Wielkie miasta są bronione przez policję. Gdy ta sobie nie radzi, pojawia się wojsko. Ewentualnie brygada antyterrorystów. No i jest jeszcze straż miejska, różne organizacje porządkowe.
Trzeba niebywałego trudu, aby wejść nieproszonym w miejskie progi, zniszczyć obywateli. Na podmiejskich lotniskach, dokonywane są setki kontroli. Nie przemyci się żadna bomba z opóźnionym zapłonem.
Paryż miał gorzej.
Bo jak dwójka ludzi, miała robić rewizję swoim gościom?
Bo jak mieli chłonąć prawdziwe, paryskie powietrze, jednocześnie się bojąc?
Bo jak wśród miłości może być miejsce na nieufność?
Zgubiło ich ślepe pragnienie szczęścia. Wiara, że nic się nie przydarzy. Nie im, nie Paryżowi.
Po prostu wiedzieli, cena za zniszczenie takich miast, przekracza wszelkie inne ceny.
Ale i tak znalazł się chętny na jej zapłacenie...
*****
Październik 2014
Musiał szybko się ogarnąć. To było cieżkie, dobra bardzo ciężkie. Ale był teraz potrzebny, tyle.
Wank otarł z policzka resztki śladów mocnego wzruszenia i oglądnął się w około. Wszyscy na czarno, wszyscy z chusteczkami w rękach.
Nigdy nie lubił takich barw, takiego nastroju. Był optymistą, każdemu starał się wrócić na twarz uśmiech. A teraz sam nie miał siły.
Nikt nie jest dzielny na pogrzebie, w zimne październikowe popołudnie, kiedy nawet niebo zdaje się płakać. Nikt nie patrzy obojętnie na płatki chryzantem, rozpływające się, na cmentarnej alejce, pod wpływem błota i setek depczących stóp. I wreszcie nikt nie radzi sobie z ledwie dwudziestoma latami, wypisanymi na drewnianej trumnie. Smuć się Wank. Spokojnie, żaden wstyd.
Z rozmyślań wyrwał go płacz. Inny niż cała reszta słyszanych przez niego bełkotów. Roździerający wrzask niespełna miesięcznego niemowlęcia. Które zawinięte w gruby, różowy kocyk, trzymał właśnie na rękach, bo w wózeczku jego rozpacz była jeszcze większa.
Andi spojrzał maleństwu głęboko w oczy. I to co zobaczył jeszcze bardziej ścisnęło mu sercę.
Potrzeba ciepła.
Potrzeba mleka.
Potrzeba pierwszego czego pragnie dziecko. Mamy.
Przez otępiały mózg, przeszła mu myśl, czy to stworzonko w jakikolwiek sposób czuje, że to właśnie jego rodzicielka jest tu teraz opłakiwana.
Że jest daleko i już nigdy po tej stronie go nie przytuli.
A jego ojciec jest w śpiączce i nie wiadomo, czy kiedykolwiek się obudzi. Jasne, Richie miał rodzinę, która otaczała teraz oseska opieką. Ale oni sami byli zdruzgotani.
Bo jeśli biedny chłopak otworzy kiedyś oczy, to kto powie mu, że to co kochał najbardziej, już nie żyje.
Dobra Andreas, koniec tych rozmyślań, kruszynka płacze.
- Melly, ciii- szepnął aby nie przerywać niemej, łzawej ciszy- zmarzłaś, tak? Wujcio Cię dziś weźmie do siebie, zgoda?
Chciał już się wycofywać znad mogiły, (rodzince Freitaga , że zabrał małą powie później),ale jego uwagę zwróciło inne dziecko. Albo już nie dziecko- Wellinger. Miał martwe oczy i wyglądał jakby zaraz miał wskoczyć do ciemnego dołu. Tak. On też z pewnością nie może tu spędzić jeszcze godziny.
Złapał kumpla za rękę. Takiego nieogarniętego, wyciągało się go zwykle z nocnych klubów...
- Well, jedziemy do domu. Biorę Cię do siebie. Ululam Melanie , a potem pogadamy. Zgoda?
Wraz z wózkiem zaczął się kierować do wyjścia ze cmentarza.
A za nim szedł Andi Młodszy, patrzący cały czas w górę:
- Żegnaj Veronico. Jesteś teraz w niebie. Czyli nie zobaczymy się już nigdy. Powiedz mi sama, czy życie ma sens?- wychrypiał nastolatek.
Wank ciężko westchnął.
Kto by pomyślał , że on sam wariat, imprezowicz i wieczny chłopiec będzie musiał wydorośleć.
Wspierać ludzi, niańczyć Welliego
I zastąpić chwilowo ojca córeczce przyjaciela. Ale przypomniał sobie słowa Seva sprzed trzech tygodni:
"Czwórka narodowa musi trzymać się razem. A my wszyscy jesteśmy coś winni Richiemu..."
*****
dwa tygodnie wcześniej :
- Wankuś?
- Tak.
-Przepraszam. Byłam głupia chcąc was unikać. Sądziłam, że sobie poradzę.
- Mała, mała. Nikt sobie sam nie radzi. Cieszmy się. Melly jest zdrowa. A tak się baliśmy.
- Ale ja dalej się boję- oczy dziewczyny zrobiły się szklane- że zrobią mi operację, że się nie uda. I że on... On...już nigdy...
- Ver. Nie gadaj bzdur. Ja cię jeszcze do ołtarza będę prowadził, pamiętaj.
- Mój ojczulek Wank- na jej twarzy zalśnił słaby uśmiech. Bo właśnie wyobraziła sobie siebie wspartą na ramieniu Andreasa, wspinającą się po schodach kościoła. I ten widok, czekający na samym końcu.
- Dzięki, że po prostu jesteś tatusiu.
Urwała, jakby chciała coś głębiej przemyśleć.
- Wank? Ty wierzysz w ten cały wypadek?
Kurcze, więc ona też coś podejrzewała.
- Nie do końca mała. Przykro mi.
Ale obiecuję, jeśli istnieje stworzenie żywe, które maczało w tym palce...- skoczek ścisnął pięści.
- Chociaż. Kto może być aż taki okrutny. Kto mógł chcieć nas zniszczyć. Rozwalić Melanie dom, zanim jeszcze ujrzała światło dnia!
- Ja naprawdę nie wiem. Odkąd Richard poznał ciebie uważał na każdy swój krok.
- No właśnie. On był aż za ostrożny. A co dopiero gdy usłyszał o ciąży.
- Wiem. I to mi właśnie nie pasuje. Ale tak zupełnie szczerze. Kojarzysz kogoś, kto nienawidziłby twojego Romea, tak bardzo żeby...
Pokręciła nerwowo głową. Nie było to przekonujące.
- Nie chcę oskarżać ludzi. Nie mam najmniejszych dowodów na...
Na to, że pewne sprawy mogą się łączyć.
- Jakie sprawy?- skoczek, aż zerwał się z krzesła przy łóżku.
- Takie... Andi, proszę. Przysięgnij, że będziesz jakby co pilnował Melly. Zgoda?
- Veronica! Ver, ale o co chodzi.
Jej oczy wyrażały wachanie. Powiedzieć mu coś czy nie. Ale sprawa roztrzygnęła się sama, bo do sali wkroczyli właśnnie Freund z Wellingerem, ciastkami, kawą z CoffeeHeaven i stertą DVD.
- Hej pani Freitag- rozległ się bas Freunda. Lubili ją tak nazywać, choć wiedzieli jak bardzo oddalone jest jej, wytęsknione wesele.- co dziś oglądamy.
- Titanic- wrzasnął największy na świecie amator melodramatów, dokładniej Wank.
Dopiero ostre spojrzenie Seva ściągnęło go na ziemię.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł na ten moment.
- Ale chłopie. Ja Wanka popieram, chcę ten film- szepnęła Vera- on wcale nie jest smutny. Bo oni na koniec się spotykają. Ona umiera i przychodzi do niego na ten wielki statek, albo Paryż. Jak kto woli.
I to jest HappyEnd, tylko głupie Homo Sapiens nie potrafią tego ogarnąć.
Freund odwrócił z podziwem głowę w stronę metalowego, niemowlęcego łóżeczka:
- Melanie Freitag, jesteś córką najsilniejszej kobiety na świecie i skoczka. Będziesz wielka babo.
"Baba" zaczęła tylko buczeć i machać małymi nóżkami.
- Dobra, wracając do tematu zostałem przegłosowany, mogę już włączać ten infantylizm?
