czwartek, 2 stycznia 2014

19.I gdy tylko zasnę to znowu będziesz ze mną.

                                    22 grudnia 2014
Jaka była ta noc?
W pustym, ciemnym pokoju stał oparty o szpitalny parapet.
Przed paroma godzinami chłopcy wraz z jego małą udali się do domu.
Został sam z tym wszystkim.
Wanki i Sev ciągle jak widać mieli doskonałe humory.
Choć z drugiej strony uparcie zaczęli się dopytywać o co tu właściwie chodzi i w sumie mieli do tego święte prawo. Ale jak miał ich wtajemniczać skoro sam jeszcze nie wierzył?
Nie potrafił.
Musiał iść na ten cmentarz.
Musiał TO zobaczyć.
Musiał zdać sobie sprawę...
NIE!!!
Przeczesał włosy łażąc po sali w kółko, raz w jedną raz w drugą stronę.
Spojrzał w lustro.
Dalej miał grunt pod stopami.
Jego twarz nadal była jego twarzą, ale przecież to chyba nie był on?
Pytał czy odpowiadał?
Jedno było pewne, wszystko w około nie pasowało.
Światło było zdecydowanie za mocne...
Nie ma co z sobą zrobić, nie ma.
Westchnął, po czym skupił wzrok na małym zeszyciku, który Wank przytachał mu razem z całym stosem rzeczy podobno niezwykle potrzebnych.
Ta jedna owszem, była.
Jej pamiętnik.
Przygryzł wargi i jeżdżąc palcami po tekturowej okładce jak po klawiszach fortepianu spuścił nerwowo głowę.
Czuł, że zaglądając pomiędzy tę kartki złamie jakiś rodzaj świętości i prywatności.
Uswiadomił sobie jedno.
Jedną niewypowiedzianą umowę, która praktycznie zaważyła na losach ich związku.
Ona nie umiała z nim rozmawiać, opowiadać co ją boli.
Gdy zza horyzontu wyłoniło się widmo wiadomej historii, zamknęła się w swoim żelaznym, śmiercionośnym światku.
A przecież by zrozumiał.
Jakkolwiek gotowa by mu była wszystko przekazać.
Jasne, to nie byłaby wiadomość w stylu "Byłam w kinie".
Ale WYGRALIBY.
Kochali się, temu chyba nikt temu nie zaprzeczy?
A jednak nie ufała mu bezgranicznie.
Uwierzyła jakimś debilom, którzy chyba nigdy nie zasmakowali miłości.
Płacz, samotność, zdrada? To wszystko koszmarne. Ale najgorszym uczuciem była chyba ta noc.
Bezsilność i wściekłość.
Na samego siebie.
Tylko i wyłącznie.
" Kim ja jestem?"- głosił napis na pierwszej stronie zeszytu- Wiem, że nazywam się Veronika, mam od dnia dzisiejszego dziewiętnaście lat i uwaga... Jestem zwyczajnym nikim. Nikt mnie nigdy nie pokochał, nie kocha ani kochać nie będzie. Jestem nieudolnym życiowo małolatem niosącym jedynie zgubę. Nigdy nie walczyłam o swoje. Chcę pomagać ludziom, a nie umiem pomóc własnej osobie.
Dokładnie...
Całkowicie...
Dokładnie."
Był w szoku. Jasne była wrażliwa, ale ta samoopinia. Tak niska, tak bezwolna... 
Taką ją poznał, taką ją pokochał.
Tylko czy udało mu się cokolwiek zmienić?
"13 września 2013.
Siedzę na łóżku i popijam zimną colę. Absolutnie nie powinnam tego robić. Po pierwsze nie mogę chorować, a po drugie cola kosztuje, a niedługo będzie ze mną coraz gorzej i przestanie mnie być stać na najbardziej elementarne potrzeby. Nie chcę zostać inwalidką i żebraczką! Tak wygląda ślepy bunt porzuconego malucha.
Zasrany, pieprzony świat. Pieprzony jak cholera."
"16 września:
Ci ludzie. Znowu przyjechali mnie dręczyć. Biją mnie po twarzy jak jakąś zabawkę. Niech to już robią, byleby później wyszli. Nie rozumiem czego oni chcą, czemu wmówili sobie, że siedzę na kasie, której nigdy nie miałam? Nienawidzę ich, po prostu nienawidzę. To chyba nie grzech?"
"20 września:
Chcę spotkać kogoś kto pierwszy raz w życiu mnie przytuli jak małe dziecko, (którym tak na boku w cale nie chcę być, niech żyje konsekwencja!) Ten ktoś położy mnie sobie na kolanach i zaśpiewa kołysankę.
