Zwykle zaczyna się od kupna ziemi.
Pertraktacje handlowe, znane od wieków dzieło bankierów, doradców i innych ludzi sukcesu, przeciągają się w nieskończoność. Potem wycina się krzaki i drzewa, wygładza teren. Nikt nie patrzy, na naturę. Na tajemnicę starych, przesiąkniętych tysiącem istnień drzew, na uciekające, przerażone ptactwo. Ziemia ma być gładka. Wreszcie wkraczają architekci, biją się, którego z nich projekt jest najlepszy. A za nimi robotnicy, betoniarki i dźwigi. Potem deweloperzy, wreszcie pierwsi mieszkańcy. Wszyscy czekają , aby temu obiektowi nadać tytuł miasta.
Często trwa to całe stulecia...
Ich Paryż był inny. Nie było czasu go zaplanować. Poprostu stanął.
Z przypadku.
Z niczego.
Za dotknięciem czarodziejskiej różdzki.
Tworząc go nie robili zbytecznego hałasu. Nie próbowali walczyć z przyrodą. Pielęgnowali każdy kwiatek z wersalskich ogrodów.
Najmniejszy, najstrachliwszy zajączek był królem szczęścia i łapkami próbował wyryć na pniu starego klonu znaczek :
" V + R <3 "
A klon był szczerze dumny, że ma wśród kory prawdziwy symbol szczęścia, ich inicjały.
Wszystko kwitło.
Dostało bowiem jak przystało na Wersal najlepszy nawóz.
Ich miłość.
Która zaczęła się tak nie po parysku...
*****
Październik 2013
- Richard! - przenikliwy wrzask Wanka oderwał go od własnej twarzy, którą właśnie przeglądał we wielkim lustrze.
- Cooo tak wyjesz?
- Nie możemy iść do klubu!
Chłopak ściągnął ręcznik z głowy i wreszcie zaczął słuchać kumpla inaczej niż kątem ucha.
- Wariacie, chory jesteś. Mam dzwonić po pogotowie?- przerwał, zastanowił się chwilkę, poczym dodał - Albo nie, lepiej poproś Freunda, mi w tej łazience dobrze. I ciepło.A jak wyjdę to zaraz , któryś mi wlezie. I zajmie wannę!
To wcale nie miał być żart. Po prostu Wank odmawiający pójścia do klubu nasuwał tylko dwa skojarzenia. Albo zakneblowali go, porwali, a przez drzwi wyje jakaś kiepska podróbka tego oryginalnego stwora, albo naprawde jest bardzo chory i spędzi tą noc na ostrym dyżurze. Tym razem jednak powód był inny:
- Lidla na dole zamknęli. A młody zniszczył mi żel do włosów!!!
Richard parsknął śmiechem. No tak. Wankuś bez irokeza na łebku. Jakby on mógł pokazać się na jakiejś imprezce? Przecież żadna lalunia nie padłaby mu w objęcia.
Inna sprawa, że z tą natłuszczoną grzywą, wyglądał w najlepszym razie na uciekiniera z cyrku. No ale tłumacz tu coś takiemu.
- No dam Ci mój idioto. Tylko zostaw mi kropelkę.
- Nooo, ale wyjdź i zobacz!
Niechętnie zakręcił gorącą, przyjemną wodę i wylazł z łazienki w samym ręczniku.
W przedpokoju stał wściekły awanturnik i rzucał przekleństwa w stronę małego kłębka skulonego przy wejściu do salonu. A kłębkiem był najlepszy przyjaciel Freitaga, jednocześnie według Freunda jego dziecko, a według samego siebie młodszy braciszek. Czyli po prostu imiennik przedpokojowego wyjca. Andi Wellinger.
- Ej młody, wszystko OK?
- Richard!- wrzasnęła "podłoga"- Wank handluje tandetnymi używkami, czyli żelami z Lidla.
No, sam sobie popatrz!
Freitag opuścił wzrok, po czym parsknął jeszcze głośniej. Bo na głowie Andreasa piętrzyła się piana o wyglądzie śniegu. Co więcej, o konsystencji gumy do żucia.
- Well, pokazuj ty mi natychmiast to opakowanie. Hm... No genialnie.
- On nie umie nawet z kosmetyku skorzystać- wtrącił się drugi z Andreasów.
-Wank, skorzystać to nie umiesz ty. I to z daty ważności. 21.06.2007.
Wywołany wziął w tym momencie głęboki wdech:
- Zmieniam zdanie. Dziękujmy Bogu za Wellingera. Gdyby się nie narodził ta oto papka zeszpecała by właśnie moje błyszczące włosy.
- Raczej sierść- podsumował Richi- i nie bądź taki mądry, bo Ci przypomnę w czym ostatnio przyleciałeś spóźniony na trening...
- W czym? - zainteresował się Andi młodszy.
- Nooo... W różowych majteczkach. Tak mu się spieszyło, że zamiast swojej bielizny, ubrał stringi jakiejś biednej dziewczyny... A potem na nim pękły!
- Dzięki Freitag, zajebisty z ciebie kumpel, nie ma co. Myślałem, że zachowasz dla siebie najbardziej upokarzający fakt z mojego żywota...
