sobota, 31 sierpnia 2013

2. Wystająca koszulka czyli WELCOME IN PARIS.

Zwykle zaczyna się od kupna ziemi.
Pertraktacje handlowe, znane od wieków dzieło bankierów, doradców i innych ludzi sukcesu, przeciągają się w nieskończoność. Potem wycina się krzaki i drzewa, wygładza teren. Nikt nie patrzy, na naturę. Na tajemnicę starych, przesiąkniętych tysiącem istnień drzew, na uciekające, przerażone ptactwo. Ziemia ma być gładka. Wreszcie wkraczają architekci, biją się, którego z nich projekt jest najlepszy. A za nimi robotnicy, betoniarki i dźwigi. Potem deweloperzy, wreszcie pierwsi mieszkańcy. Wszyscy czekają , aby temu obiektowi nadać tytuł miasta.
Często trwa to całe stulecia...
Ich Paryż był inny. Nie było czasu go zaplanować. Poprostu stanął.
Z przypadku.
Z niczego.
Za dotknięciem czarodziejskiej różdzki.
Tworząc go nie robili zbytecznego hałasu. Nie próbowali walczyć z przyrodą. Pielęgnowali każdy kwiatek z wersalskich ogrodów.
Najmniejszy, najstrachliwszy zajączek był królem szczęścia i łapkami próbował wyryć na pniu starego klonu znaczek :
                 " V + R <3 "
A klon był szczerze dumny, że ma wśród kory prawdziwy symbol szczęścia, ich inicjały.
Wszystko kwitło.
Dostało bowiem jak przystało na Wersal najlepszy nawóz.
Ich miłość.
Która zaczęła się tak nie po parysku...
                    *****
                                                                                                                                     Październik 2013
- Richard! - przenikliwy wrzask Wanka oderwał go od własnej twarzy, którą właśnie przeglądał we wielkim lustrze.
- Cooo tak wyjesz?
- Nie możemy iść do klubu!
Chłopak ściągnął ręcznik z głowy i wreszcie zaczął słuchać kumpla inaczej niż kątem ucha.
- Wariacie, chory jesteś. Mam dzwonić po pogotowie?- przerwał, zastanowił się chwilkę, poczym dodał - Albo nie, lepiej poproś Freunda, mi w tej łazience dobrze. I ciepło.A jak wyjdę to zaraz , któryś mi wlezie. I zajmie wannę!
           To wcale nie miał być żart. Po prostu Wank odmawiający pójścia do klubu nasuwał tylko dwa skojarzenia. Albo zakneblowali go, porwali, a przez drzwi wyje jakaś kiepska podróbka tego oryginalnego stwora, albo naprawde jest bardzo chory i spędzi tą noc na ostrym dyżurze. Tym razem jednak powód był inny:
- Lidla na dole zamknęli. A młody zniszczył mi żel do włosów!!!
Richard parsknął śmiechem. No tak. Wankuś bez irokeza na łebku. Jakby on mógł pokazać się na jakiejś imprezce? Przecież żadna lalunia nie padłaby mu w objęcia.
 Inna sprawa, że z tą natłuszczoną grzywą, wyglądał w najlepszym razie na uciekiniera z cyrku. No ale tłumacz tu coś takiemu.
- No dam Ci mój idioto. Tylko zostaw mi kropelkę.
- Nooo, ale wyjdź i zobacz!
Niechętnie zakręcił gorącą, przyjemną wodę i wylazł z łazienki w samym ręczniku.
W przedpokoju stał wściekły awanturnik i rzucał przekleństwa w stronę małego kłębka skulonego przy wejściu do salonu. A kłębkiem był najlepszy przyjaciel Freitaga, jednocześnie według Freunda jego dziecko, a według samego siebie młodszy braciszek. Czyli po prostu imiennik przedpokojowego wyjca. Andi Wellinger.
- Ej młody, wszystko OK?
- Richard!- wrzasnęła "podłoga"- Wank handluje tandetnymi używkami, czyli żelami z Lidla.
No, sam sobie popatrz!
Freitag opuścił wzrok, po czym parsknął jeszcze głośniej. Bo na głowie Andreasa piętrzyła się piana o wyglądzie śniegu. Co więcej, o konsystencji gumy do żucia.
- Well, pokazuj ty mi natychmiast to opakowanie. Hm... No genialnie.
- On nie umie nawet z kosmetyku skorzystać- wtrącił się drugi z Andreasów.
-Wank, skorzystać to nie umiesz ty. I to z daty ważności. 21.06.2007.
Wywołany wziął w tym momencie głęboki wdech:
- Zmieniam zdanie. Dziękujmy Bogu za Wellingera. Gdyby się nie narodził ta oto papka zeszpecała by właśnie moje błyszczące włosy.
- Raczej sierść- podsumował Richi- i nie bądź taki mądry, bo Ci przypomnę w czym ostatnio przyleciałeś spóźniony na trening...
