Grudzień 2014
-Wiesz Richie wczoraj spadł śnieg- szeptał Wank, trzymając mocno kumpla za rękę- a twoja córka zjadła pierwszy raz zupkę ze słoiczka...
Czyściutka marchewka, od trzeciego miesiąca życia. Sam ją nakarmiłem, choć oczywiście na mnie napluła...
Ona mnie ogólnie nie lubi, ewnie ma to po tobie... A po za tym to dlatego, że miała nazywać się Severin...
-Weź, że głupku- mruknął Freund, po czym zamilkł.
Wankuś już tak miał. Przeczytał kiedyś jakiś artykuł, o tym, że ludzie w śpiączce rozumieją każde słowo, które do nich wypowiesz.
Że normalnie czują i myślą...
I że wsparcie najbliższych jest dla nich bardzo ważne.
Od pół roku trzymał się więc tego jako ostatniego skrawka nadziei.
Siadywał przy swoim przyjacielu kiedy tylko było to możliwe i opowiadał mu o wszystkim co działo się w około.
A przede wszystkim o każdej kolejnej dobie życia Melly, jej niemowlęcym uśmieszku, kolejnych 'postępach' czy zabrudzonych śliniaczkach.
I o tym, że na pewno będzie kiedyś jak jej mama...
-Ona chciała żebyś żył, pamiętasz? Tylko o to się troszczyła. Więc proszę, walcz nawet jeśli już nie masz siły. Walcz dla niej...
Zacisnął zęby, jakby zakończywszy to swoje nieustannie, powtarzane w kółko przemówienie.
-On jest cudowny- wyjąkał Atle.
-Tak- odparł Sev, który nie oglądał takiej sceny po raz pierwszy- najpierw zginie wszystko, potem umrze nadzieja... A Andreas zostanie na koniec...
-Oj, będzie dobrze...
Biedne Norki siedziały już Niemcom na głowie od trzech tygodni i ciągle nie otrzymywały pozwolenia na powrót do Skandynawii. To, jak i wycofanie się całego zespółu mistrzów olimpijskich z Pucharu Świata, wszystkie krajowe gazety komentowały bez litości...
Pisemka brukowe prześcigały się w stwarzaniu kolejnych, coraz to bardziej okrutnych teorii...
Trwała nieustanna pogoń za sensacją...
A nikt nie zauważał po prostu, że paru zwyczajnych młodych chłopaków już nie może...
Że to ich wykańcza...
Odbiera im resztki ochoty do przebywania na kuli ziemskiej...
-Dobrze, dobrze, a ja tu czytam kolejną rewelację na nasz temat- Freund z wściekłą miną wrzucił swojego, nowego IPhone do kieszeni- Jesteśmy chorzy psychicznie i wszyscy mamy inklinacje do targrania się na własne życie... A wy już nigdy stąd nie wyjedziecie- to ostatnie było rzucone do Norwegów.
-Święta idą- dodał Tom- chcę do mojej dziewczyny.
-Zamknij się, są większe problemy niż twoje chore potrzeby- syknął mu do ucha kolega z reprezentacji.
-Mówisz to bo sam nigdy...
-Ciiiii- przerwał im w tym momencie Wankuś- on mi uścisnął rękę.
-Człowieku...- Sevcio nie chciał już aby kumpel po raz kolejny zaczynał się łudzić..,
-Ale czekaj... Serio... Richie?
Cała czwórka stojąca przy szpitalnym łóżku zamieniła się w sztywne słupy soli...
Chłopak mrugał oczami...
~~***~~
Czyściutka marchewka, od trzeciego miesiąca życia. Sam ją nakarmiłem, choć oczywiście na mnie napluła...
Ona mnie ogólnie nie lubi, ewnie ma to po tobie... A po za tym to dlatego, że miała nazywać się Severin...
-Weź, że głupku- mruknął Freund, po czym zamilkł.
Wankuś już tak miał. Przeczytał kiedyś jakiś artykuł, o tym, że ludzie w śpiączce rozumieją każde słowo, które do nich wypowiesz.
Że normalnie czują i myślą...
I że wsparcie najbliższych jest dla nich bardzo ważne.
Od pół roku trzymał się więc tego jako ostatniego skrawka nadziei.
Siadywał przy swoim przyjacielu kiedy tylko było to możliwe i opowiadał mu o wszystkim co działo się w około.
A przede wszystkim o każdej kolejnej dobie życia Melly, jej niemowlęcym uśmieszku, kolejnych 'postępach' czy zabrudzonych śliniaczkach.
I o tym, że na pewno będzie kiedyś jak jej mama...
-Ona chciała żebyś żył, pamiętasz? Tylko o to się troszczyła. Więc proszę, walcz nawet jeśli już nie masz siły. Walcz dla niej...
Zacisnął zęby, jakby zakończywszy to swoje nieustannie, powtarzane w kółko przemówienie.
