czwartek, 12 września 2013

4. Everything has changed.

Październik 2013
Gdyby tylko mógł , czytałby ten napis w kółko.
"WELCOME IN PARIS".
Kurde, zazdrościł w tym momencie dziecku, które dopiero uczyło się czytać. Ono gapiłoby się bezkarnie, pod usprawiedliwieniem, że składa sobie literki.
Hm...Można by jeszcze udawać, że jest się analfabetą.
Ale w to ,to by najwyżej Wank uwierzył.
Dlaczego życie nie jest igraszką?
Dlaczego kobiety nie mają ilorazu inteligencji zbliżonego do jego kumpli? Byłoby tak banalnie je rozgryzać. Kobiety...
A co dopiero ta kobieta.
Przecież ona waliła cały jego system wartości. Błąd, już zwaliła. Choć on jej przecież nawet nie znał.
Czy miał zamiar to zmienić?
Być albo nie być... Oto jest pytanie.
A tak na boku, zupełnie na boczku : co ten wyjątkowy obiekt, dla którego powinno się poszerzyć listę cudów świata, robi w piękny , sobotni poranek w szpitalu. Powinien przecież śmiać się, wracać z jakiejś nocnej balangi.
Cholera, idioto, to nie ta kategoria.
To jest już na pierwszy rzut oka "porządna dziewczyna"
Tylko co z taką robić.
Improwizacja Richard, improwizacja, innego ratunku przed linią horyzontu nie znajdziesz.:
- eee
- O, zaczynasz mówić - uśmiechnęła się- bo myślałam, że masz porozrywane struny głosowe i już nie porozmawiamy...
Pięknie, ona chce pogadać, a on ma przez nią mózg jak z waty cukrowej, albo z włosów Wellingera ostatniego wieczoru, wyszłoby na to samo.
- Nooo, a o czym? - brawo chłopie, wspiąłeś się właśnie na najwyższe poziomy swojego intelektu.
- A więc panie Nooo, tak właściwie, to mógłby się pan przedstawić.
-To ty mnie nie znasz?
- Słyszałam coś o tej waszej, hałaśliwej, skocznej bandzie, ale żebym ogarniała, który to który...
Spuściła nieco głowę, myśląc, że w ten sposób zraziła "lotnika" do siebie, ale on wydawał się być jeszcze bardziej zahipnotyzowany.
Bo tego szukał całe życie.
Bo coś takiego, nie miało wedle jego ogromnego mózgu możliwości istnienia.
Bo tej dziewczyny nie obchodziło, że jest światowej klasy, przystojnym skoczkiem.
Dla niej, równie dobrze mógłby mieć buzię Freunda, albo poczucie humoru Piotrusia Żyły.
Ba, co tam Piotruś.
Mógłby być biednym Chińczykiem, strugającym łódki z kory, albo jakimś karłem z Marsa, w dodatku zrobionym z gumy.
Verę obchodziło tylko jego wnętrze.
I widać bardzo chciała żeby je odkrył. Trzeba coś powiedzieć:
- Lubisz Paryż? - nic nie zaszkodzi zacząć od aluzji do ubrania.
- Hm... Jednak potrafisz być romantyczny.
- Przecież ja Cię tylko spytałem czy lubisz Paryż. Normalne pytanko.
- Tylko coś czerwony jesteś. Ale faktycznie lubię.
- A za co?
- Dociekliwy jesteś, nie ma co. Lubię Paryż bo to najlepszej miejsce do układania alegorii, przenośni. Po prostu patrzysz na każdy drobiazg i go kochasz. Rozumiesz?
Richie milczał.
- No tak, myślisz, że dziwaczka jestem.
- Co. Nie, poprostu nigdy nie spotkałem kogoś... Kogoś tak pozytywnego. A byłaś kiedyś we Francji, pod Wieżą Eiffla?