- W czym? - zainteresował się Andi młodszy.
- Nooo... W różowych majteczkach. Tak mu się spieszyło, że zamiast swojej bielizny, ubrał stringi jakiejś biednej dziewczyny... A potem na nim pękły!
- Dzięki Freitag, zajebisty z ciebie kumpel, nie ma co. Myślałem, że zachowasz dla siebie najbardziej upokarzający fakt z mojego żywota...
- Eee, ja nie współczuję tobie, tylko tej babie, Bo co? Musiała wracać do domu w twoich bokserkach w owieczki?
- Biedulka! Ja bym już wolał iść nago po ulicy na jej miejscu- parsknął Welli, który tarzał się po ziemi zapomniawszy już o własnym problemie i smarował Richardowi całą posadzkę, zawartością swojego owłosienia.
- Przestańcie się nade mną wreszcie znęcać. Mogę iść na policję, zgłosić molestowanie psychiczne!
- Taaa, i zamkną Cię za kradzież majtek.
-Boże, jak ja mogłem być tak głupi i  przelecieć taki szczyt bezguścia. Różowe stringi... Przecież to się nadaje na targ staroci, albo od biedy dla naszego Andiego...
- Co? Pogięło Cię Wank. Ja lubię porządne barwy: niebieski, zieleń, od biedy żółć. Prosiakowaty Ci odstępuję, znaj łaskę swojego władcy...
- Ty władcą? Miesiąc temu jeszcze nie mogłeś nic robić bez zgody mamusi!
Freitag spoglądał spod łba, na swoje Andreasy.
Zaraz sobie skoczą do gardeł.
Z powodu bielizny. Bardzo interesujące.
A on jak zawsze będzie musiał ich rozdzielać.
- Dobra, dobra. Jeden lubi mieć w łóżku różowe stringi, drugi żółte. A ja jako jedyny tu obecny prawdziwy facet, nie potrzebuję żadnych. Sa mi kompletnie niepotrzebne do szczęścia...
- Wolisz majtki wyszczuplająco-modelujące? Ostatnio reklamowali w telezakupach- wrzasnął starszy z panów W. - Dobrze się składa, że to mówisz, bo ja nie wiedziałem co Ci kupić pod choinkę!
- Jak wyglądają takie majtki? - zdziwił się tymczasem Welli - nigdy nie widziałem...
- No właśnie, kłania się brak doświadczenia życiowego małolacie, na mnie nie licz, ja Ci nie powiem.
- OK- warknął Richie- koniec tej gadki-szmatki. Wank, bierzesz mopa i ścierasz mi podłogę. I jeśli dostanę coś takiego na święta to poderżnę Ci gardło. A ty mały nie płacz. Wezmę Cię, do sklepu z odzieżą XXL i wszystko Ci wyjaśnię, A teraz do łazienki i spróbujemy uratować te twoje resztki na głowie.
Cholera jasna, cała woda mi pewno przez was wystagła...
 - Nie , jest w porządeczku- odezwał się głos z wanny, a konkretnie Severin, który dziwnym trafem od dłuższego czasu był niezauważalny- dzięki, że się zatroszczyłeś, żeby zrobić mi kąpiel. Tylko na przyszłość nie dawaj tego płynu lawendowego. Strasznie go czuć.
-A mówi, że to ja jestem uzależniony od kosmetyków - wrzasnął na nowo nakręcony Wank.
Richard ciężko westchnął.
Tak strasznie chciał się wyluzować po całym LGP.
A tutaj jeden jęczy, drugi wyje, a trzeci marnuje jego ciepłą wodę. Heh....I jeszcze prąd, bo przecież w łazience jest żarówka.
Nie znajdzie się dzisiaj w klubie przed 23-cią.
                   *****
Severin Freund chciał spać.. Nie kręciły go te wyprawy na nocne balangi autorstwa jego kumpli. Żadne puste laski nie były mu potrzebne do szczęścia.
W klubie było przeraźliwie gorąco i duszno, a Wellinger siedział  już, w pozycji pół leżącej, na podłodzę. Skoczek rozglądnął się desperacko, poszukując Freitaga, ale jako , że proces ten okazał się bezskuteczny, sam zaczął przedzierać się przez tłumy tańczących.
-Andreas przestań chlać- podniósł młodego z ziemi i posadził na krześle przy barze- chcesz poznać jakąś babę, to nie możesz wiecznie nie pamiętać jak się nazywasz.
- eeee. Jeestem peełnooletni. Odd miesiąca i dwuudziestu dwóóch dniii, mogę pić ile pragnę- ten bełkot miał stanowić odpowiedź.
Severin postanowił wytargać z klubu to pełnoletnie dziecko.
Wank i Freitag, hm... Oni i tak wrócą rano.
                    *****
Wiele się nie pomylił, bo Wank i Freitag właśnie oceniali wszystkie blondyny w promieniu stu metrów.