-On jest cudowny- wyjąkał Atle.
-Tak- odparł Sev, który nie oglądał takiej sceny po raz pierwszy- najpierw zginie wszystko, potem umrze nadzieja... A Andreas zostanie na koniec...
-Oj, będzie dobrze...
Biedne Norki siedziały już Niemcom na głowie od trzech tygodni i ciągle nie otrzymywały pozwolenia na powrót do Skandynawii. To, jak i wycofanie się całego zespółu mistrzów olimpijskich z Pucharu Świata, wszystkie krajowe gazety komentowały bez litości...
Pisemka brukowe prześcigały się w stwarzaniu kolejnych, coraz to bardziej okrutnych teorii...
Trwała nieustanna pogoń za sensacją...
A nikt nie zauważał po prostu, że paru zwyczajnych młodych chłopaków już nie może...
Że to ich wykańcza...
Odbiera im resztki ochoty do przebywania na kuli ziemskiej...
-Dobrze, dobrze, a ja tu czytam kolejną rewelację na nasz temat- Freund z wściekłą miną wrzucił swojego, nowego IPhone do kieszeni- Jesteśmy chorzy psychicznie i wszyscy mamy inklinacje do targrania się na własne życie... A wy już nigdy stąd nie wyjedziecie- to ostatnie było rzucone do Norwegów.
-Święta idą- dodał Tom- chcę do mojej dziewczyny.
-Zamknij się, są większe problemy niż twoje chore potrzeby- syknął mu do ucha kolega z reprezentacji.
-Mówisz to bo sam nigdy...
-Ciiiii- przerwał im w tym momencie Wankuś- on mi uścisnął rękę.
-Człowieku...- Sevcio nie chciał już aby kumpel po raz kolejny zaczynał się łudzić..,
-Ale czekaj... Serio... Richie?
Cała czwórka stojąca przy szpitalnym łóżku zamieniła się w sztywne słupy soli...
Chłopak mrugał oczami...
~~***~~
Tak... Była z nim z pewnością...
Nie wie co prawda gdzie byli...
Nie pamięta ani jednego słowa, które wypowiedzieli przez ten czas...
Może nic nie mówili?
Nie przemieszczali się?
Pewne jest tylko, że ostatnie miesiące spędził z nią.
Z Veruś...
Ze swoim szczęściem.
Z brzoskwiniowym szamponem do włosów...
Ale nagle puściła mu rękę...
Wytworzyła się między nimi szyba.
Jakby szklana...
I te paluszki błądziły po drugiej stronie tej szyby...
Nie mógł do niej wrócić...
Co więcej, jej uśmiech to popierał...
Pokazywał mu 'idź'...
Bez słów...
Znowu bez słów...
Zawsze bez słów...
Tylko gestem...
Poczuł, że kręci mu się w głowie...
Karuzela...
Wesołe miasteczko...
Wreszcie robi się czarno...
Grunt zapada się pod nogami...
Świat wraz z nim leci w dół...
Pociąga go w głębinę
Tak jak wtedy.
Lądowanie...
Miękko, ciepło...
Wszystko go boli...
Czuje się jak wędrowiec, który powrócił z bardzo dalekiej podróży...
Nie wie co prawda gdzie byli...
Nie pamięta ani jednego słowa, które wypowiedzieli przez ten czas...
Może nic nie mówili?
Nie przemieszczali się?
Pewne jest tylko, że ostatnie miesiące spędził z nią.
Z Veruś...
Ze swoim szczęściem.
Z brzoskwiniowym szamponem do włosów...
Ale nagle puściła mu rękę...
Wytworzyła się między nimi szyba.
Jakby szklana...
I te paluszki błądziły po drugiej stronie tej szyby...
Nie mógł do niej wrócić...
Co więcej, jej uśmiech to popierał...
Pokazywał mu 'idź'...
Bez słów...
Znowu bez słów...
Zawsze bez słów...
Tylko gestem...
Poczuł, że kręci mu się w głowie...
Karuzela...
Wesołe miasteczko...
Wreszcie robi się czarno...
Grunt zapada się pod nogami...
Świat wraz z nim leci w dół...
Pociąga go w głębinę
Tak jak wtedy.
Lądowanie...
Miękko, ciepło...
Wszystko go boli...
Czuje się jak wędrowiec, który powrócił z bardzo dalekiej podróży...
-Richie?
-Goldie... Gdzie jesteś kochanie?
Zaraz...
Jakaś kosteczka w jego mózgu wskakuje na właściwe miejsce...
Leży na łóżku, przypięty do całego stosu różnych maszyn...
Wokół roztacza się mały, ciasny, przyciemniony pokoik...
Wank...
Severin...
Norwedzy... A Ci to co tutaj robią?
Jednocześnie, wraz z powracającą świadomością, uderza w niego nagłe, niegasnące uczucie pustki...
Coś pamięta...
Ona była chora...
Bardzo chora...
Ale zaręczyli się i mieli mieć synka...
A potem był ten dzień...
Najkoszmarniejsze słowa jakie kiedykolwiek mógłby usłyszeć, po prostu padły...
I zleciał ze skoczni, tyle...
A potem nie wie już co się działo...
Wie tylko, że do niego przyszła...
-Richie?- Wank trzyma go za rękę, a na jego twarzy widać ten prawdziwy, jakby dawno nieużywany uśmiech...
-Gdzie jest...?- pierwsze słowa po tak długim czasie wyszły z jego ust z niespotykanie ciężkim trudem.
Miny chłopaków mówiły same za siebie. Sev pokręcił tylko przecząco głową...
-Ale ty żyjesz... To się teraz liczy najbardziej...
-Tak ja żyję... Tylko ja...- jego głos był niemrawy, przepełniony echem głębokiego, wewnętrznego protestu. Obrócił się na brzuch, oparł na łokciach, po czym ukrył twarz w dłoniach...
Chłopcy stali obok, właściwie nie wiedząc co robić.
Wiedzieli doskonale co przeżywa ich przyjaciel...
Ten grymas bólu...
Jakby ktoś stał obok niego i cały czas kopał go bez litości...
Jakby jakiś potwór wyżerał mu kawałek po kawałku serce...
A z drugiej strony oni sami byli teraz w siódmym niebie.
Odzyskali go, choć po za Andreasem wszyscy dawno już stracili nabór nadzieję...
Znów był z nimi...
Może ten cały chory kołowrotek się wreszcie zatrzyma?
Może skończy się oskarżanie wszystkich dookoła o morderstwo?
(Morderstwa nie było, w końcu)
Może...
-Żyję. Ale ja już nie chcę żyć- wyszeptał Richard- już nie mam dla kogo. To ona zmieniła moje życie, ona nadała mu jakiś głębszy sens...
Nauczyła mnie kochać... Ja chcę do niej, tu i teraz...
-Freitag, nie możesz tego zrobić. Ty musisz tu zostać- Severin zaczął wykorzystywać swój ostatnio ujawniony talent psychologiczny- ty przecież masz dziecko...
Na te słowa brunet na chwilę powrócił do pozycji siedzącej.
-Jak to? Przecież ona... Ona...
-Urodziła małą pod koniec września. Zawsze Ci mówiłem, że kochasz heroskę, prawda? Wszystko by zrobiła, żeby to dziecko przyszło na świat...
-Września?- wyjąkał głupawo- to już jest październik? Spóźniłem się... Chwilę, parę dni...
-Richie- wtrącił Wank- mamy dwudziestego grudnia... Trzeba się do świąt szykować.
-Boże... Dziewięć miesięcy snu... Ale zaraz, córeczka?
-Tak- odparł Andi głosem przepełnionym uczuciem- jest cudowna. Ma twoje oczy, twój uśmiech, twoje rysy i te twoje nieznośne dołeczki...- wyrecytował to ostatnie jakby z pamięci, pamiętając dokładnie treść ostatniego listu Veroniki.
Nie wiedział jak bardzo cieszy tymi słowami kumpla...
A jednocześnie nie wiedział, że to wszystko nie ma już dla Richiego żadnego znaczenia...
Córka Goldie byłaby jego córką, nie zależnie kto pełniłby rolę jej biologicznego ojca...
Po prostu każdy odłamek jego narzeczonej, był częścią jego duszy.
-Ale włosy będzie mieć z pewnością jaśniutkie... Jak ty to mówiłeś?
-Płowe zboża- szepnął, a na jego cierpiących ustach, pojawił się słaby delikatny uśmiech- a gdzie ona teraz jest- zapytał- muszę ją zobaczyć...
-Twoja siostrzyczka ją pilnuje- wyjaśnił Sev- ją i Wellingera zresztą...
-Co? Moja siostra pilnuje Andiego? Ale po co?- wyjąkał, choć jego mina mówiła, że zna prawdopodobną odpowiedź bardziej niż ktokolwiek z obecnych.
-No więc...- zaczął Freund- co do twojej Lizzy to wiesz, że zawsze miała do niego słabość... A on? Ja już nie wiem co się z nim dzieje, straciliśmy nad nim jakąkolwiek kontrolę. Coś go dręczy, bardzo, bardzo... Nie daje mu normalnie funkcjonować...
Freitag zamknął nerwowo oczy.
-Muszę z nim pogadać... Jak najszybciej, zgoda. No i muszę zobaczyć moją małą...
-Melanie Andrea Freitag- uzupełnił wiedzę przyjaciela w tej elementarnej kwestii Wankuś.
-Nie powstrzymałeś się od tej Andrei, co nie?
-O rany... Ważne, że jest Melly, a nie Severin. Richard...- dodał po chwili- nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że Cię odzyskaliśmy... Ona też się cieszy...
Czuł to.
Czuł to doskonale...
Rozumiał, że musi pozostać na świecie, na którym już nie ma dla niego miejsca...
~~ *** ~~
-Goldie... Gdzie jesteś kochanie?
Zaraz...
Jakaś kosteczka w jego mózgu wskakuje na właściwe miejsce...
Leży na łóżku, przypięty do całego stosu różnych maszyn...
Wokół roztacza się mały, ciasny, przyciemniony pokoik...
Wank...
Severin...
Norwedzy... A Ci to co tutaj robią?
Jednocześnie, wraz z powracającą świadomością, uderza w niego nagłe, niegasnące uczucie pustki...
Coś pamięta...
Ona była chora...
Bardzo chora...
Ale zaręczyli się i mieli mieć synka...
A potem był ten dzień...
Najkoszmarniejsze słowa jakie kiedykolwiek mógłby usłyszeć, po prostu padły...
I zleciał ze skoczni, tyle...
A potem nie wie już co się działo...
Wie tylko, że do niego przyszła...
-Richie?- Wank trzyma go za rękę, a na jego twarzy widać ten prawdziwy, jakby dawno nieużywany uśmiech...
-Gdzie jest...?- pierwsze słowa po tak długim czasie wyszły z jego ust z niespotykanie ciężkim trudem.
Miny chłopaków mówiły same za siebie. Sev pokręcił tylko przecząco głową...
-Ale ty żyjesz... To się teraz liczy najbardziej...
-Tak ja żyję... Tylko ja...- jego głos był niemrawy, przepełniony echem głębokiego, wewnętrznego protestu. Obrócił się na brzuch, oparł na łokciach, po czym ukrył twarz w dłoniach...
Chłopcy stali obok, właściwie nie wiedząc co robić.
Wiedzieli doskonale co przeżywa ich przyjaciel...
Ten grymas bólu...
Jakby ktoś stał obok niego i cały czas kopał go bez litości...
Jakby jakiś potwór wyżerał mu kawałek po kawałku serce...
A z drugiej strony oni sami byli teraz w siódmym niebie.
Odzyskali go, choć po za Andreasem wszyscy dawno już stracili nabór nadzieję...
Znów był z nimi...
Może ten cały chory kołowrotek się wreszcie zatrzyma?
Może skończy się oskarżanie wszystkich dookoła o morderstwo?
(Morderstwa nie było, w końcu)
Może...
-Żyję. Ale ja już nie chcę żyć- wyszeptał Richard- już nie mam dla kogo. To ona zmieniła moje życie, ona nadała mu jakiś głębszy sens...
Nauczyła mnie kochać... Ja chcę do niej, tu i teraz...
-Freitag, nie możesz tego zrobić. Ty musisz tu zostać- Severin zaczął wykorzystywać swój ostatnio ujawniony talent psychologiczny- ty przecież masz dziecko...
Na te słowa brunet na chwilę powrócił do pozycji siedzącej.
-Jak to? Przecież ona... Ona...
-Urodziła małą pod koniec września. Zawsze Ci mówiłem, że kochasz heroskę, prawda? Wszystko by zrobiła, żeby to dziecko przyszło na świat...
-Września?- wyjąkał głupawo- to już jest październik? Spóźniłem się... Chwilę, parę dni...
-Richie- wtrącił Wank- mamy dwudziestego grudnia... Trzeba się do świąt szykować.
-Boże... Dziewięć miesięcy snu... Ale zaraz, córeczka?
-Tak- odparł Andi głosem przepełnionym uczuciem- jest cudowna. Ma twoje oczy, twój uśmiech, twoje rysy i te twoje nieznośne dołeczki...- wyrecytował to ostatnie jakby z pamięci, pamiętając dokładnie treść ostatniego listu Veroniki.
Nie wiedział jak bardzo cieszy tymi słowami kumpla...
A jednocześnie nie wiedział, że to wszystko nie ma już dla Richiego żadnego znaczenia...
Córka Goldie byłaby jego córką, nie zależnie kto pełniłby rolę jej biologicznego ojca...
Po prostu każdy odłamek jego narzeczonej, był częścią jego duszy.
-Ale włosy będzie mieć z pewnością jaśniutkie... Jak ty to mówiłeś?
-Płowe zboża- szepnął, a na jego cierpiących ustach, pojawił się słaby delikatny uśmiech- a gdzie ona teraz jest- zapytał- muszę ją zobaczyć...
-Twoja siostrzyczka ją pilnuje- wyjaśnił Sev- ją i Wellingera zresztą...
-Co? Moja siostra pilnuje Andiego? Ale po co?- wyjąkał, choć jego mina mówiła, że zna prawdopodobną odpowiedź bardziej niż ktokolwiek z obecnych.
