia wykończonego życiem chłopaka, który nie widzi większego zła niż siebie samego...
      Pozdrawiam serdecznie:*

      Usuń
  4. I jak to się mogło skończyć w takim momencie? Nie będę znów pisać o Wellingerze, bo bym się powtarzała, więc skupię się na Wanku. Jak ja go uwielbiam!!!! I te poradniki, i ta troska i ta życiowa nieporadność i w ogóle całe jego zwariowane jestestwo :D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A powiedz mu, ze jest nieporadny... On tek bynajmniej nie uwaza. Dla siebie samego jest najzaradniejszy na swiecie.
      Musialo sie skoncyc w tzm momencie, bo ja mam teraz niezle dylematy.
      Dziekuje i pozdrawiam.

      Usuń
  5. Jezus Maria, ja się zaraz popłaczę. Już mam łzy w oczach. Ta mieszanka wzruszenia, przerażenia, rozpaczy i komizmu mnie pokonuje. Ja nie jestem nawet w stanie nic składnego napisać. Ja się tylko zastanawiam, co jest do cholery z tym Wellingerem. I nie wiem. Ja nie potrafię wyrzucić z umysłu tego, że on przecież nie jest zły. Prawda? No powiedz, że nie jest.
    Czy muszę pisać o Wanku? Nie muszę. I tak sama wiesz, że jest niesamowicie łaskawy, odstąpiając Rysiowi zmienianie pieluszek Melly :)
    Wiesz, bardzo nie chcę, żeby to opowiadanie się kończyło. Bo ono jest po prostu genialne. Ale jednocześnie chciałabym już się dowiedzieć prawdy. Całej prawdy.
    Uwielbiam Cię <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właśnie jestem ja. Nie jednoznaczne uczucia, a ta niezrozumiała mieszanka smutku i Smiechu.
      Wszyscy mi mowia o moich problemach z wzraźaniem własnych uczuć.
      Nie jest zły. To skomentujecie same po tym całym jego wyznaniu...
      Dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
  6. Julka, debilu, dlaczego znowu nie zauważyłaś nowego rozdziału? Wrr.

    Mam nadzieję, że już ze zdrowiem wszystko okej :)
    Widzę, że ostatni tydzień nie tylko dla mnie był chorowity.
    Ach ten grudzień.

    Dobra, ale teraz o rozdziale.
    Kurczaki pieczone.
    Ja nie mogę z tym Wankiem, wiesz?
    Ty go tak wykreowałaś, że nic, tylko schrupałabym go na śniadanie.
    Albo zaciągnęła przed ołtarz.

    Wiesz jak mnie przeraziły słowa Wellingera, że on i tak sam siebie zabije?
    Boże Święty
    Mam nadzieję, że jednak tego nie zrobi.
    No bo w końcu niedługo święta.
    Ludzie wybaczają bliźnim i sobie.

    Ojej, jeszcze nie wspomniałam w moim komentarzu o jednej rzeczy.
    Jesteś genialna, wiesz? <33
    Kocham Cię i pozdrawiam ;****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję<3
      Piszę, piszę i mam teraz stopa. Wiem dokładnie co i jak ale ciągle mnie nie zadowala sposób przekazu...
      Niech już weekend przyjdzie, to będzie dobrze;d
      ee, ja bym wzięła i pierwsze tam lepsze przed ołtarz zaciągnęła.
      Dobra, tylko nie Freunda.
      Dziękuję Ci kochanie, trzymaj się.

      Usuń
  7. A ja wciąż naiwnie wierzę, że Welli nie może być aż tak zły, że cokolwiek zrobił to nie zrobił tego z pełną premedytacją. Nie, nie ten chłopak, który tak to wszystko przeżywa, który widzi w sobie największe zło, który.... który nie chce już żyć. Widzę niezwykle cierpiącego przez jakieś wyrzuty sumienia i zupełnie zagubionego we własnym życiu chłopca, a nie kogoś, kto celowo rani innych. Tak, Welli niewątpliwie zrobił coś złego, ale czy z własnej woli? - niestety sądzę, że tak. Zrobił to z miłości do Very. - A nawet jeśli z własnej, to nie on to wszystko uknuł, nie on wymyślił. Był pionkiem w czyjejś grze i chyba wciąż kurczowo trzymam się tej tezy o współpracy Welliego z rodzinką Very, Oni chcieli skłócić narzeczonych, Welli okazał się idealną sposobnością ku temu. W sumie jeszcze bardziej przekonało mnie do tego to stwierdzenie Welliego 'Nie próbujcie nigdy zaczynać zabawy ze złem'... Bo mi się cały czas zdaje, że on rodzinę Very nazywał 'Ci źli ludzie' i że własnie o to mu chodzi. Wdał się w jakiś pakt z tymi ludźmi, przespał się z Verą, a później... przed wypadkiem zapewne powiedział Richiemu tylko, że dziecko może nie być jego. Nie zdradził jednak, że to on może być ojcem. To zapewne powiedział mu dopiero teraz. No i tak sobie myślę, bo pamiętam, że Richard będzie musiał podjąć jakąś ciężka decyzję, czy przypadkiem Welli nie spełni tego wszystkiego o czym mówi i faktycznie nie targnie się na swoje życie, a Richard będzie w jakiś sposób tego świadkiem i będzie musiał zdecydować czy go uratować, czy pozwolić mu umrzeć. Zaczynam kombinować, wiem, ale zupełnie już nie wiem co mam myśleć i jakie jeszcze argumenty wyciągnąć, aby chociaż samą siebie przekonać, że Weli może nie być taki zły, jak sam o sobie myśli.
    Dodam jeszcze, że Wank w tym rozdziale chyba przeszedł samego siebie w byciu szalonym słodziakiem. Uwielbiam go, Seva w sumie też - taki rozsądny dla równowagi. Tacy przyjaciele to skar. Szczególnie, kiedy dobrotliwie oddają ci możliwość zmieniania pieluszek. Wankuś jesteś wielki.
    Welli błagam nie zabijaj się, bo się poryczę. Naprawdę będę wyła jak bóbr, jak on sobie coś zrobi.
    Buziaki i czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  8. zapraszam na pierwszy rozdział:
    sandra-wojtek-i-ja.blogspot.com
    oraz na mojego nowego bloga o piłce ręcznej:
    lijewska-przestan-gwiazdorzyc.blogspot.com
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń