sobota, 30 listopada 2013

15. Właśnie dlatego, że Cię kocham, nie pozwolę Ci poznać całej prawdy...

                                        28 luty 2014
(wiem jestem wredna, przewinęłam na koniec miesiąca)...
     ___________________________
Złoto...
Błyszczący się w blasku słońca anielski kruszec.
Słodki, choć paradoksalnie jakże metaliczny posmak w kącikach ust, ochładzający je podczas godzinnego pozowania do zdjęć...
Tak, multimedalista olimpijski ma prościutką drogę do raju...
Ale i do piekła...
Ci nieznośni dziennikarze, mordercze konferencje ( po których jedynym miejscem, w jakim chciałby się znaleść było łóżko... Więcej, to łóżko służyłoby mu do spania...)
I te świecące w oczy flesze...
Oj, było tylko jedno na świecie, co dawało mu siłę to wytrzymać...
ONA.
Jego siła, ale ostatnio także nieustająca potęga niepokoju...
Zachowywała się tak dziwnie...
Jakby straciła ten nieustanny optymizm...
Odkąd wyjechał do Rosji sama od siebie nie zadzwoniła ani razu...
A na jego telefony jedyną odpowiedzią był tępy, nieustanny pisk... Próba zatrzymania łez...
Kochała go, była z niego dumna, ale coś przysłaniało promienność jej głosiku.
Domyślał się jednego...
Ostatnio coraz częściej odwiedzała lekarzy...
Na półce nad ich łóżkiem leżały coraz większe stosy tabletek...
Była coraz słabsza, coraz bardziej przez te wszystkie specyfiki otłumaniona...
Potrzebowała go jak wody na pustyni ( gdyby bawić się porównaniami w stylu Wanka...)
Nie mógł jej zawieść...