-No więc...- zaczął Freund- co do twojej Lizzy to wiesz, że zawsze miała do niego słabość... A on? Ja już nie wiem co się z nim dzieje, straciliśmy nad nim jakąkolwiek kontrolę. Coś go dręczy, bardzo, bardzo... Nie daje mu normalnie funkcjonować...
Freitag zamknął nerwowo oczy.
-Muszę z nim pogadać... Jak najszybciej, zgoda. No i muszę zobaczyć moją małą...
-Melanie Andrea Freitag- uzupełnił wiedzę przyjaciela w tej elementarnej kwestii Wankuś.
-Nie powstrzymałeś się od tej Andrei, co nie?
-O rany... Ważne, że jest Melly, a nie Severin. Richard...- dodał po chwili- nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że Cię odzyskaliśmy... Ona też się cieszy...
Czuł to.
Czuł to doskonale...
Rozumiał, że musi pozostać na świecie, na którym już nie ma dla niego miejsca...
~~ *** ~~
Wankuś wiele się nie pomylił...
Ryśkowa siostra namawiała właśnie Wellingera, żeby był łaskawy coś zjeść...
Odkąd wrócił z tego szpitala wyglądał na jeszcze bardziej obłąkanego.
Żyjącego w jakimś równoległym demonicznym wszechświecie.
Cierpiącego na rozdwojenie jaźni.
A ona?
Chciała się nim opiekować zupełnie dobrowolnie.
Dlaczego?
Może to dlatego, że był przyjacielem jej ukochanego brata, który od najmłodszych lat był jej przewodnikiem po świecie...
Brata, którego straciła, być może już na zawsze...
A może to przez to dziecięce zauroczenie czternastolatki, które poczuła po raz pierwszy, gdy dwa lata temu wraz z Wankiem przyszedł do nich na obiad?
W każdym razie w tym chłopaku coś było...
-Andi, zrobiłam Ci herbatę...
-Boże... Veruś, przepraszam...
Znowu był pogrążony w jakimś półśnie. Otworzył oczy...
-To dziecko mnie nienawidzi- powiedział patrząc na Melly.
-Niby za co? Ona ma trzy miesiące, ona potrafi tylko kochać. Spokojnie...
Chwyciła go za rękę. Nie trzeba było być specjalistą aby zrozumieć, że nie wszystkie zawarte na niej ślady były efektami tajemniczego wypadku...
Niektóre z pewnością zadane były po prostu żyletką.
I nigdy nie dane im było się zagoić, bo ledwie pojawiały się strupy, to samo miejsce zostało rozcinane od nowa...
-Ty też byś mnie nienawidziła Liz- kontynuował - gdybyś tylko znała całą prawdę...
"Jak mam Cię nienawidzić, skoro mi się tak strasznie podobasz"- przemknęło dziewczynie przez głowę.
Na głos nie powiedziała nic... Tylko pogładziła go po policzku
-Welli... To powiedz wreszcie tą swoją prawdę. Nie widzisz, że przez to umierasz? A nie możesz... Nie chcę tracić jeszcze Ciebie- dodała szeptem.
-Nie umiem... To wszystko moja wina. Gdyby nie ja, wszystko skończyłoby się inaczej...
Lizzie pod wpływem jego wyznania upuściła kubek na ziemię.
Nie rozumiała...
I chyba nie chciała zrozumieć...
Ryśkowa siostra namawiała właśnie Wellingera, żeby był łaskawy coś zjeść...
Odkąd wrócił z tego szpitala wyglądał na jeszcze bardziej obłąkanego.
Żyjącego w jakimś równoległym demonicznym wszechświecie.
Cierpiącego na rozdwojenie jaźni.
A ona?
Chciała się nim opiekować zupełnie dobrowolnie.
Dlaczego?
Może to dlatego, że był przyjacielem jej ukochanego brata, który od najmłodszych lat był jej przewodnikiem po świecie...
Brata, którego straciła, być może już na zawsze...
A może to przez to dziecięce zauroczenie czternastolatki, które poczuła po raz pierwszy, gdy dwa lata temu wraz z Wankiem przyszedł do nich na obiad?
W każdym razie w tym chłopaku coś było...
-Andi, zrobiłam Ci herbatę...
-Boże... Veruś, przepraszam...
Znowu był pogrążony w jakimś półśnie. Otworzył oczy...
-To dziecko mnie nienawidzi- powiedział patrząc na Melly.
-Niby za co? Ona ma trzy miesiące, ona potrafi tylko kochać. Spokojnie...
Chwyciła go za rękę. Nie trzeba było być specjalistą aby zrozumieć, że nie wszystkie zawarte na niej ślady były efektami tajemniczego wypadku...
Niektóre z pewnością zadane były po prostu żyletką.
I nigdy nie dane im było się zagoić, bo ledwie pojawiały się strupy, to samo miejsce zostało rozcinane od nowa...
-Ty też byś mnie nienawidziła Liz- kontynuował - gdybyś tylko znała całą prawdę...