Zrobiła się jakby smutniejsza
- Nie... Po prostu mnie na to nie stać. Kiedyś może się uda.  Ale teraz wygodnie się rozsiądę, a Ty mi  zrobisz mały prezencik i mi wszystko opowiesz.
- Vera. Ale ja nie byłem w Paryżu. Nigdy. Ja... Tak ogólnie to nie podróżuję, w sensie nie zwiedzam...
Jasne, woli rozbijać się po campingach i pić piwo.
- Ty? Przecież ty masz pieniądze. Przepraszam, chyba  jestem zbyt szczera...
- A ja jestem debilem, wiesz? Może zmieńmy temat? Jak ty właściwie pracujesz?
- Właściwie przesadziłam, mówiąc, że tu pracuję.
Dwa lata temu zdałam maturę. Dostałam się na medycynę, skończyłam pierwszy rok. Ale...
Ale potem okazało się, że mam chore serce. No i kazali mi na jakiś rok przerwać edukację. Ciągle się jeszcze leczę, no i postawiono mi twardy warunek, żadnego męczenia. A wiesz jak wygląda życie studenta, sesje i to wszystko... A ja strasznie chcę pomagać ludziom. Więc przychodzę tu raz czy dwa razy w tygodniu. Czytam samotnym staruszkom, robię teatrzyki dla dzieciaków po operacjach. To nie to samo co leczyć tych ludzi, ale zawszę to coś. Więc staram się wypełniać te obowiązki najlepiej jak tylko potrafię. No ale dzisiaj... Za to co robię dzisiaj to mnie stąd chyba wywalą...
- Już wywalą. A co. Ja nie potrzebuję wsparcia psychicznego? Każdy go potrzebuje, panno Seedorf...
No, zapamiętał nawet jej nazwisko. Proszę, najgorszy to on wcale nie jest.
- Każdy... Wiesz, ja w ten sposób pomagam też sobie. Wychowałam się w sierocińcu. Nie miałam nikogo. Nigdy. Ja... Po prostu lubię być potrzebna. Ehh, dlaczego mówię takie rzeczy obcemu człowiekowi.
Dlaczego prowadzę z tobą monologi. Przecież jestem o wiele mniej ciekawa od wielkiej gwiazdy skoków.
- Zdziwiłabyś się.
- A tak właściwie co Ci się stało w tą głowę biedaku?
- Eee... Wyrywali torebkę kobiecie na ulicy. I ją obroniłem.
- No proszę. Prawdziwy rycerz z Ciebie. A już myślałam...
- A tak na serio to zaczepiałem z kumplem laski w barze i jakimś typom to się nie spodobało. I nie zdarzyło się to pierwszy raz...
Nagle coś w nim pękło. Nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Takie tam bajeczki dobre dla naiwnych nastolatków. Ale zaszkodzi spróbować? Choć raz?
Zaczął opowiadać jej o sobie, wszystko. Żadnych niedomówień, żadnych wykrętów.
Niech dziewczyna ma obiektywny pogląd na sprawę. Nic z tego nie będzie to trudno, przełknie gorzką porcję porażki. To też jakieś doświadczenie. A każdego doświadczenia należy spróbować. 
                                                               *****
Wreszcie go zostawiła. Wreszcie poszła do biednych, chorych dzieciaków , z którymi miała spędzić dzień. Ale wiedziała, że ofiary losu nie będą dziś mieć z niej pociechy.
Bo jej odbiło.
Bo siedział jej w głowie jakiś wywrotowiec.
Jutro rano jeszcze raz pogadają, a potem co? Każde pójdzie swoją drogą.
I może najwyżej zacznie oglądać skoki w TV. I snuć marzenia na jakie nie miała czasu w wieku gimnazjalnym.
Nie ma sensu ufać ludziom.
Im szybciej o nim zapomni, tym lepiej.
I tyle.
Tym światem nie rządzi, proste, banalne, słodziutkie przeznaczenie...
                 *****
Zegarek tykał delikatnie uświadamiając mu, że właśnie wybiła trzecia w nocy.
Czyli za pięć godzin ósma.
A o ósmej przyjdzie Vera.
Przyjdzie się pożegnać.
Czyli nie planuje nawet dać mu numeru telefonu.
To koniec.
A może i nie?
To było cholernie dziwne, powiedział sobie, że co ma być to będzie, a tu tym czasem ciągle próbował coś zmieniać.
Ciągle siedziała mu w głowie i nie potrafił jej z niej wywalić.
Zaznaczyć, skasować i definitywnie opróżnić kosz... Niestety, nie był robotem.
Ale może można to wszystko odebrać z tej jaśniejszej strony?
Może istniał jakiś pomysł, jakiś plan?
Owszem - istniał. Tylko , że bynajmniej nie był przyjemnością w czystej tego słowa postaci.
Po pierwsze: koniec z egoistycznym życiem od niedzieli do niedzieli.
Po drugie : ograniczenie ilości zakrapianych imprez do minimum  koniecznego.
A po trzecie... No właśnie, co?
I w tym momencie go olśniło.
To było genialne.
Durnie genialne i wyssane żywcem z jakiejś tępej komedii romantycznej.
Tylko czy ona stwierdzi tak samo?
Czy filmowa sielanka może zostać przeniesiona w prawdziwy wymiar?
Hm... Najprościej będzie zadecydować w pojedynkę...
I postawić ją przed faktem dokonanym...
              *****
Mieszkanko , które  Freitag wynajmował sobie w Monachium  było tej nocy wyjątkowo pogrążone w błogiej ciszy.
Aż do czwartej rano.
Bo o czwartej rozległa się przeraźliwie wyjąca muzyczka ze Smerfów. A inaczej komórka Andreasa Starszego.
- Hallo, komu odbiło kurwa?
- Nie Wankuś, to tylko ja.
- Richard? Pogorszyło Ci się? Muszę podpisać zgodę na operację? Potrzebujesz żebym trzymał Cię za rączkę? Jakie to wzruszające...
- Słuchaj mnie przez chwilę. Nie mam internetu. Musisz mi pomóc.
- Dzwonisz do mnie w środku nocy, bo nie możesz skorzystać z sieci. A co ja jestem? Przenośny  router  Wi-Fi?
- Debilu, to jest sprawa życia i śmierci. Zarezerwuj pokój w Paryżu, jak najbliżej centrum, nie za drogi. OK? Tylko z dwoma łóżkami proszę.
Zgoda?
-Yyyy, no w porządeczku. Tylko co z Wellingerem?
- Ale jak z Wellingerem?
- No nie pojedzie, czy będzie spał z tobą, ewentualnie na podłodze...
- Chłopie. Ogarnij swoją głupotę. Po co mam zabierać Andiego do Francji?
- Spoko, już rozumiem, żadnych nastolatków. To będzie wyprawa prawdziwych mężczyzn!
- Kogo?
- No ja i ty. A co?
- Wank, spójrz prawdzie w oczy. Kiedyś Ci to wynagrodzę, ale teraz zostaniesz grzecznie w Niemczech...
- No to po jaką cholerę są Ci te dwa oddzielne łóżka?
- Wiem tylko tyle, że jest szansa, że wszystko się zmieni, na lepsze. Ale jest tylko jedna, jedyna szansa - tu i teraz.  A teraz nie myśl, bo Ci nie wychodzi, tylko rób co każę? Do rana wariacie.
Skończył rozmowę, nawet nie oczekując odpowiedzi.
- Nie no, jak ja mogłem być tak ślepy i nie zauważyć, że...
- Ej, co się stało? - pisnął z podłogi rozbudzony Welli.
- No więc, Richard potrzebuje...
- Skarpetek? To możesz iść spać biedaku. Ja się poświęcę i mu zapakuję do woreczka, tylko zadzwoń do niego czy chce czerwone, czy niebieskie.
- Dziecko, on potrzebuje apartamentu w Paryżu. I w dodatku bez miejscówek dla nas!!!
W tym momencie do pokoju wszedł Freund:
- Andreas, czwarta w nocy, człowiek relaksuje się w łazience, a tu słyszy te twoje Smerfy i traci całe , osiągnięte skupienie... A tak w ogóle co wy tacy?
Nikt nie próbował przerwać ciszy.
- Ej ktoś umarł? No powiedzcie mi!
- Gorzej Sev, znacznie gorzej. Nasz Richard chyba się totalnie zakochał. A ja nawet nie wiem w kim, kiedy i jakim cudem. Bo przecież przedwczoraj w klubie był jeszcze normalny... No i nawet nie spytał mnie o zgodę!!! Oburzające!
           *****
" 7.58
od: Wank
Masz wszystko tak jak chciałeś. Od jutra, do czwartku.
Tylko zdradzisz nam wreszcie kim ona jest?
Martwimy się o ciebie"
Dobra, to jeszcze parę dni się pomartwią . Albo nie, przecież nie jest bez serca. Pogada z nimi jeszcze dziś. Tylko lepiej bez szczegółów, oni są zdolni DOSŁOWNIE do wszystkiego...
Włożył koszulkę, przygładził grzywkę i ciężko westchnął.
Po chwili drzwi się otwarły.
No tak. Obiecała to przyszła.
- Hej. Jak się dzisiaj czujesz? Jedziesz do domu?
Dobra Richie, teraz albo nigdy:
- Cześć. Masz chłopaka?
Wyglądała na mocno zaskoczoną.
- Szczerze? Nigdy nikogo nie miałam. Nie nadaję się do tego... Ale dlaczego...
- To super! - wrzasnął skoczek.
-Słucham?
- Veronico Seeford, pojedziesz ze mną jutro do Paryża?
Cisza.
- Wiem, oszalałem, ale wszystko jest gotowe. Dostaniesz prywatny pokój!
-Tylko, ja cię przecież wcale nie znam. Nie wiem nic. Nie znam twojego charakteru. A to co mi o sobie powiedziałeś nie było jakieś niezmiernie promujące...
- Obiecuję, nawet do tego twojego pokoju nie wejdę. Jak nie będzie kanapy przy wejściu, to mogę leżeć na wycieraczce, albo w wannie, jak jeden z moich przyjaciół.
- Każecie, któremuś spać w wannie?
- Yyy? Nie, to nie z przymusu tylko z wyboru...
-Człowieku, a  ja od wczoraj sobie myślę, że poznając Ciebie, poznałam największego wariata świata... Musisz mi pokazać tych swoich koleżków...
- Proszę bardzo. Tylko najpierw musisz raczej poznać mnie samego...
- Ale ty się nawet do tej pory nie przedstawiłeś, po za tym te żarciki, że jedziemy do Paryża...
- To nie są wygłupy, pokażę Ci bilety, jak nie wierzysz Aaaa, i jestem...
-Ok, wiem kim pan jest panie, Freitag. I wie pan? Niestety, chęć ujrzenia Luwru jest we mnie silniejsza od strachu przed panem...
- Czyli...- jego buzia zaczęła promienieć.
-Czyli zamierzam narazić własne życie... To, o której jutro i gdzie...
                                                       _______________________

Eeeee, nie mogę. Nie lubię tego.
Pewnie niektóre to zaraz oburzy, ale ja wolę pisać smutne, refleksyjne rozdziały, niż zanurzać się w tej PIEPRZONEJ naiwności. 
A, no i wpadłam na pomysł co będzie dalej, praktycznie mam już to opowiadanie w głowie całe gotowe, no i częściowo na papierze też. Co mogę zdradzić? Chyba, że zdemoluję tu życie jeszcze  komuś... I , że nie wiem co z końcem. Na pewno nie będzie słodziutki- to chyba już wiadomo, ale waham się pomiędzy, drobnym , wręcz można rzec ułamkowym happy endem, największym możliwym kataklizmem, oraz smutną ale konieczną sprawiedliwością. 
Ale co wybiorę... O, to jeszcze długa droga. Bo niedługo się podzieje...

Dzięki, że jesteście<3
Za komentarze, uwagi i tak ogólnie,
Do następnego :D

17 komentarzy:

  1. Tak, ja się z tobą nie zgadzam :3 Po tym smutnym rozdziale przydało się trochę szczęścia.
    Jak przeczytałam, że Wank ma na dzwonek melodyjkę ze smerfów to mało nie padłam ze śmiechu i jeszcze potem, jak myślał, że Richie weźmie go ze sobą do Paryża to myślałam, że jebną z łózką, a przecież nie można tego zrobić leżąc przy ścianie.
    Veronica ma racje, Richie to największy wariat na świecie i za to go pewnie będzie kochać ;3
    I no będzie trudne powrócenie do rzeczywistego czasu opowiadania, kiedy to Richie w śpiączce, a Vera nieżyję :c
    Nie jestem pewna czy teraz po przeczytaniu twojego rozdziału będę w stanie napisać swój >.< Tak, po co cały czas pisać lepiej robić sobie przerwy i pozaglądać wszędzie gdzie się da ;3 Ale cóż muszę się przełamać, bo mam już ponad połowę xD

    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję<3
      Siadaj i pisz ten swój roździał bo ja chcę go przeczytać,niezależnie czy to Słoweńcy czy Polacy, jak tylko znajdę chwilę na odpoczynek od kochanej szkoły :)
      A facetów to się zazwyczaj kocha właśnie za to, że tacy z nich debile 0_0
      Pozdrawiam i weny :*

      Usuń
    2. A tu cie zawiodę to ani Polacy, ani Słoweńcy xD
      Wedle mojego Bloggerowego nicku kocham Finlandię i nie mogło się obyć bez bloga o nich ;3 To mój pierwszy i trwający najdłużej blog xD
      Piszę właśnie 44 rozdział ;3
      Początki były, pewnie, jak większości nastolatek, ale teraz jest miodzio xD
      Zresztą, jak chcesz sama zobacz zostawiam ci link ;3
      http://love-by-suomi-makkihypaajaat.blogspot.com/

      Usuń
    3. Widzę, widzę. 44 roździały, szacunek XD
      Przejrzałam zakładkę z bohaterami i w wolnej chwili z chęcią zajmę się czytaniem :)

      Usuń
  2. A ja lubię takie szczęśliwe rozdziały w twoim opowiadaniu. Wank, który ma piosenkę ze smerfów jako dzwonek, Welli, który jak troskliwy opiekun chce donieśc Richiemu skarpetki i to w odpowiednim kolorze. Kocham tych wariatów :) I chyba przez takie rozdziały będzie potem coraz trudniej. Bo później nie jest juz tak wesoło. A wszystko zaczęło się tak pięknie. Zakochany po uszy Richi jest cudny i ta jego powalająca skromność ;) - "Bo tej dziewczyny nie obchodziło, że jest światowej klasy, przystojnym skoczkiem" ha ha Rysiek skromniś :D
    No nic pozdrawiam cieplutko i czekam z niecierpliwością na kolejna część :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję<3
      Wariaci są jedyni w swoim rodzaju.
      A to, że piszę na zmianę smutno i wesoło to idealne odzwierciedlenie mojego charakterku i skrajnych wahań nastroju.
      Trzymaj się :*
      P.S Nie mogę się już doczekać jakiś nowości u Ciebie!

      Usuń
    2. Z nowościami u mnie trzeba jeszcze trochę poczekać ;) myślę, że jak dobrze pójdzie to w ten weekend pojawi się coś na zesłanych :)