Wysiadł w samochodu dosłownie biegnąc w stronę wejściowych drzwi.
Ostatni raz samym dano im być w końcu ponad miesiąc temu .
I to jak dano...
Siedzieli sobie w pokoju w hotelu dzień przed odlotem do Soczi, aż tu nagle zadzwoniła mu komórka. Głos w słuchawce przedstawił się jako jego siostrzyczka, mówiąc, że ich mama jest w szpitalu i żeby jak najszybciej przyjeżdżał do domu.
Zostawił Veruś pod opieką chłopaków, gdyż już wtedy nie czuła się dobrze i poleciał, nawet już niczego nie ustalając... Tyle, że na miejscu zastał całą, swoją rodzinkę w idealnym zdrowiu...
Żałosne dowcipy fanów (albo raczej ich przeciwieństw)...
Tak przynajmniej mu się wtedy wydawało...
-Goldie? Skarbie?- jedynym co zareagowało na jego okrzyk była głucha cisza- jesteś?
Nawet nie rozbierając się wszedł pospiesznie na górę...
Myślał już tylko o tych płowych włosach zasłaniających mu twarz. Łaskoczących, wchodzących do oczu i do buzi. Pamiętał jak poczuł je po raz pierwszy, w taki cudowny niewinny sposób... I te późniejsze razy gdy nie były już jasnym polem zbóż, tylko istną burzą.
Tyle, że dzisiaj wcale tak nie wyglądała...
Leżała na łóżku z twarzą w mokrej od łez poduszce. Nawet nie zauważyła jego powrotu.
-Kochanie?- podbiegł do niej, chwytając jej twarz w ręce...
-Wróciłeś?- powiedziała cicho- mieliście iść na obiad w ministerstwie sportu...
-Chłopcy mi znajdą jakieś usprawiedliwienie- zaśmiał się ścierając palcami łzy z czerwonych policzków narzeczonej- kocham Cię, wiesz?
Zamiast mu odpowiedzieć dziewczyna wybuchnęła jeszcze większym szlochem.
-Ver? - posadził ją sobie na kolanach- co się dzieje? Tu i teraz...
-Więc- zaczęła- więc...
-Golduś, pamiętasz co powiedział lekarz? Nie wolno Ci się denerwować, pod żadnym pozorem, spokojnie...
-Richie... Jak ja Ci powiedziałam, że ja nie znam mojej rodziny, tej biologicznej, to to nie była prawda do końca...
-Tak... ?
-Ja jak dostałam ich adres, to tam pojechałam... W końcu chciałam kogoś mieć... Z tym,  że to była jakaś ogromna banda... Wszędzie alkohol i rozsypane proszki... I jak się dowiedzieli, że mam trochę kasy schowanej, że mieszkanie wynajmuję, to chcieli mi wszystko zabrać... Niby pieniędzy potrzebowali. A ja oczywiście zaczęłam uciekać... Ja zawsze uciekam, całe życie...
-Veruś...
- Jak się dowiedziałam, że jestem chora, to też wcale nie dlatego, że zemdlałam na przystanku. Przyjechali do mnie i ktoś mnie tak uderzył w głowę, że zemdlałam... Położyli mnie w szpitalu i przez przypadek to wyszło. A ja na prawdę nie miałam dużo...
-Maleńka, ale dlaczego ty teraz o to płaczesz?
-Bo Richie, oni tu przyjechali... I chcą naszego domu... I powiedzieli,  że jak tylko mnie rzucisz to oddam im go od razu. Mają już sposób, żeby to się stało... Zobaczysz...
-Dziewczyno- starał się jakoś odpowiedzieć na tą niezrozumiałą plątaninę słów- niech te porąbane typy się od Ciebie natychmiast odwalą, bo jak nie... Nie bój się, będę z tobą aż do śmierci...
-To mi powiesz w maju... Jeśli będziesz w ogóle chciał...- dodała.
Nie chciała mu mówić nic więcej, ale cała sprawa z jej pseudo-rodziną była na prawdę małym piwem, przy tym co ciążyło jej najbardziej.
Przy tym czego nie mógłby jej wybaczyć, choć przecież naprawdę nie było w tym żadnej jej winy...
A ona nie umiała bez niego żyć.
Liczyła, że ten chory mechanizm się zatrzyma, wyciszy...
Że ten dzieň z początku lutego nie odciśnie piętra na ich wspólnej przyszłości...
-Ej- wyrwał ją z tej czarnej zadumy- jaki maj? Mogę Ci to mówić w kółko jeśli tylko zechcesz skarbie...
-Nauczyłeś się na pamięć?
-Wank mnie nauczył- parsknął- więc żadnej pomyłki nie będzie. Ty mój najlepszy złoty medalu...
-A właśnie... Przepraszam, zapomniałam o nich, pokażesz?
Rozpięła mu kurtkę i ściągnęła z szyi trzy błyszczące krążki...
-I co?- spytał dumny- to wszystko dla Ciebie...
-Wiem... Ale popatrz- pokazała mu napisy na jego zdobyczy- Masz tu dwa za drużynówkę...
-Że co? Wank paraduje po mieście z moim ze średniej. O nie!
-To zadzwoń do niego...
-Niech się cieszy debil. Ja chcę teraz być z tobą- na jego usta wstąpił promienny uśmiech
Strach o ukochaną zaczął się na jego twarzy mieszać z tym charakterystycznym wyrazem, który mógł oznaczać tylko i wyłącznie jedno...
Pocałował ją tak mocno.
Mocno i zachłannie.
Nikt nigdy nie skrzywdzi jego malutkiej księżniczki.
-Richie, proszę nie teraz- wyjęła mu rękę spod swojej koszulki.
-Źle się czujesz? Zażywasz tabletki?
-Tak... Jest bardzo źle...
-Veruś... Chcą Ci operację zrobić- chciał zachować spokój, ale dłonie same mu się trzęsły. Nie mógł jej stracić.
-Tu akurat nie o to chodzi- wyszeptała- Skoczek... Ja... Jestem w ciąży...
-Słucham? I ty płaczesz mała?
Boże...
-Powiedz coś wreszcie...
- To jest najpiękniejszy dzień w moim życiu. Będę ojcem, ja będę ojcem. Będę mieć takie małe, małe. Będe zupki gotował, kupię mu takie słodkie skarpeteczki...
-Richard. Proszę Cię... To na serio nie jest cudowna wiadomość.
Pominęła już,  że lekarze boją się, iż ona nie donosi tego dziecka.
Albo, że ono ją zabije...
Albo...
-Rany muszę teraz wszystkim powiedzieć- złapał się za głowę.
-Błagam, nie... To nie może wyjść na jaw...
-Goldie, weźmiemy ślub w maju jeśli o to Ci chodzi.
-Nie... Tylko, że... Zresztą wiem, że ty chłopakom i tak powiesz...
-To jest reakcja symbiotyczna, my musimy wiedzieć o sobie wszystko. Dziś im powiemy, wieczorem. Będziemy świętować.
-Jak to my? Ja nie chcę nigdzie jechać...
Nie rozumiał kolejnej rzeczy. Od miesiąca unikała świata skoków jak ognia. Nie chciała widzieć nikogo, każda impreza kadrowa wywoływała w niej lęk. A przecież wcześniej latała z nimi wszędzie...
Podobno kobiety w ciąży mają humorki... Oj tak.
-Dobra, to w takim razie przepraszam wariatów i zostaję z tobą. Nie możesz siedzieć sama...
-Nie, ja mogę. To ty nie możesz marnować kariery przez jakąś nieudaczną, chorowitą dziewczynę. Jedź,to jest rozkaz.
-Boże, ja chyba przerwę sezon... Albo zawiozę Cię do mojej rodziny...
-Tak, jeszcze im będę wisiała na głowie.
-Nikomu nie wisisz. Moja rodzina Cię uwielbia, a Lizzie szczególnie. Pamiętam jak miała osiem latek i powiedziała na jakimś przyjęciu rodzinnym, że prędzej ten świat się skończy niż ona ciocią zostanie. Pomyliła się siostrzyczka...
-Richard- przerwała mu- nie mogłabym żyć bez Ciebie. Umarłabym na miejscu.
-I nie będziesz musiała- odparł.