-Sekundka- szepnęła Vera. Gdyby tylko dokładnie się wsłuchali, wiedzieliby jak słaby był ten szept
- Wank, miałeś coś przysiądz.
Chłopak położył rękę na sercu i wymamrotał kilka, zrozumiałych tylko dla niej słów
- Ok, Severin puszczaj.
Następne minuty, albo dokładnie mówiąc godziny skoczkowie siedzieli, zamyśleni, wpatrując swoje, wielkie gały w ekran.
Z tego zawieszenia wyrwał ich dopiero brutalnie pikający szpitalny sprzęt, pozioma kreska i wyraźne cyfry 0 na monitorze.
Lekarze próbowali coś zrobić, ale oni już czuli. Wystarczyło spojrzeć na ten zastygnięty, delikatny uśmiech.
Ta dziewczyna już nie cierpiała.
Ta dziewczyna była już w innym wymiarze.
I tam mogła czekać na ukochanego.
Szykować ich zakątek w nieśmiertelności.
Cisza.
Tętno śmierci.
Rytm równego wojskowego kroku.
Severin wyłączył "Titanica".
Wank wyniósł biedną sierotkę z tego zaciemnionego pokoju.
A Andi spoglądnął przez okno.
Padał deszcz.
Świat był taki brudny.
Płakał.
Bał się beznadziei...
Ale przecież jakieś szczątki z Paryża jeszcze żyły...
*****
Dwa tygodnie później, stojąc na cmentarzu, Wank był już niemal pewnien obaw własnych i Veroniki.
Tyle, że ona nie zdążyła mu przekazać swoich przypuszczeń. Kazała tylko chronić Melly.
Absurdalne życzenie umierającej matki?
A może córce jego przyjaciela naprawdę coś groziło?
Ale nie teraz. Przecież to jest noworodek.
Zanim dorośnie, będzie trzeba odkryć prawdę.
On będzie musiał...
*****
Mam coś z tym dodawaniem roździałów dzień przed czasem.
I chyba jestem okrutna...
Trzeci rozdział, a ja uśmiercam główną bohaterkę...
Może to ta szkoła tak mi "służy"?
Dobra, buziaki i do następnego :*
Ja beczę ;-; nic nie powstrzymuję mojego potoku łez, jak mogłaś ?! Co ci strzeliło do głowy ?!
OdpowiedzUsuńAle masz plusa za słiiit wujka Wanka ;3
Co mi strzeliło, ja się sama pytam.
UsuńWłaściwie wiedziałam, że to zrobię od chwili gdy to opowiadanie wpadło mi do głowy. Tylko, że nie wiedziałam kiedy...
A Wank naprawdę będzie słłłłit wujeczkiem :)
Dziękuję.
Trzymaj się:*
Zabiję cię, zamorduję, a potem zakopię w moim ogródku. Ver- czemu? Mało się nacierpiała, mało było smutku w tej historii?
OdpowiedzUsuńOd początku. Po raz kolejny zachwycaja mnie twoje metafory. I wnioskuję z nich ( może błędnie, nie wiem), że ta osoba, przez którą to wszystko się stało, nie była im całkiem obca. Może w pewien sposób jej ufali, może wpuścili zbyt głęboko do swojego życia. Ale jak to napisałaś, jak mieli w ogóle myśleć o nieufności, skoro widzieli wokoło tylko miłość. Nawet do głowy im nie przyszło, że ktoś mógłby im to wszystko zniszczyć. Zniszczyć maleńkiemu, jeszcze nienarodzonemu dziecku dom, rodzinę.
Śmierć Very. Może trochę się tego spodziewałam, ale nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli. I co najważniejsze. Ona miała pewne podejrzenia, najprawdopodobniej trafne. Tlyko nie zdążyła o nich powiedzieć. I widać, że ten ktoś nie poprzestanie na tym, co się stało. Zagraża tez dziecku. Jakby ono już nie wystarczająco wycierpiało się od losu. Śmierć matki, nieobecność ojca. Taki dojrzały, pomocny Wank jest kochany. Choć dalej pozostaje Wankiem, który w lecie nosi zimową czapkę i który wygląda jak patyczak, ale to tylko moje zdanie ;) W każdym razie dobrze, że Richi ma takich przyjaciół. nawet taki refleksyjny Welli jest potrzebny.