- Richi. Taaa. Choć tu.
- Pogieło Cię kretynie, tam są jakieś podejrzane menele.
- No i czym oni są w porównaniu za mną?
Wanka w tym stanie nie mogło powstrzymać nic. Zaraz zaczęła się mocna afera. No tak, Andiego niestety interesowały tylko panienki zajęte. Richard podlazł do niego, chwycił go za rękę i chciał nieco oddalić od podejrzanych  typów. Po Wellingera wróci później.Chyba, że Sev już go stąd zabrał.
Ale nowi "znajomi" Wanka nie pragnęli tak prędko odpuścić i Richi prędko sam wylądował na posadzcę. Normalka. Tak kończyła się większa część ich imprezek.
- Kurwa, zatłukę Cię Waaank...
             *****
Przez szybę wlatuje światło.
Czyli jest rano.
A to znaczy , że czegoś nie pamięta.
Czyli zemdlał.
W dodatku jak widać po raz kolejny zalicza poimprezowy szpital. On, nie Wank. Oto właśnie jest sprawiedliwość tego świata.
A za tydzień trening, zajebiście.
Zamknął wkurzony oczy, poczym zerwał się do pionu, i odruchowo chwycił i przyciągnął do siebie w celu opieprzenia, to co siedziało na krześle , obok łóżka.
To co wedle wszelkiego prawdopodobieństwa było Andreasem.
- Teraz zobaczysz debilu. Ile razy jak Ci powtarzałem, że nie podrywa się panienek, z którymi są jakieś typki. Co?
Masz zaraz iść do tych lekarzy. Chcę stąd wyj...
W tym momencie urwał , bo poczuł, że ma coś w buzi. I tym czymś były włosy, długie włosy.
Co kurde, Wank znowu ubrał tą swoją obrzydliwą czerwoną perukę?
Uchylił ostrożnie jedno oko, i...
To nie był Wank. Bo kosmyki przy jego ustach były jasne. I to nie była jedna z blond-klubowiczek, które tak często Richi znajdował rano przy sobie. Bo przecież po pierwsze: nie zabrałby jej na noc do szpitala. Są lepsze miejsca.
A po drugie: to nie był ten, jaskrawy , ciągle ten sam,choć na wielu głowach blond. To był kolor istnie płowy. Jak kłosy zbóż, chwiejące się na wietrze.
I to była dziewczyna odziana w biały fartuch.
- Ups. Przepraszam, nie jesteś Wankiem? - wymamrotał głupawo.
- Raczej nie. Ja tutaj pracuję. Veronika Seedorf. Nie Wank.
Kurde, ten głos to było istne brzmienie strun gitary.
Kurde, czemu jego mózg wymyśla takie dziwaczne porównania?
Do sali wszedł jakiś lekarz.
- No chłopie, tym razem masz szczęście. Założyliśmy Ci parę szwów i wystarczy.  No i przyjechaliście tutaj bez Wellingera. Zawsze jakiś sukces...
-Eee- znowu zaczął dukać skoczek- ja się w głowę walnąłem. Ja tu jeszcze do jutra zostanę, na wszelki wypadek...
- A przed chwilą ryczał, że chce do domu.
Lekarz tylko pokręcił głową i wyszedł. Tych chłopaków trzeba było zszywać regularnie. Zarówno przez upadki na skoczni, jak i te po za nią.
Ale Richarda to wszystko teraz nie obchodziło.
Pieprzyć trening.
Posłucha sobie tej muzyki...
Co prawda nie wierzy w miłość, ale co tam.
Wyłożył głowę na miękkiej poduszce, a jego oczom ukazała się Wieża Eiffla. A dokładnie nadruk na koszulce, wystającej spod fartucha Veroniki. Która ciągle patrzyła mu głęboko w twarz. On natomiast spuścił wzrok. Powiedzmy, że w miejsce pomiędzy nadrukiem a twarzą dziewczyny. To miejsce było z pewnością uwypuklone. I widniał na nim napis :  
"WELCOME IN PARIS"
A Richard jeszcze nie wiedział, że biedny Wank będzie musiał zabierać na swoje, nocne podboje Welliego.
Bo w jego prywatnym życiu etap pustych bab, właśnie się zakończył.
Bo on zrozumie, że czekał na coś więcej.
Bo on już niedługo zapragnie stabilizacji i bezpieczeństwa.
Tylko musiał sobie jeszcze z tego wszystkiego zdać sprawę.
                  *****
Witamy w Paryżu, panie Freitag.
Pana prywatnym.
Już nie jest pan jednostką, tylko obywatelem.
Ale nie będzie cały czas tak słodko jak pan będzie myślał.
Paryża nie wystarczy kochać, oddać mu wszystko i o niego dbać.
Trzeba  jeszcze umieć obronić Bastylię.
A wróg może nadejść z każdego kierunku...
Ale na razie to tylko przestrogi.
Jak może się zakończyć to, co nawet się nie zaczęło...