Może i tak...Ale w zamian za to będzie musiała żyć w kłamstwie...
                 *****************
                                       wieczór:
Wank podniecił się jeszcze bardziej niż sam świeżo upieczony tatusiek.
Zaczął biegać po całej restauracji, w której sobie w trójkę siedzieli i krzyczeć, że wszyscy się z niego śmiali, a on po prostu wiedział i miał świętą rację.
Sev podszedł do sprawy z bardziej fachowej strony:
-Ty jesteś na to na pewno gotowy? - spytał.
-No jasne!
-Na krzyki po nocach, śmierdzące pieluszki, kupki w wózeczku, łóżeczku i wszędzie indziej... No i brak choćby minimalnej prywatności. Nie, jeszcze przez conajmniej pięć lat się na to nie zdecyduję...
-Dobra, troszkę się boję. Ale ona jest taka roztrzęsiona, że nie mogę jej tego okazać. A po za tym to cudowne... Powstało coś co w połowie jest mną, a w drugiej tym co kocham najbardziej na świecie...
-Ech ty zakochańcu- parsknął Freund- kto by pomyślał... Richard Freitag w wieku 22 lat będzie ojcem. Szczerze prędzej się takiego numeru po Andreasie którymś spodziewałem.
-Yyy- Wankuś musiał już wtrącić swoje trzy grosze- a to było planowane?
-Andi... Litości, ty z pewnością nie byłeś - podsumował  blondyn.
- O rany,  ja muszę poprostu wiedzieć co napisać. Instagram, Twitter, Facebook, wszystkie FanPage moje, twoje, zespołu... Mam strasznie dużo pracy... Uwaga on będzie miał dziecko.
-Debilu to sekret- wysyczał Freitag- na razie starczy, że ty wiesz... I cała restauracja przy okazji...
-A kto im powiedział?- zainteresował się wyjący.
Nie usłyszał odpowiedzi, jedynie Sev popukał się w czoło...
-Mój mały synek- rozmarzył się tymczasem mistrz olimpijski- jaki on będzie cudny... I zostanie gwiazdą skoków,  ma się rozumieć.
-Nie! Ja chcę żeby to była córeczka- odparł Wankuś- będę z nią oglądał MyLittlePony.
-Moje dziecko nie będzie się gapiło na jakieś brudne kucyki. A po za tym to będzie chłopiec.
-A skąd to niby wiesz? Zrobiliście USG nie biorąc mnie ze sobą?
-Kretynie, jeszcze za wcześnie... Ja to czuję. Jestem mężczyzną z krwi i kości i mam w sobie tylko męskie komórki, hormony czy tam inne organy.
-To jest dyskryminacja płci- obraził się Andi- ale niech Ci będzie... Andreas Freitag... Jakoś brzmi, choć z moim nazwiskiem by było lepiej...
-Kto? - zdziwił się Richie.
-No jak to kto? Twój syn i mój imiennik.
-Tego już za wiele- wtrącił się Freund- przecież to nie ty jesteś jego najlepszym kumplem. Severin Freitag i tyle.
-Wolałbym się nazywać Papier Toaletowy. Przecież to w ogóle nie ma wyrazu ani głębi. A po za tym to on się urodzi dzięki mnie, więc to ja decyduje- odpyskował brunet.
-Yyy?
-Gdybym ja nie zaczepiał meneli w klubie nocnym to Richard by sobie o Verci tylko marzył najwyżej, nic więcej.
-O przepraszam. Gdybym ja nie niańczył wtedy Welliego, to nie moglibyście się oboje puszczać i nic by z tego nie było. A po za tym to ja mu kazałem się oświadczyć, więc...
-Ty to w wannie leżałeś kiedy ja życie i zdrowie narażałem żeby to wszystko się udało...
-Dobra- mruknął czarnowłosy - dacie mi dojść do słowa?
Chciał zwierzyć się przyjaciołom ze wszystkich swoich trosk i niepokojów, ale oni jak zwykle byli zbyt podnieceni otaczającym ich światem...
-No damy Richie, damy... Ale wiesz co? Wychodzi na to, że najmniej w sprawie istnienia twojego syna zrobiłeś ty... Sev, będę dobry,  niech ma pierwsze po tobie... Ale ja jestem chrzestnym!!! Ktoś ma jakieś "ale"?
-Ty wiesz w ogóle po co jest ojciec chrzestny- spytał Freitag.
-No jasne, że wiem. Kupuje samochodziki na gwiazdkę... A... I odpala na chrzcie taką dużą, fajną świeczkę.
-Ośle- głupota kumpla sprawiła, że Freund złapał się za głowę- ty masz dbać o jego rozwój duchowy... Kiepsko widzę moralność tego biedactwa...Chyba, że JA przejmę twoją rolę, a ty tylko świeczkę zapalisz. Ale nie baw się parafiną... Nie wypada...
Zaczęli się przekrzykiwać, ciskać w siebie kawałkami makaronu i ustalać w jakich odcieniach kolorystycznych kupią śpioszki...
Szkoda tylko, że nie zauważyli ciężkich kropel łez na powiekach swojego przyjaciela...
Bo czuł, że wszystko nie tak miało być...
Bo widział, że jego skarb jest na skraju wytrzymałości...
A on nawet nie rozumiał co się dzieje.
Kto ją tak naprawdę skrzywdził.
I czym...
Bał się, że po prostu nastanie taki dzień, którego częścią ona nie będzie...
A prawdy miał się dowiedzieć dopiero znacznie później...
W chwili, której jedynym sensem  będzie  cierpienie...
A on sam będzie musiał zadecydować...
W jednej z najtrudniejszych spraw na świecie...
  _________________________________
Jak widzicie długo bez zaniżającego inteligencję poziomu skoczków wytrzymać zupełnie nie potrafię...