Takie przemyślenie nie na temat: Chyba gdyby w moim życiu już zaczęło być dobrze, to tak by zostało na zawsze? Chyba jednemu człowiekowi już wystarczy, gdy tylu innych codziennie śmieje się nienaruszonych. Nie życzę im źle, wielu innych cierpi bardziej niż ja, znacznie. Ale ta zazdrość jednak jest. Czy Los na Ziemi choć w najmniejszej części procenta jest sprawiedliwy?"
"1 październik:
Może jednak i tak? Nie umiem nic napisać. Nie dziś. Wiecie kartki, jestem szczęśliwa. 
WIERZĘ W PRZYSZŁOŚĆ!!!"
"2 październik:
...Albo i nie wierzę.
Wpisuję w google tylko trzy wyniki:
"skoki narciarskie", "niemieccy skoczkowie" i wreszcie "Richard Freitag". Skandalista z niego, a ja zamiast czytać siedzę w dziale grafiki podziwiając te jego rysy. Nie umiem opisać swoich uczuć. Nie wiem, czy nie są one nienormalne. Dla mnie z pewnością są.
Jadę do Paryża. Najwyżej umrę."
"3 październik:
Może już jest czwarty? Straciłam rachubę czasu i przestrzeni. Siedzę sobie na parapecie w zamkniętej sypialni i patrzę przed siebie. Stoi na balkonie z rozmarzonym wzrokiem i pewnie myśli, że śpię. Nie umiem zasnąć. Udaję twardą i ostrożną, uciekłam przed nim i zatrzasnęłam się na klucz.
Z trudem, z wielkim trudem. Czas powiedzieć prawdę - kocham go jak szalona, choć znam  od dwóch dni. W życiu się nie przyznam, bo to żałosne. Głupie, małostkowe i żałosne.
A PRZEDE WSZYSTKIM PRZEREKLAMOWANE I ŚMIESZNE!!! Ale naiwnie wierzę, że spędzimy ze sobą całe życie.
Że kiedyś mając po osiemdziesiąt lat zachowamy we włosach zapach paryskiego powietrza.
Że będę wspinać się na palce, żeby zarzucić mu ręce na szyję.
I że zapytam: "pamiętasz ten dzień, w którym przytulałeś mnie po raz pierwszy"?
Jeżeli ktoś ma mnie nauczyć jak obłaskawiać przerażającą codzienność to tylko ON."
Dalej opisywała ich przeżycia dzień po dniu. To jak przedstawił ją swojej rodzinie, chłopakom, jak wziął ją na zawody. Wreszcie ich zaręczyny, domek w górach i tą noc, która nawet w obliczu całego zła tego świata przywracała jego sercu jej bliskość.
Wszystko opisała tak prosto, tak zwyczajnie.
W rozmowach była inna. Komplikowała rzeczywistość, ukrywała najcodzienniejsze drobiazgi, przejawiała nieustanną, jak się okazało sztuczną swobodę ducha.
Kochał ideał, był z tego dumny. Ale chyba nie przeszkadzałoby mu gdyby spędził kilka chwil także w towarzystwie autorki pamiętnika.
Veroniki, która nie dusiła tego co czuła.
Veroniki, która czasem potrafiła sobie przekląć.
Veroniki, która cierpiała.
Gdyby umiał wesprzeć ją wtedy, gdy chodziło o bzdety to może...
Może w decydującym momencie nie byłby ostatnim debilem przyrównującym ukochaną do kryształowej kuli?
Myślał tak i myślał, aż nie doszedł do ostatnich dwóch wpisów w pamiętniku...
Tych, po których na prawdę nie wiedział już co ma robić...
Każdy kawałek jego połamanego wnętrza jeszcze raz został rozcięty.
Starannie.
Skrupulatnie.
Z chirurgiczną precyzją.
Na pół.
"4 luty 2014:
Trening chłopaków. Siedzę sobie i stwierdzam, że tego sportu po prostu nie da się nie kochać. Wybicie z progu, wiatr bijący z całej siły w oczy zasłonięte ochronną warstwą gogli. Zanim jeszcze człowiek ochłonie rozpoczyna się poczucie lotu, zaprzeczenie odwiecznemu prawu grawitacji. Krótkie, niespełna dziesięciosekundowe, ale jednak prawdziwe. Gdybym sama została skoczkiem, na usta cisnęłoby mi się jedno słowo- WOLNOŚĆ.
Spytałam się kiedyś Richiego, czy siedząc na belce odczuwa strach.
Nawet nie zastanawiał się nad odpowiedzią. Stwierdził, że jasne- skoki są niebezpieczne, ale nie da się bać tego co się kocha.