Wankuś będzie detektywem. Tylko żeby nie zachciało mu się zemsty. Bo ta, jak wiemy lubi być przekorna i obrócić się w nasza stronę.
I taki malutki płomyk nadziei. Szczątki Paryża. Melly i Richi. Poradza sobie. Muszą.
Trzymaj się cieplutko i nie przejmuj się szkołą- kiesys się skończy ;)
Poradzą sobie?
UsuńNo , nie mogę odpowiedzieć na to pytanie.
Mogę za to powiedzieć, że tak szybko to się nie skończy...
I widzę, że po tym rozdziale, naprawde grozi mi śmierć.
To co będzie dalej?
A Wanka to określiłaś genialnie:D
Dziękuję Kochana<3
ja nie wierzę.
OdpowiedzUsuńPrzecież to ja jestem ,,Wredną Pisarką"!!
Nie wierzę, że tak miało być od początku.
Nie wierzę, że ona miała umrzeć.
Nie wierzę.,
Bo ona miała zyć, żyć dla Freitaga,dla Melly, dla Paryża, który mieli odbudować i wszystko miało być dobrze...
Och, nawet nie wiesz co ty ze mną zrobiłaś.
I jeszcze ten Wank, który zdaje się mieć ztym coś wspólnego, mimo że ja chciałabym wierzyć, że to nieprawda.
I po prostu już nie wiem co powiedzieć. Po prostu mam ochotę Cię powiesić, udusić i zakopać w ziemi.
Żywcem.
No.
To czekam na więcej, bo wiesz, że i tak to kocham <3
Jak widać " Wredna Pisarka" to nie tytuł jednoosobowy. Są całe szeregi chętnych na zrobienie totalnej demolki z życia biednych skoczków.
UsuńI chyba nigdy takich nie zabraknie^^
Mogę tylko obiecać, że Wank to idiota i owszem , jeszcze nieźle naszkodzi, ale wszystko robi w dobrych intencjach i z pewnością to nie ten "zły".
A sprawa ze "złym" lub "złymi" nie wyjaśni się jeszcze długo.
Kolejna chętna do zakopania mnie w ogródku. Zaczynam się bać co będzie dalej.
Dziękuje i trzymaj się<3
Czy ostatnio nastał jakiś czas znęcania się nad głównymi bohaterami? Dlaczego Ver, no dlaczego? Czym ta biedna dziewczyna sobie zasłużyła, aby umrzeć już w 3 odcinku... żeby w ogóle umrzeć? Choć powiem, że ten tytuł bloga niepokoił mnie od jakiegoś czasu, ale chyba spodziewałam się, że uśmiercisz Richiego. Nie wiem czy bym to lepiej zniosła, pewnie nie, ale to nie zmienia faktu, że prawie płakałam i na początku - podczas pogrzebu - a później pod koniec - jak opisałaś jej śmierć. Jedyny okruch nadziei w tych paryżowych szczątkach, o ile Richard kiedykolwiek się obudzi, jeśli nic złego nie spotka tego maleństwa.
OdpowiedzUsuńTak się tylko zastanawiam czemu Ver bała się o maleństwo, co może mu grozić i wpadł mi do głowy głupi pomysł, że może mała wcale nie jest dzieckiem Richarda, bo z jakiego innego powodu ktoś chciałby krzywdzić malutkie, bezbronne dziecko?
Wank w roli detektywa - podoba mi się ta rola. W ogóle podoba mi się pewna metamorfoza Andiego dużego, to jak pokazałaś go w poprzednim rozdziale, a jak ukazujesz go teraz. Zmienił się i to bardzo, właściwie wszyscy się zmienili za sprawą Veroniki, miłości Freitaga i nieszczęść, które ich spotkały.
Cały czas intryguje mnie natomiast Andi mały, jego smutek, a wręcz rozpacz jest przeogromna i ciężko mi uwierzyć, że to tylko ze względu na to, że go to wszystko przerosło, że jest za młody na takie komplikacje w życiu. Zaczynam wierzyć, że on czuł do Ver coś więcej.
Jestem bardzo, ale to bardzo ciekawa co Veronica chciała powiedzieć Wankowi, a nie zdążyła. W każdym razie teraz już chyba jest pewność, że to wszystko nie było nieszczęśliwym wypadkiem, ktoś ewidentnie chciał zniszczyć ten ich Paryż. Tylko ta ostatecznie to dopiero choroba dziewczyny go zniszczyła.