                                         ____________________________

Nie podoba mi się ten rozdział za bardzo.
Ale stwierdziłam , że jakieś wtyczki z przeszłości, są potrzebne.
Na dowód rzeczowy , że kiedyś był cukier, lukier, nieznośna lepkość i rzyganie tęczą.
Tyle, że boję się , że wyjdzie na miłość od pierwszego wejrzenia...
Postaram się aby tak nie było.
Trójka, dzieje się z powrotem w 2014, więc obiecuję , że mooocno odsłodzę, bardzo mocno.
A wkleję ją za tydzień w piątek. I kolejne zazwyczaj też co piątek.
Z wiadomych przyczyn :(
Zaczynam liceum i jest lekka spina...
Dziękuję za wszystkie wasze komentarze i uwagi.
Buziaki kochane:*

13 komentarzy:

  1. Ja Ci zaraz coś zrobię. Jak to Ci się nie podoba? Co niby?
    Mój pies się na mnie obraził przez ten mój bezustanny chichot.
    Ale ad rem. Wank. Z naszych opowiadań wysnuwam wniosek, że po zakończeniu kariery skoczka powinnien otworzyć hurtownie stringów.
    Welli. Mój dorosły Welli, który może chlać i zniszczył sobie włosy, bo Wank stosuje przeterminowane kosmetyki z Lidla.
    Kurde, przez Ciebie zeżarłam całą masę czekoladowych kuleczek. Na szczęście one nie są z Lidla.
    Ale oczywiście królem rozdziału jest Rysio i jego "nie jesteś Wankiem".
    Wiem, że pominęłam całą masę rzeczy, o których chciałam napisać, ale straciłam logiczne myślenie.
    Więc tak... jestem z każdym rozdziałem zachwycona bardziej i bardziej, piszesz świetnie, jesteś genialna.
    A ja kocham to opowiadanie i kropka.
    Pa ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana<3
      Heh... biedny Wank męczy się na tej skoczni, ryzykuje kontuzje, a myśmy mu taką fajną, przyjemną przyszłość wymyśliły^^
      A słodyczy z Lidla, to ja też nie lubię.
      No, z wyjątkiem czekoladek miętowych XD
      Pozdrawiam Ciebie i psa także. Ciężkie ma życie przy tych wszystkich blogach...