Ale jak obiecałam, tak zrobiłam... W tym rozdziale było dużo nowych wskazówek... :)
A mówiąc ludzkim językiem, jeszcze bardziej wam zaplątałam.
Tak czy siak, aby nikogo nie sprowadzić na błędny trop: przypominam sam wypadek i całe nieszczęście jest 100% związane ze skokami, a może lepiej powiedzieć że skoczkami, albo i skoczkiem...
A teraz idę nadrabiać moje karygodne, tygodniowe zaległości;)
Przepraszam i ściskam was skarby<3<3<3

15 komentarzy:

  1. Zamieszałaś, zamieszałaś. Dumam i dumam i nie wiem czy coś wydumam mądrzejszego, niż to, że (znowu się powtarzam) - nasz Andi ciągle coś kręci. Vera ciągle coś ukrywa przed Richardem i stawiam, że to jakąś zdradę z Wellingerem.
    Ale poza tym, to ja ich wszystkich kocham. I te rozkminy o dziecku i szukanie imienia i kłótnie kto się bardziej przysłużył. Aj, ja chcę więcej. Ale tu pewnie same smutki nas czekają. Buuuu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zobaczycie co was czeka w następnym rozdziale ...
      Coś o co już tak trochę zapomniałyście się obawiać...
      No zobaczycie, nic więcej nie mówię ;c
      A głupota skoczków? Po prostu żyć bez niej nie umiem...