      Usuń
  3. hahahaha.
    O Boże,
    wiesz, co? ja kocham wszystkie Twoje rozdziały, czy smutne i refleksyjne czy takie jak ten - nie naiwny, ale radosny, po prostu urzekający ;D
    I kocham jak przedstawiasz tych skoczków, oni są jak taka wielka rodzina, niby cały czas sobie dowalają i w ogole, ale martwią się o siebie i zrobiliby dla siebie wszystko - jakie to rozczulające *_*
    a Welli to nawet skarpetki by Freitagowi oddał - no co za dobra chłopczyna :D
    a na miejscu Veronici to bym się chyba z miejsca oświadczyła Freitagowi za taką propozycję.
    Boże, to było piękne.
    Kocham Cię <33
    I czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki <3
      Odpisuje Ci tutaj jeszcze do głębi zmiażdżona twoim rozdziałem. Już to mówiłam , ale na serio ciągle wyję i nie mogę się ogarnąć , w żaden sposób.
      A co do skoczków, to jak ja na nich patrzę to właśnie tacy nierozłączni mi się wydają.
      AAAA, i liczę , że wreszcie dzisiaj znajdę czas na twojego nowego Welliego.
      Tak dokładnie to muszę go znaleść, bo inne twoje blogi się
      kończą, a ja muszę mieć coś twojego pod ręką.
      Trzymaj się :*

      Usuń
    2. dziękuję Ci bardzo, kochana :D
      weeeeeeeźźźź, rozpuszczasz mnie!
      Powiedz mi choć raz coś krytycznego - przydałoby mi się, a jednocześnie nieraz na to zasługuję, wiesz? ;>
      czekam na więcej Paryża, którego w żaden sposób nie da się skrytykować :D

      Usuń
  4. No dobra, docieram z komentarzem, bo przeczytałam zaraz po tym jak wrzuciłaś i wróciłam do funkcji kwadratowej z nową porcją energii. A teraz, już po sprawdzianie, mogę się zająć ponownym zachwycaniem się tym rozdziałem.
    Ja nie wiem co jest w tym rozdziale najlepsze, ale mam kilka typów:
    Twój styl pisania.
    Fabuła.
    Bohaterowie.
    Naprawdę uwielbiam to opowiadanie.
    A właśnie, czy ten Chińczyk to jakaś aluzja do jednego z moich komentarzy?
    I uwierz mi, że te wesołe rozdziały są równie dobre jak te smutne w Twoim wydaniu.
    I nie pozostaje mi nic innego jak czekać z niecierpliwością na kolejnego parta.
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana<3
      Kolejny, jak zawsze za tydzień.
      I tak, tak. Chińczyk jest przez Ciebie i specjalnie dla Ciebie, tylko nie sprzedaje zabawek XD
      Trzymaj się :*