- Eee, ja nie współczuję tobie, tylko tej babie, Bo co? Musiała wracać do domu w twoich bokserkach w owieczki?
- Biedulka! Ja bym już wolał iść nago po ulicy na jej miejscu- parsknął Welli, który tarzał się po ziemi zapomniawszy już o własnym problemie i smarował Richardowi całą posadzkę, zawartością swojego owłosienia.
- Przestańcie się nade mną wreszcie znęcać. Mogę iść na policję, zgłosić molestowanie psychiczne!
- Taaa, i zamkną Cię za kradzież majtek.
-Boże, jak ja mogłem być tak głupi i przelecieć taki szczyt bezguścia. Różowe stringi... Przecież to się nadaje na targ staroci, albo od biedy dla naszego Andiego...
- Co? Pogięło Cię Wank. Ja lubię porządne barwy: niebieski, zieleń, od biedy żółć. Prosiakowaty Ci odstępuję, znaj łaskę swojego władcy...
- Ty władcą? Miesiąc temu jeszcze nie mogłeś nic robić bez zgody mamusi!
Freitag spoglądał spod łba, na swoje Andreasy.
Zaraz sobie skoczą do gardeł.
Z powodu bielizny. Bardzo interesujące.
A on jak zawsze będzie musiał ich rozdzielać.
- Dobra, dobra. Jeden lubi mieć w łóżku różowe stringi, drugi żółte. A ja jako jedyny tu obecny prawdziwy facet, nie potrzebuję żadnych. Sa mi kompletnie niepotrzebne do szczęścia...
- Wolisz majtki wyszczuplająco-modelujące? Ostatnio reklamowali w telezakupach- wrzasnął starszy z panów W. - Dobrze się składa, że to mówisz, bo ja nie wiedziałem co Ci kupić pod choinkę!
- Jak wyglądają takie majtki? - zdziwił się tymczasem Welli - nigdy nie widziałem...
- No właśnie, kłania się brak doświadczenia życiowego małolacie, na mnie nie licz, ja Ci nie powiem.
- OK- warknął Richie- koniec tej gadki-szmatki. Wank, bierzesz mopa i ścierasz mi podłogę. I jeśli dostanę coś takiego na święta to poderżnę Ci gardło. A ty mały nie płacz. Wezmę Cię, do sklepu z odzieżą XXL i wszystko Ci wyjaśnię, A teraz do łazienki i spróbujemy uratować te twoje resztki na głowie.
Cholera jasna, cała woda mi pewno przez was wystagła...
- Nie , jest w porządeczku- odezwał się głos z wanny, a konkretnie Severin, który dziwnym trafem od dłuższego czasu był niezauważalny- dzięki, że się zatroszczyłeś, żeby zrobić mi kąpiel. Tylko na przyszłość nie dawaj tego płynu lawendowego. Strasznie go czuć.
-A mówi, że to ja jestem uzależniony od kosmetyków - wrzasnął na nowo nakręcony Wank.
Richard ciężko westchnął.
Tak strasznie chciał się wyluzować po całym LGP.
A tutaj jeden jęczy, drugi wyje, a trzeci marnuje jego ciepłą wodę. Heh....I jeszcze prąd, bo przecież w łazience jest żarówka.
Nie znajdzie się dzisiaj w klubie przed 23-cią.
*****
Severin Freund chciał spać.. Nie kręciły go te wyprawy na nocne balangi autorstwa jego kumpli. Żadne puste laski nie były mu potrzebne do szczęścia.
W klubie było przeraźliwie gorąco i duszno, a Wellinger siedział już, w pozycji pół leżącej, na podłodzę. Skoczek rozglądnął się desperacko, poszukując Freitaga, ale jako , że proces ten okazał się bezskuteczny, sam zaczął przedzierać się przez tłumy tańczących.
-Andreas przestań chlać- podniósł młodego z ziemi i posadził na krześle przy barze- chcesz poznać jakąś babę, to nie możesz wiecznie nie pamiętać jak się nazywasz.
- eeee. Jeestem peełnooletni. Odd miesiąca i dwuudziestu dwóóch dniii, mogę pić ile pragnę- ten bełkot miał stanowić odpowiedź.
Severin postanowił wytargać z klubu to pełnoletnie dziecko.
Wank i Freitag, hm... Oni i tak wrócą rano.
*****
Wiele się nie pomylił, bo Wank i Freitag właśnie oceniali wszystkie blondyny w promieniu stu metrów.
- Richi. Taaa. Choć tu.
- Pogieło Cię kretynie, tam są jakieś podejrzane menele.
- No i czym oni są w porównaniu za mną?
Wanka w tym stanie nie mogło powstrzymać nic. Zaraz zaczęła się mocna afera. No tak, Andiego niestety interesowały tylko panienki zajęte. Richard podlazł do niego, chwycił go za rękę i chciał nieco oddalić od podejrzanych typów. Po Wellingera wróci później.Chyba, że Sev już go stąd zabrał.