      Usuń
  2. Jejciu, jak ja Cię kocham, geniuszu jeden. <33
    Cudownie, cudownie, cudownie, cudownie.
    Mówiłam, że cudownie? ;b
    Jezu, jak to dobrze, że Freitagątko okazało się być dziewczynką, bo jeszcze naprawdę dostałoby imię po wujku Severinie. Teks Wanka o papierze był po prostu zabójczy, chociaż Freund pewnie nie zrozumiał, Andi musiałby powiedzieć "sól do kąpieli" albo "żel pod prysznic".
    Dobra, już się zamykam.
    Celowo nie zwracam uwagi na to, co w tym rozdziale najistotniejsze, bo mam dość dobry humor i nie podoba mi się to, że jedna z moich teorii się sprawdza. Chociaż to pewnie oznacza, że prawidziwa jest ta druga, bo u Ciebie nie może być za prosto, co zresztą uwielbiam.
    To tyle geniuszu, trzeba włączyć tv, może w końcu będzie jakiś normalny konkurs, chociaż co ja gadam, w Kuusamo nigdy nie jest normalnie.
    I powiem Ci, że tydzień temu pomyślałam sobie, że to dobrze, że Rysia tam nie ma, bo moja wyobraźnia pod wpływem Twojego opowiadania z pewnością działałaby cuda.
    No. Skończyłam.
    Ściskam <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kochana<3
      Uwzięłaś się na tego geniusza i nawet już czasu nie tracę , żeby Ci napisać, żebyś przestała wiesz?
      Haha... Wank nie może żyć bez obrażania swoich przyjaciół, a gdyby powiedział Sevciowi, że jego imię brzmi jak żel pod prysznic, to by mu zaszczyt sprawił :D
      I te twoje teorie,,, Piszesz o nich tak pokrętnie, a mnie aż skręca co tam wymyśliłaś...
      Ściskam<3

      Usuń
  3. Kocham Cię, kurdę.
    Z rozdziału na rozdział coraz bardziej rozwalasz mnie zachowaniem Wanka.
    On jest taki jxjwkansbxksbsbsjs *___*
    Taki mój świr.
    No i Andreas Freitag wcale nie brzmiałby źle ;p
    Aach cidgle dajesz te wskazówki, a ja nadal nie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + nadal nie wiem, kto jest temu wszystkiemu winny. To znaczy, mam pewne podejrzenie, ale nie dopuszczam tej myśli do swojego malutkiego mózgu. Ale to świadcxy jedynie o Twoim geniuszu. Piszesz tak, że chcę czytać więcej i więcej.
      Aaach, Trzymaj się <3

      Usuń
    2. Dzięki skarbie<3
      Kolejna mnie rozpuszcza...
      I kolejna ma jakąś sprytną teorię , której zdradzić nie chce.
      Wy moje wredoty kochane.
      Pozdrawiam:*

      Usuń
  4. Czytałam ze zdwojoną uwagą, ale jedyne co mi się udało, to potwierdzić przypuszczenia, że to wszystko ma ścisły związek ze skokowym światkiem. A skoro tak jest, to musi być w to zamieszany któryś z Niemców. To straszne, bo to w końcu koledzy, ale opowiadanie kręci się wokół nich i nie występują tu żadne złe Gregorki, Hoffery itd. No chyba, że to Norki- ale oni z całą swą rozbrajającą dobrocią zdecydowanie nie wpisują mi się w zły kanon bohatera. Więc znowu będę się czepiać Wellisia i znowu powracam do teorii, której chyba nigdy tak nawiasem mówiąc nie opuściłam, że Andi troszkę nieświadomie przyczynił się do katastrofy. Albo się mylę i zrobił coś złego ( może przespał się z Verą) z premedytacją, w końcu po Wellim można się wszystkiego spodziewać. A jeśli by tak było, to mam tylko jedno pytanie: Vera, gdzie ty miałaś oczy?
    Ale po cichutku liczę, że te moje teorie są czystym absurdem. W prawdzie zły Wellinger, a w konsekwencji Wellinger za kratkami to bardzo kusząca opcja, ale nie mogę się tak cały czas nad nim pastwić.
    I ta rodzina. Pisałam już po tym rozdziałem, kiedy ona go okłamała, że super family Very coś namiesza. A może to ma być dla nas zmyłka, wredna kobieto? ;)
    Pozdrawiam i proszę, błagam o następny jak najszybciej bo zżera mnie ciekawość.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. HAHA...Tak... Brak złych Gregorków, Hofferów i całej 'mafii słoweńsko-austriackiej'
      to jest podstawowy zamysł tego opowiadania.
      Niech się rozegra pomiędzy tymi, których z reguły się na bandytów nie kreuje...
      Rozwaliło mnie też twoje "Vera gdzie ty miałaś oczy"...
      A tu nie mogę skomentować, bo nic nie mogę powiedzieć...
      Ale jeszcze żadna nie spróbowała połączyć faktów... Choć pojedyńcze muszę przyznać jedna czy dwie już zgadły
      Pozdrawiam i dziękuję<3