"Jak mam Cię nienawidzić, skoro mi się tak strasznie podobasz"- przemknęło dziewczynie przez głowę.
Na głos nie powiedziała nic... Tylko pogładziła go po policzku
-Welli... To powiedz wreszcie tą swoją prawdę. Nie widzisz, że przez to umierasz? A nie możesz... Nie chcę tracić jeszcze Ciebie- dodała szeptem.
-Nie umiem... To wszystko moja wina. Gdyby nie ja, wszystko skończyłoby się inaczej...
Lizzie pod wpływem jego wyznania upuściła kubek na ziemię.
Nie rozumiała...
I chyba nie chciała zrozumieć...
-Welli...- zaczęła.
W tym momencie przerwał jej Wank. Wank, który wszedł do pokoju, szeptając jej coś na ucho...
Wcisnęła mu dziecko na ręce, po czym
wybiegła z pokoju nakładając w pośpiechu kozaki.
Wszystkie błędy młodego Pana W. chwilowo wyleciały jej z głowy...
Sam Andi zaś, dalej leżał skulony na kanapie...
Słowa imiennika z jednej strony mu ulżyły, przywróciły jakieś resztki...
Ulgi?
Honoru?
Człowieczeństwa?
A z drugiej bał się jeszcze bardziej...
Bo patrzył na Wanka tłumaczącego małej sierotce, że wreszcie odzyska swojego tatusia i wiedział...
Wiedział co ma zrobić...
Musi...
Dłużej tak nie da się żyć...
Podobno w każdym człowieku jest choć odrobina ukrytego dobra...
_______________________________
Jak same widzicie... Skończyłam już mieszać i zgodnie z obietnicą zbliżamy się do rozwiązania...
Jeszcze około 5 rozdziałów i epilog...
Początkowo on miał umrzeć, ale...
Po pierwsze: to rozwiązanie będzie 'głębsze'.
Po drugie: z bólem serca stwierdzam, że jestem infantylna...
A po trzecie: to już i tak nie ma opcji happy endu więc co tam...
Ściskam i pozdrawiam:*
Wiesz co? Jestem w tak głębokim dołku, że nawet nie umiem się cieszyć, że mój Rysio żyje. Bo ja byłam pewna, że on umrze, nawet już się chyba z tym pogodziłam.
OdpowiedzUsuńI nie wierzę, że to piszę, znasz mnie przecież trochę, ale Welli chyba naprawdę ma coś z głową. No bo wszystko mogę zrozumieć, ale żeby się ciąć?
I nie mów mi o kończeniu tego, bo naprawdę się rozpłaczę.
Przepraszam za ten komentarz, mój geniuszu.
Ściskam <3
Geniusz to ty jesteś, mi jeszcze dużo brakuje...
UsuńA koniec?
Po prostu ta historia jest dokładnie zaplanowana...
Nie da się jej ani troszkę przedłużyć...
Nie umiałam Rysia zabić<3
Ściskam i pozdrawiam:*
Ci co przed chwilą ściągali obok mojego domu drzewo z linii elektrycznych, bo włączyli prąd przed skokami <3 :D
OdpowiedzUsuńWiesz co? Jak wena tak opowiadał Ryśkowi o Melly to ja się popłakałam ;c To było takie smutne, że po prostu łzy mi po oczach zaczęły płynąć. Malutka musi być taka słodka :3
Nie potrafię nic więcej napisać ;-;
weny kochana :*
Rysiek żyje, ale to dalej nie ułatwia tej chorej sytuacji. Z każdym rozdziałem jestem coraz bardziej pewna tego, że Welliś maczał w tym wszystkim swoje małe paluszki, a w jego blond główce siedzi coś niedobrego. Sorry Welliś, ale jesteś w tym opowiadaniu do odstrzału. Bo wychodzi na to, że cokolwiek zrobił, to zrobił to z premedytacją.
OdpowiedzUsuńI bardzo mnie ciekawi ten moment, kiedy Wank mówi do małej o tym, że odzyskała tatusia. Bo wtedy Welli uświadamia sobie, że musi skończyć z kłamstwami.
Ale z drugiej strony ( jeśli obstawimy zdradę) to przecież sama Vera przyznała, że córka jest podobna do Richarda. Ale faceci takich rzeczy nie zauważają, po za tym Welli nie czytał listów Very, więc może jest pewien, że to jego dziecko? I dlatego ma wyrzuty sumienia. Sama już nie wiem.
A dzisiaj Rysiu 3 miejsce :) To się nazywa wejście smoka.
Pozdrawiam :)
Dziękuję:)
UsuńWelli listów Veroniki nie czytał, a ponad to wśród jego zmartwień nie ma myśli czyim dzieckiem jest mała...
Małą jest Rysia i wszyscy to wiedzą...
On ma bardziej problemy ze sobą...