      Usuń
  2. Przez ciebie nie wiem co napisać, więc może na początek ja się powkurwiam na mój internet >.< Mam najgorszy zasięg u mnie w pokoju i 3 razy się rozłączył i raz musiałam zresetować komputer, bo wyskakiwało " zarejestruj się w sieci, przed próbą połączenia." Po pierwsze jak mam się zarejestrować, skoro nie jest połączona >.< Ale to szczegół, i internet z Play, który jako jedyny odbiera na tym zadupiu.
    A teraz co do rozdziału, leże i nie wstaję:
    1. Przeterminowane kosmetyki z Lidla.
    2. Wank w różowych stringach.
    3. Severin wpychający się do wanny Ryśkowi xD
    A co najważniejsze tak końcówka xD

    Ja już chce nowy :C
    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję<3
      Znam te problemy z netem. Ja mam tak, że na komputerze w salonie mi wszystko działa, a na moim nagle jest jedna kreska i marny filmik na Youtube ładuje się pięć minut.
      Więc zostaje laptop i komórka.
      Takie życie.
      Trzymaj się :*

      Usuń
  3. Boziu, ja zaraz padnę. Spokojnie piszę sobie nowy rozdział na bloga,, patrzę sobie kątem oka i widze, że dodałaś nowy rozdział. Wchodzę z myślą przeczytania refleksyjnego rozdziału ( jak ostatnio), a tu... O mało nie zakrztusiłam się colą. No bo biedny Richard, który chyba już etatowo został niańka, Welli kradnący żel, Severin w wannie -> NAGO! FREUND NAGO W WANNIE FREIATAGA :D
    I w ogóle stringi, rozróby.
    Nie ma to jak poznać swoją miłość w szpitalu. Ale impreza bez ofiar, to nie impreza.
    Welcome in Paris :) Chyba Ryska trafiło od pierwszego wejrzenia. A potem będzie miłośc. Tylko, że wiemy co się stanie. Więc jak na razie wolę o tym nie mysleć.
    Pozdrawiam :)
    PS: Rozdział świetny. A co do liceum, to nie przejmuj się :) Wszyscy są, byli i będą tak samo zestresowani :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli masz ochote to na http://kosztowne-bledy-mlodosci.blogspot.com/ jest epilog

      Usuń
    2. Do Ciebie na epilog już wpadłam. DZIĘKI ZA INFO.
      No i przyznaję, że ten rozdział do refleksyjnych nie należał...
      Tak mnie wzięło, żeby cały czas nie było smutno.
      Pozdrawiam i dziękuję:*

      Usuń
  4. HAHAHAHA.
    O Boże. zdarzyło się tyle, że ja już nie wiem co powiedzieć, zeby nic nie pominąć.
    Jestem oczarowana tym rozdziałem, zwłaszcza tym wspomnieniem przeszłości.
    Niemiecka kadra skoczków regularnie lądująca w szpitalu.
    Niemiecka kadra skoczków regularnie wymagająca zszywania.
    O Boziu.
    I ten tekst lekarza: ,,O dziwo nie ma z Wami Wellingera".
    Hahahaha.
    Jezuu. Zabiłaś mnie i nie umiem wykrzesac z siebie nic więcej prócz tego żałosnego ,,haha", ale naprawdę wszystkie myśli wyparowały mi z głowy.
    I mój Welli z przeterminowanym żelem Wanka na głowie.
    O ludzie.
    Z Lidla.
    O ludzie.
    dobra, muszę zdaje się kończyć, bo nie umiem się uspokoić :P
    także do następnego i ja nie mam nic przeciwko takim słodkim, radosnym rozdziałom, zwłaszcza,że okoliczności poznania się Richiego i Veronici były przesłodkie i przecudne <3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecudna scena?
      No nie wiem tylko jak to jest być dziewczyną, która spokojnie sobie pracuje , a nagle jest złapana, okrzyczana i nazwana Wankiem^^
      No i Ty mówisz, że lubisz słodkie, radosne rozdziały?
      Ty, która tak traktuje Welliego i Sophie i Bartka :)
      Ale to już zauważyłam, cudze postaci się broni, a własne zadręcza.
      Ja też tak mam. Lubie słodkie fragmenty u innych.
      Dzięki i pozdrawiam.
      Trzymaj się:*