      Usuń
    2. zapraszam na coś nowego na diabel-rogaty.blogspot.com

      Usuń
  5. Próbuję tu coś wykombinować, ale mi to nie wychodzi. Formuję sobie jakieś pojedyncze fakty, które nijak chcą się złożyć w jedną logiczną całość. Najlepiej chyba będzie jak zachowam spokój, porzucę te teorie i poczekam aż to wszystko samo się wyjaśni.
    A wracając do tych przyjemniejszych części tego rozdziału, Wank znów przechodzi samego siebie. Byłam tak przygnębiona jak zaczynałam to czytać, a tu tylko wzmianka o nim i od razu mi się lepiej zrobiło :) Chyba wliczę go do zacnego grona moich ulubionych skoczków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że Wank tu wyrósł na postać centralną, niechcący...
      A bo jak dla mnie to to taki idealny materiał na kochanego pajaca jest...
      Niech przynajmniej on będzie choć troszkę szczęśliwy na koniec...
      Choć prawda zaboli nawet jego, który na prawdę nic nie zrobił, a nawet o niczym nie wiedział :c
      Dowie się razem z wami tuż przed świętami...
      Buziaki kochana<3
      PS. Przepraszam, że zniknęłam w piątek z gg, kabel mi się rozładował i do wczoraj go szukałam:D