      Usuń
  5. Napisałam pół komentarza i mi go zjadło, ale nie dam się bloggerowi i napiszę go od nowa :D
    Przede wszystkim chcę powiedzieć, że mi się ten odcinek wcale nie wydał słodko naiwny. Był zabawny, no może ciut słodki, ale wplotłaś w niego kilka takich smutno-refleksyjnych myśli, które jak dla mnie całkowicie zmieniły jego wydźwięk. Coś własnie takiego pomiędzy tym wcześniejszy zabawnym - który notabene też bardzo mi się podobał, ale był taki całkowicie śmieszny - a tymi dziejącymi się w późniejszych czasach, gdzie rozdzierasz nam serca.
    Pośmiałam się i to wiele razy, szczególnie przy analfabecie, w którego co najwyżej by Wank uwierzył (po raz kolejny zadziwia mnie jak mocno zmienił się Andi starszy od tego czasu) oraz przy telefonie Richiego w sprawie wyjazdu do Paryża. O tak! Poczynając od Smurfów, a kończąc na Sevie wylegującym się/śpiącym w wannie :D Sev i wanna zaczynają chyba być symbolem niemieckiej kadry w Twoim opowiadaniu :D I jeszcze to oburzenie Wanka, że Freitag się go nie zapytał o zgodę na zakochanie :D Kocham ich taki dogadującym sobie ale naprawdę kochających się wariatów.
    Tylko Richard powinien dostać po uszach za to pragnienie, żeby wszystkie dziewczyny były tak "mądre jak jego kumple... choć w sumie oni są inteligentni tylko okazują to na swój pokręcony sposób.
    No i, jak mówiłam, były też momenty, w których zebrało mi się na refleksje, a mianowicie w tej części kiedy Vera myślała o nieprzywiązywaniu się do ludzi i rychłych rozstaniach. W sumie ciężko ją winić za teki myśli, życie od samego początku wyraźnie jej nie rozpieszczało. Brak rodziny, choroba. W sumie ma tylko tych ludzi ze szpitala, ale nawet oni przychodzą i odchodzą. Jednak jak się bliżej temu wszystkiemu przyjrzeć, to ona ma całkowitą rację, bo przecież to co zrobił Richi było wyjątkowe, ale też ryzykowne i nietypowe. Myślę, że większość osób boi się postąpić w ten sposób, a tym samym pozwalając umrzeć takim niesamowitym znajomością. Po prostu mówią sobie 'pa', zamiast zaryzykować i zrobić coś szalonego jak Richi. Zaimponował mi chłopak, w dodatku ten Paryż. Przecież mógł ją zaprosić na zwykłą kawę, cokolwiek, ale wyczuł jak bliskie jej sercu jest to miasto, jak ona pragnie je zobaczyć. Chłopie chwyciłeś mnie tym gestem za serce!
    No i ta część Freitaga też ma w sobie coś refleksyjnego, bo choć wydaje się to dość zabawne, że zerwanie z rozrywkowym życiem i zakochanie się wydaje mu się czymś szalonym i niezwykle trudnym, to ja myślę, że ma w tym dużo racji. Pewien sposób życia wrasta w człowieka i nie tak łatwo go zmienić, a miłość może wydawać się czymś wręcz przerażającym.
    Podsumowując więc, bo znów mi epopei wyszła, powiem, że było po prostu świetnie. Zabawnie, a zarazem, przynajmniej mi, dałaś nieraz do myślenia, wzruszania się i wdychania. Uwielbiam więc obie odsłony tej historii, bo każda ma w sobie jakąś inną magię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo <3
      Nawet nie wiesz, jak buzia mi się cieszy, gdy czytam taką długaśną epopeję. To naprawdę daje niesamowitego kopa do pisania :)
      A co do Severina i wanny. Na serio nie potrafię sobie wyobrazic dlaczego, ale on mi się jakoś cholernie kojarzy z tym elementem wyposażenia mieszkania.
      I zaskoczyłaś mnie twierdzeniem, że oni są "inteligentni". Choć może i tak, na sposób którego nikt nie potrafi zrozumieć.
      Trzymaj się.

      Usuń
  6. Przepraszam, że dopiero teraz! Bardzo, bardzo, bardzo mocno PRZEPRASZAM!
    Rozdział jest cudowny! Zabawny, a jednocześnie taki refleksyjny. Niemieccy skoczkowie, których tu pokazujesz naprawdę mnie rozbrajają, a moim ulubieńcem jest Andreas Starszy :) Biedactwo. Richard narobił mu takiej nadziei z tym Paryżem, a tu nic z tego.
    Ale tym jego pomysłem to jestem zaskoczona. Veronica naprawdę zawróciła mu w głowie skoro zdecydował się na coś takiego.
    Mówisz, że nie podoba Ci się ten rozdział, bo wolisz pisać smutne? Ale ten też jest w pewnym sensie smutny. Przecież wszystkie wiemy, że ta sielanka nie będzie trwać długo i to sprawia, że im rozdział "słodszy" (choć ten wcale nie jest przesłodzony!), tym bardziej będzie mi smutno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Nie przepraszaj bo ja to doskonale rozumiem. liceum to liceum. Czasu na pisanie coraz mniej.
      Trzymaj się :*

      Usuń
  7. Rozmowa telefoniczna o czwartej w nocy pobija wszystko! "No ale jak w Wellingerem?" Umieram ze śmiechu. Podobnie jak pierwsza rozmowa Richiego i Very. "To ty mnie nie znasz?" :D:D Uśmiałam się jak dawno nie :)

    OdpowiedzUsuń