Ale nowi "znajomi" Wanka nie pragnęli tak prędko odpuścić i Richi prędko sam wylądował na posadzcę. Normalka. Tak kończyła się większa część ich imprezek.
- Kurwa, zatłukę Cię Waaank...
*****
Przez szybę wlatuje światło.
Czyli jest rano.
A to znaczy , że czegoś nie pamięta.
Czyli zemdlał.
W dodatku jak widać po raz kolejny zalicza poimprezowy szpital. On, nie Wank. Oto właśnie jest sprawiedliwość tego świata.
A za tydzień trening, zajebiście.
Zamknął wkurzony oczy, poczym zerwał się do pionu, i odruchowo chwycił i przyciągnął do siebie w celu opieprzenia, to co siedziało na krześle , obok łóżka.
To co wedle wszelkiego prawdopodobieństwa było Andreasem.
- Teraz zobaczysz debilu. Ile razy jak Ci powtarzałem, że nie podrywa się panienek, z którymi są jakieś typki. Co?
Masz zaraz iść do tych lekarzy. Chcę stąd wyj...
W tym momencie urwał , bo poczuł, że ma coś w buzi. I tym czymś były włosy, długie włosy.
Co kurde, Wank znowu ubrał tą swoją obrzydliwą czerwoną perukę?
Uchylił ostrożnie jedno oko, i...
To nie był Wank. Bo kosmyki przy jego ustach były jasne. I to nie była jedna z blond-klubowiczek, które tak często Richi znajdował rano przy sobie. Bo przecież po pierwsze: nie zabrałby jej na noc do szpitala. Są lepsze miejsca.
A po drugie: to nie był ten, jaskrawy , ciągle ten sam,choć na wielu głowach blond. To był kolor istnie płowy. Jak kłosy zbóż, chwiejące się na wietrze.
I to była dziewczyna odziana w biały fartuch.
- Ups. Przepraszam, nie jesteś Wankiem? - wymamrotał głupawo.
- Raczej nie. Ja tutaj pracuję. Veronika Seedorf. Nie Wank.
Kurde, ten głos to było istne brzmienie strun gitary.
Kurde, czemu jego mózg wymyśla takie dziwaczne porównania?
Do sali wszedł jakiś lekarz.
- No chłopie, tym razem masz szczęście. Założyliśmy Ci parę szwów i wystarczy. No i przyjechaliście tutaj bez Wellingera. Zawsze jakiś sukces...
-Eee- znowu zaczął dukać skoczek- ja się w głowę walnąłem. Ja tu jeszcze do jutra zostanę, na wszelki wypadek...
- A przed chwilą ryczał, że chce do domu.
Lekarz tylko pokręcił głową i wyszedł. Tych chłopaków trzeba było zszywać regularnie. Zarówno przez upadki na skoczni, jak i te po za nią.
Ale Richarda to wszystko teraz nie obchodziło.
Pieprzyć trening.
Posłucha sobie tej muzyki...
Co prawda nie wierzy w miłość, ale co tam.
Wyłożył głowę na miękkiej poduszce, a jego oczom ukazała się Wieża Eiffla. A dokładnie nadruk na koszulce, wystającej spod fartucha Veroniki. Która ciągle patrzyła mu głęboko w twarz. On natomiast spuścił wzrok. Powiedzmy, że w miejsce pomiędzy nadrukiem a twarzą dziewczyny. To miejsce było z pewnością uwypuklone. I widniał na nim napis :
"WELCOME IN PARIS"
A Richard jeszcze nie wiedział, że biedny Wank będzie musiał zabierać na swoje, nocne podboje Welliego.
Bo w jego prywatnym życiu etap pustych bab, właśnie się zakończył.
Bo on zrozumie, że czekał na coś więcej.
Bo on już niedługo zapragnie stabilizacji i bezpieczeństwa.
Tylko musiał sobie jeszcze z tego wszystkiego zdać sprawę.
*****
Witamy w Paryżu, panie Freitag.
Pana prywatnym.
Już nie jest pan jednostką, tylko obywatelem.
Ale nie będzie cały czas tak słodko jak pan będzie myślał.
Paryża nie wystarczy kochać, oddać mu wszystko i o niego dbać.
Trzeba jeszcze umieć obronić Bastylię.
A wróg może nadejść z każdego kierunku...
Ale na razie to tylko przestrogi.
Jak może się zakończyć to, co nawet się nie zaczęło...
____________________________
Nie podoba mi się ten rozdział za bardzo.
Ale stwierdziłam , że jakieś wtyczki z przeszłości, są potrzebne.
Na dowód rzeczowy , że kiedyś był cukier, lukier, nieznośna lepkość i rzyganie tęczą.
Tyle, że boję się , że wyjdzie na miłość od pierwszego wejrzenia...
Postaram się aby tak nie było.
Trójka, dzieje się z powrotem w 2014, więc obiecuję , że mooocno odsłodzę, bardzo mocno.
A wkleję ją za tydzień w piątek. I kolejne zazwyczaj też co piątek.
Z wiadomych przyczyn :(
Zaczynam liceum i jest lekka spina...
Dziękuję za wszystkie wasze komentarze i uwagi.
Buziaki kochane:*