      Usuń
  6. Brawa dla mnie! Skasowałam sobie prawie cały komentarz. Naprawdę się chyba ostatnio nie nadaję do niczego. Dlatego bardzo, ale to bardzo przepraszam za moją nieobecność tutaj i jakoś tego komentarza.
    Przechodzę jednak do rozdziału (a w sumie dwóch) i stwierdzam, z bólem mojego detektywistycznego serca, że wiem tyle, co wcześniej. Czyli wielkie nic!
    Potwierdziły się jedynie moje przypuszczenia odnośnie tych takich dwóch czynników - Źli ludzie, o których wspominał Welli i Ten człowiek, który skrzywdził Richarda. Zgaduję więc, że Ci źli ludzie to ta 'wspaniała' rodzinka Very. Natomiast na tego człowieka coraz bardziej pasuje mi Welli. No naprawdę, jedyną niezgadzającą mi się rzeczą są te zapiski 'tego kogoś', bo tam Welli wymieniony był w taki sposób, że raczej mało prawdopodobne, żeby pisał to on sam. No ale może chciał nas zmylić? Nie wiem, nie wiem. Po prostu tylko on mi tam pasuje. Z każdym odcinkiem wydawał się coraz bardziej winny i winny. No chyba, ze to się okaże, że to któryś z Norków się w niej kochał, ale jeśli motywem byłaby miłośc do Very, a na to wskazują listy, to po prostu Welli nie masz konkurencji do bycia oskarżonym.
    Zbiła mnie jednak nieco z tropu też Twoja informacja, że to wszystko dotyczy świata skoków, bo ja już sobie ułożyłam taką małą teorię, że skoro ta rodzinka chciała zniszczyć związek Goldie i Richarda, a jak wiemy najlepszym powodem do rozpadu związków jest zdrada, to może Welli wszedł w jakieś układy z tą rodzinką? Może miał się z nią przespać w zamian za coś, a może po prostu stał się ich ofiarą, ta samo jak Veronica. Może obydwoje zrobili to pod wpływem jakichś środków. Jedyne co mi nie pasuje to to, że dziecko przecież poczęło się już w styczniu, skoro więc ona obawiała się o to, że to nie jest dziecko Richarda, to musiała go zdradzić już wtedy. No a wygląda na to, że problemy zaczęły się dopiero w lutym.
    No i ta końcówka mocno mnie zastanawia. O czym musiał zdecydować Richard? No bo, tak jak podejrzewałam, Freitag prawdopodobnie przed skokiem dowiedział się o obawach Very o dziecku, na co wskazują jego słowa po wypadku. Tylko o czym on musiał zdecydować? Kurczę, bo pomyślę, że on sam sobie to zrobił. Załamał się po wyznaniu... ale nie, bo przecież był rozdział pisany z jego perspektywy podczas wypadku i był wyraźnie przerażony tym co się dzieje. Nie mógłby sam sobie rozwalić narty, a później tak się przerazić tym, że jest uszkodzona. O czym więc musiał zdecydować? Nie będzie mi to dawało spokoju :(
    Nie wiem co jeszcze mogę wymyślić. Po prostu ta historia jest za dobra dla mnie. Mogę chyba jeszcze dodać, że rozkminy odnośnie imienia i 'przyczynienia' się do richardowego potomka były genialne. Choć ja się obawiałam, że oni inaczej rozumieją to przyczynianie się :P Ale to tylko ja i moje brudne myśli, na szczęście chodziło tylko o poznanie się/oświadczyny. Uwielbiam tych dwoje i mam nadzieję, że żaden z nich nie okaże się winny. Już naprawdę wolałabym Welliego w roli złego niż Seva albo Wanka.
    Buźki i mam nadzieję, że nastepnym razem będę miała coś sensowniejszego do powiedzenia, bo dziś mi wstyd za moją niewiedzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha... Ja się do tego komentarza inaczej odniosę jak już będę mogła... Jest coś gorszego niż trzymanie języka za zębami?
      Bądź co bądź... Sev i Wankuś na pewno źli się okazać nie mogą , gdyż tego to się by po prostu napisać nie dało, a ja jeszcze biegła w pisaniu nie jestem . To mają być takie pozytywne stwory, żeby nie było, że już nic dobrego na tym świecie nie ma...
      A po drugie, mała Rysia i Veronki (co się niedługo wyjaśni, choć to nie ma nic specjalnie do rzeczy) urodzi się jako wcześniak pod koniec września, więc końcówka stycznia albo początek lutego dużej różnicy tu nie robią...
      Suma summarum, wszystko co się wtedy zdarzyło było jednorazowym epizodem z początku lutego...
      A o czym Richie będzie musiał się dowiedzieć i zadecydować to zrozumiesz głębiej po następnym rozdziale.... Powiem tylko, że to nie koniecznie musi dotyczyć dnia 15 marca...
      Dziękuję i pozdrawiam.
      PS. Wiesz, że uwielbiam te twoje komentarze?

      Usuń
  7. Nie no, po tym rozdziale to po prostu wszystko jasne.
    Tylko szkoda, że ja nic nie rozumiem.
    No dobra, zapamiętałam głównie, że lepiej się nazywać Papier Toaletowy niż Severin Freitag i mi to kompletnie rozwaliło system.
    Oni są psychiczni. Jak słowo daję.
    I, cholera, ja się nie chcę zastanawiać co się tam stało i dlaczego. Ale mam wrażenie, że Ver ktoś bardzo mocno skrzywdził (zgwałcił?) - sama w życiu nie zrobiłaby czegoś, co sprawiłoby ból Rysiowi.
    W tym rozdziale nie ma Welliego, więc ja postanawiam sobie go rozgrzeszyć z wszystkiego zła, a jakie go momentami podejrzewam. Mogę, prawda? Przynajmniej do kolejnego rozdziału ;)
    Ale Wank to jest po prostu mistrz. Biedny Rysio, wychodzi na to, że jego dziecko to tak właściwie nie jest jego dzieło. No ewentualnie w porywach do jednej trzeciej tegoż dzieła. Ojoj.
    Uwielbiam to, wiesz? Ot, taki paradoks. Ciężko mi się to momentami czyta, bo przecież wszystkie byśmy chciały, żeby Richie i Ver żyli długo i szczęśliwie, ale to opowiadanie jest po prostu niesamowite. Wspaniałe.
    Jesteś genialna :***

    OdpowiedzUsuń