Pozdrawiam:)
Jeju, serce mi się kraja jak czytam o Wellim.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem co mam tu napisać. Dalej mam w głowie mętlik i nie umiem połączyć tych faktów. Jedyne co wiem, to że Andi miał w tym czynny udział. No ale już pod poprzednim rozdziałem powiedziałam, że nie będę snuć domysłów, bo to chyba nie na moją głowę. Cierpliwie poczekam, aż nam to wyjaśnisz :)
Rysio żyje, to najważniejsze :)
No to już niewiele zostało do wyjaśnienia tych wszystkich domysłów.
Usuńrysiu żyje<3
Dziękuję i pozdrawiam.
Oh Welli, Welli, coś ty takiego uczynił, że doprowadziłeś się do takiego stanu? Richi się obudził (i od razu trzecie miejsce w zawodach), a ja zamiast się cieszyć, to czuję, jak kraja mi się serce za sprawą tego dzieciaka. No własnie - serce mi się kraja, a jeśli on naprawdę doprowadził do tego wszystkiego, co się wydarzyło, jeśli był odpowiedzialny w jakimś stopniu za 'wypadek', to zdecydowanie nie powinnam tak na niego reagować. Powinnam go nie lubić, powinnam być na niego wściekła, a jednak nie umiem, widząc jak gryzą go wyrzuty, jak cierpi i rani siebie. No i chyba w pewnym stopniu boję się tej końcówki rozdziału, tego że tak dalej się nie da żyć! Welli nie! Mam nadzieję, tak ogromną nadzieję, że to oznacza coś dobrego, że to znaczy, że on wyrzuci z siebie w końcu to wszystko, co go trapi, a nie, że on sobie coś zrobi. I nie wiem czemu, ale tak uparcie nie chcę uwierzyć w jego premedytację, w to, że mógł celowo mieszać w życiu Very i Richarda, że naprawdę chciał zrobić coś Freitagowi. Nie potrafię dopuścić do siebie myśli, że ten osobnik od zapisków, który może i miał w sobie jakąś skruchę, ale nie aż takie cierpienie, i ten zmiażdżony przez życie i krainę czarnych demonów Andi to ta sama osoba. Naiwnie chce wierzyć, że to wszystko podziało się jakoś bez jego wiedzy, bez jego premedytacji, że stał się tak samo jak Vera ofiarą jakiegoś innego osobnika, albo po prostu swojej miłości, ale nie takiej, która prowadzi do zła, tylko pcha do popełnienia błędów - nawet takich jak współpraca z kimś złym, jak zgoda na przespanie się z Veronicą w jakimś celu, tzn celu dla tamtego kogoś. A może on właśnie nie chciał zrobić nic złego Veronice, może własnie dlatego to wszystko się tak podziało? Wmówie sobie wszystko, żeby nie pomyśleć, że Welli z premedytacja wykorzystał Goldie, a później skrzywdził Richarda.
OdpowiedzUsuńTo byłby cios. Dla wszystkich, a w tym momencie chyba w szczególności dla Liz, a nie wiem czemu, ale bardzo ją polubiłam. Jej dobroć, jej troskę i to jej zauroczenie Wellim. Gdyby nagle okazał się ta bardzo zły, to by ją bardzo zraniło. Nie, nie, nie zgadzam się.
No ale ja dalej nie wiem co Richi miał zdecydować, a miałam się dowiedzieć po tym rozdziale i nie wiem :( Cieszę się natomiast, że postanowiłaś go wybudzić. Zastanawia mnie jednak, że on tak szybko chciał porozmawiać z Wellim - moja wielka nadzieja odnośnie Andiego mi każe myśleć, że gdyby to Welli i gdyby to było wszystko z premedytacją, to Rysiek chyba by nie chciał z nim rozmawiać zaraz po przebudzeniu. Tak, łudzę się i łudzę, a się pewnie okaże, że on jest zły, bardzo zły i po prostu z miłości do Very był skłonny do wszystkiego.
No i tak oto z wyjątkowo przyjemnego i takiego zdawałoby się wesołego odcinka pan Wellinger nam zrobił smutny, ale ja i tak się pocieszę przebudzonym Ryśkiem. Nawet jeśli musiał przeżyć ten ogromny ból dowiedzenia się o śmierci ukochanej, ale ważne ze się obudził i zrozumiał, że ma dla kogo żyć. Dla swojej córeczki. Tak Richi, musisz żyć, żeby ta cząsteczka Paryża nie została bez obojga rodziców. Tym bardziej, ze na szczęście nie nazywa się Severin :D To było genialne, tak samo jak Andrea ale to Wankowe: 'Ważne, że jest Melly, a nie Severin.' po prostu mnie rozłożyło, tak samo jak to na początku: 'Ona mnie ogólnie nie lubi, pewnie ma to po tobie... A po za tym to dlatego, że miała nazywać się Severin...' - Uwielbam tego Wanka i to jak opowiadał Richardowi o śniegu o jedzeniu zupek. Łezka mi się zakręciła w oku.