Smutno, smutno, ale pięknie - ta przewijająca się cały czas metafora miłości jako miasta, te porównania. Uwielbiam to - tajemniczo, intrygująco, momentami nieco zabawnie - Titanic - krótko mówiąc, cudowny odcinek. tylko tej Ver nie mogę przeboleć. Dobrze, że chociaż dasz nam jej więcej we wspomnieniach.
Trzymaj się :)
Dziękuje bardzo<3
UsuńNiestety sens życia to też to, że umierają nie zawsze Ci, którzy by na to zasłużyli.
Tak, znęcam się nad nią, fakt.
Ale wcześniejbędzie mieć chwilę prawdziwego szczęścia.
Pozdrawiam:*
No i mój szczęśliwy dzień się skończył.
OdpowiedzUsuńMusiałaś być tak okrutna? Przecież ja złapałam takiego doła, że nie wiem co napisać i co z tego parta wywnioskować.
Ale nadal uwielbiam to opowiadanie.
Trzymaj się ;*
A ja mam doła, że to napisałam...
UsuńI sama nie wiem co powiedziać.
Dziękuję za komentarz.
Trzymaj się:*
Ojej, aż sie prawie popłakałam, smuteczek się pogłębia </3
OdpowiedzUsuńJest inaczej, ale podoba mi się. Może nie komentuję na bieżąco, ale nie znaczy to, że nie czytam, pamiętaj ;)
Właściwie to mnie ciekawi, jak to wszystko się potoczyło/potoczy się. Może być ciekawie max :D
xxoo
Dziękuję bardzo<3
UsuńBędę pamiętać.
Smuteczek °_°
Pozdrawiam :*
Strasznie się cieszę, że miałam możliwość tu trafić. To opowiadanie zawładnęło moim sercem. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam historie z cieniem tajemnicy, a zwłaszcza, kiedy ta tajemnica dotyczy skoczków narciarskich. A gdy tymi skoczkami są Niemcy, to w ogóle jestemm oddana całą sobą.
Smutno mi jedynie, że Vera odeszła i zostawiła nowonarodzoną córeczkę i ukochanego, walczącego o życie. Na szczęście Freitag ma oddanych przyjaciół. A fragment: "czwórka narodowa musi trzymać się razem. A my wszyscy jesteśmy coś winni Richiemu " strasznie mnie wzrusza.
Jesteś genialna.
Pozdrawiam ;**
Dziękuję bardzo<3
UsuńNaprawdę nigdy nie przywyknę to takich słów podziwu :)))
Rozpuścicie mnie.
Pozdrawiam :*
Dziękuję, że mnie tu zaprosiłaś i, że mogłam przeczytać te trzy rozdziały :)
OdpowiedzUsuńOd samego początku pojawiło się wiele tajemnic, na których wyjaśnienie prawdopodobnie jeszcze sobie poczekamy, ale to dobrze. Nie byłoby ciekawie, gdybyś wytłumaczyła nam wszystko od razu, a taka tajemniczość przyciąga.
Po tym rozdziale już wiem, że to nie będzie historia z zakończeniem "...i żyli długo i szczęśliwie", bo Ver już nie ma, a Richard na razie nie ma kontaktu ze światem. Najbardziej jednak szkoda mi tej małej dziewczynki. Przecież nikt nie jest w stanie zastąpić jej matki! Nikt nie pokocha jej tak jak potrafi to robić tylko prawdziwa mama. Nawet jeśli Richard się wybudzi i będzie miał nową partnerkę, ona nie da jej tyle miłości.
A tak już ogólnie, nie o tym rozdziale, to urzekają mnie te porównania miłości do miasta! Są świetne, naprawdę :)
Mi także szkoda, właściwie wszystkich postaci, którym zepsułam życie. I raczej nie ma tu zbytniej mowy o naprawieniu czegokolwiek? Zawsze jednak można zostawić tak jak jest, albo rozwalić jeszcze bardziej...
UsuńNo, nad tym właśnie sobie myślę...
Bardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam <3
Ale zaskoczyłaś. Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie śmierci Veroniki. Wank mi zaimponował. Dobrze mieć takiego kumpla.
OdpowiedzUsuń