      Usuń
    2. no ja tam bym chciała być na miejscu Veronici, a co :D
      i jest dokładnie tak jak mówisz - swoich mogę dręczyć, ale u innych lubię czytać o szczęściu ;D

      Usuń
  5. Było zabawnie i cudownie metaforycznie. To 'Welcome in Paris' po prostu mnie rozbroiło. Myślałam, że ten Paryż był od miasta miłości, od tego, że to podobno najbardziej romantyczne miasto na świecie, a tymczasem wziął się od jej koszulki. Jakby wiedziała, że właśnie tego dnia, w ten najbardziej szalony sposób, wzięta za Wanka, spota kogoś, z kim będzie miała stworzyć swoje miasto miłości. Swój Paryż. Welcome Richi, Welcome! Uwielbiam te odwołania i metafory w Twoim pisaniu. Tak jak z tą koszulką i całym wstępem do tego rozdziału. Pochłonęłam więc cały ten wstęp z szerokim uśmiechem zachwytu i zadumy, a później ten mój uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył i już nie mogłam przestać się śmiać. W dodatku nie wiem, czy uda mi się coś konstruktywnego tu napisać, bo przez cały czas po głowie mi chodzi tylko 'hahahhaaaa, kocham ich'. Welli znów wyszedł na dzidziusia. Choć jak widać 'dorosłych' zabaw mu nie brak, skoro regularnie ląduje z resztą w szpitalu. Wank aferzysta, w sumie wygląda na takiego, który lubi kłopoty. Szkoda tylko, że kłopoty wolą dosięgać jego kolegów - w szczególności chyba Richarda - a on wychodzi z tego wszystkiego zupełnie bez szwanku. No może z małym opier*** od Freitaga. Tylko tym razem, zamiast Wankowi, oberwało się Veronice. W sumie ciekawe pierwsze spotkanie. Zaskoczyła mnie tym, że tam pracowała. Jak Richard wylądował w tym szpitalu, to sądziłam, że owszem spotkają się tam, ale ona też będzie pacjentką - pomyślałam, że może ona od dawana była chora - a tutaj taka niespodzianka i ona okazuje się pracownicą.
    No i jeszcze Severin zajmujący Ryśkowi jego wannę i tekst o płynie lawendowym. Padłam ze śmiechu. Naprawdę jak czytam takie przepełnione humorem i dziecinno-szalonym zachowaniem przedstawienie skoczków, to wydaje mi się najbardziej trafne i realne. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że oni w rzeczywistości są właśnie takimi postrzelonymi wariatami, z którymi nie da się wytrzymać bez obolałej ze śmiechu żuchwy. Kocham ich takich, naprawdę. Dlatego bardzo podoba mi się, że własnie tak ich ukazałaś. Wiemy, że ta historia nie będzie lekka i radosna, Veronicę i Richarda spotkała ogromna tragedia i zapewne wylejemy niejedną łzę, fajnie więc, że przeplatasz to takimi pełnymi humoru i szaleństwa rozdziałami.
    Trzymaj się i nie stresuj liceum. Szkoła to jeden z najfajniejszych okresów w życiu, trzeba się bawić i korzystać z możliwości zrzucania na innych odpowiedzialności za własne czyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Ja też gdy o nich myślę, to zawsze jako o takich nieogarniętych, postrzelonych debilach.
      Nawet ich twarze mi do tego pasują :)
      A Richarda, naprawdę będą się lubić trzymać cudze błędy i głupota.
      I niestety nie chodzi tu tylko o Wanka i jego wygłupy.
      Trzymaj się.

      Usuń
  6. Ich czwórka jest genialna! Uwielbiam wszystkich i każdego z osobna. Najpierw żel i kąpiel, potem impreza i awantura. I to, że Richarda zaparyżowało!

    OdpowiedzUsuń