Odcinek jak zawsze cudowny i Richard się obudził :D A Welliemu ukradniemy wszystkie żyletki i może się mu polepszy.
Czekam grzecznie na więcej w takim razie.
Dziękuję za komentarz<3
UsuńW poprzednim rozdziale chodziło mi bardziej o to, że decyzje życiowe Richiego są nie związane z marcem...
Najgorsze i najcięższe mu się dopiero przydarzy...
A powrót Welliego do równowagi będzie trudniejszy...
Niż ktokolwiek to sobie wyobraża...
Ten odcinek wygrał Wank! Jejku jaki on jest rozczulający z tym mówieniem i z tą wiarą w kumpla. Zagadka jest niesamowicie skomplikowana i cały czas mam wrażenie, że coś mi umyka. Dlatego czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńUmyka?
UsuńZ pewnością idziesz w dobrym kieerunku:)
Spokojnie, to już długo nie potrwa...
Dziękuję i pozdrawiam.
Przestań, nie jesteś w żadnym stopniu infantylna. Czy Ty sobie dziewczyno nie zdajesz sprawy jak cholernie dobre jest to opowiadanie?
OdpowiedzUsuńStrasznie dużo myśli mam w głowie po tym rozdziale i nie wiem od czego zacząć a i tak o połowie zapomnę napisać :)
Welli - no więc nie wiem, czy kiedyś o tym wspominałam, ale mam wrażenie, że jednak tak - on się obwinia, że nie był w stanie uchronić Ver przed skrzywdzeniem przez tego kogoś, kogo Richie uważa za ojca Melly. Ewentualnie jeszcze bym tu dorzuciła, że on wie, kto Rysiowi tak ładnie pomajstrował przy nartach i że obwinia się o jego wypadek. Albo jedno, albo drugie.
Albo oba.
Sama już nie wiem, a to właściwie koniec mojej teorii. Czy to jest jeden i ten sam człowiek - ten domniemany (choć pewnie tylko Rysiek w to wierzy) ojciec Melly i ten gościu od wypadku na skoczni? Nie wiem. Jak dla mnie wciąż jest za mało informacji, choć dam sobie rękę uciąć, że gdybym była dobra w dedukcji to pewnie tych danych do wykminienia tego byłoby wystarczająco.
Ja się zgadzam, że Wank wygrywa ten rozdział. Tak. Bo po prostu ten początek był równocześnie przeuroczy i rozwalający :D
"A po za tym to dlatego, że miała nazywać się Severin..." i potem to "ważne, że jest Melly a nie Severin". O rany. Kochany :)
Ale tak mi ciężko na sercu jak czytam teraz o Rysiu - po jego wybudzeniu. Ty masz rację - tu nie ma szansy na happy end i to jego takie powrócenie do życia nic w tej kwestii nie zmienia. Bo on cierpi. Cholernie. I tak naprawdę jedyne dobre w tej sytuacji jest to, że Melly będzie mieć tatusia i wujka, a nie tylko szalonego i mega rozczulającego wujka.
Jesteś niesamowita :)
Buziaki, kochana :***
Kochana moja, ja jestem infantylna bo zakończenie zmieniłam, żeby był jeszcze większy melodramat...
UsuńA może taka zwykła śmierć byłaby prostsza i co tu gadać bardziej przejrzysta i życiowa?
Wank wygrał rozdział... Znowu.
No, przynajmniej z jego kreacji mogę być w pełni zadowolona...
Dziękuję i pozdrowienia<3
No nie mogę.
OdpowiedzUsuńDo czego ten Wellinger doprowadza?
Ech.
Martwię się.
On jest taki biedny i zagubiony.
Jak dziecko.
Którym tak naprawdę on jeszcze jest.
Wiadome jest to, że on coś wie.
Że zna całą prawdę.
Tylko dobrze by było, gdyby się odważył i wyznał to wszystko.
Nawet, gdyby byłoby to coś strasznego
A takie mam obawy.
Ale mam też jeszcze nadzieję, że to jednak taka zmyłka. Że ten dzieciak niczego złego nie zrobił.
Ach, Richie się obudził! Nawet nie wiesz, jak się cieszę :D
Ale to oznacza, że wszystko zmierza ku rozwiązaniu. A ja nie chcę, żeby to się kończyło :(
Jesteś genialna!
Buziaki, kochana <3333
Dzięki skarbie...
UsuńWszystko się kończy, a ja będę bardzo duma , że mi jako mistrzowi słomianego zapału wielkim sukcesem wyda się zakończenie opowiadania...
Ja jestem ciekawa waszych emocji za chwilę, myślę , że one pomogą mi wybrać pomiędzy takimi dwoma opcjami co i jak....
Ściskam Cię<3