Cały on.
Nieustraszony przeciwnik wszelkich konspektów i dalekosiężnych planów.
Nawet ślub chciał brać odrazu, pierwszego dnia po naszych zaręczynach, bez gości, wesela ani sukienki, w obecności tylko i wyłącznie tych wariatów.
Ale oczywiście i tak dało się go przekonać do wersji uroczystej.
Już to sobie wyobrażam...
Maj.
Delikatna, niemal morska bryza owiewająca alpejski poranek.
Włosy... Upięte wysoko w sztywny, duży kok... Albo nie, lepiej rozpuszczone, on ma jakiś przekręt na punkcie tej fryzury. Byleby tylko nie zaczął się nimi bawić przed ołtarzem.
Potem welon... Koronkowy, bardzo długi, sięgający aż do ziemi. Jakby żywcem wyjęty z jakiejś opowieści o wróżkach i księżniczkach.
Raz w  życiu chyba wypada się poczuć jak w bajce?
Do tego wysokie obcasy i sukienka...
Nie biała ,ale kremowa. Z zasłoniętymi plecami, zwężoną talią i dużym dekoltem. Biedni skoczkowie gdy im to wszystko powiedziałam wybałuszyli tylko oczy i chyba jedynymi słowami, które zrozumieli był "duży dekolt".
Ale oczywiście Richie jak to on tylko pokiwał z uśmiechem głową.
Wniosek nasuwał się sam:
Mój skarb spełnia wszystkie moje zachcianki. Jest nastawiony tylko i wyłącznie na bezinteresowne dawanie.
To nie jest dobre. Chcę mu się wreszcie zacząć odwdzięczać a nie tylko być małą kaleką, którą nosi na rękach.
Chcę być zdrowa...
Całą resztę już mam, moje szczęście jest nienaruszalne.
OK, chłopaki kończą. Obiecał mi, że dzisiejszy wieczór spędzimy razem, sami. I cieszy mnie to jak cholera choć znowu będę pod wpływem tego czerwonego gówna.
Dobrze jest mieć kogoś, kto nie zostawi Cię nigdy...
Kończę pamietniczku. Do jutra..."
Ale pamiętniczek nie doczekał się żadnego "jutra". Najgorsze było, że brunet wiedział już doskonale dlaczego...
Ver się załamała i chyba przestała wierzyć, że on będzie z nią niezależnie od wszystkiego.
Następne kartki były puste, ozdobione wyłącznie plamami atramentu i ogromnymi napisami: "TO SIĘ NIE STAŁO", czasami umieszczonymi miejsce w miejsce, bez ani odrobiny przerwy.
Wyjątek stanowiła ostatnia. Starannym pismem wykaligrafowała na nim dość jednoznaczną sentencję:
"THE END". 
Obok na okładce przyklejone były koperty na listy we większości już otwarte, przez dobrodusznego Wankusia. Tylko jedną była zamknięta bardzo szczelnie. Odłożył ją na bok po czym zajął się inną, wyraźnie rzucającą się w oczy:
"[***]Błagam, nie rozpaczaj, pozbieraj się I ŻYJ... (Nic nie liczy się bardziej niż to ostatnie, choć wiem, jakie to będzie trudne.).
Bo ja umieram. Kolokwialne, żałosne słówko każdego depresanta. Ale z jakim specyficznym wydźwiękiem: Już nie weźmiemy ślubu...
PRZEPRASZAM!!! Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię.
Kocham Cię. Kocham Cię.
Już na zawsze mój książę...
Tak na prawdę wciąż jesteśmy razem.
Jesteśmy w Paryżu .
Paryż rozkwita... Choć więdnie w oczach."
Zacisnął pięści:
-Na prawdę przestałaś mi ufać? Na prawdę myślałaś, że Cię rzucę, że rozpieprzę nasze miasto bo ktoś zrobił Ci parę koszmarnych zdjęć z Andim?
Odpowiedzią była zwyczajna ciemność...
I głucha szara ściana.
                                                                        ~~***~~
-Richie, mimo wszystko to jest kompletnie nie poważne- Severin pokręcił głową- masz wrócić do domu, wypocząć, w miarę możliwości nie wstawać z łóżka i bardzo na siebie uważać. Tak powiedział lekarz, pamiętasz?
-Oj tam. Nic mi nie jest, a zresztą jakie to ma znacznie. Najważniejsze jest teraz żeby przerwać to całe dochodzenie, zanim oni na serio oskarżą jakiś niewinnych ludzi.
Wank i Freund znali już straszliwą prawdę. O ile Sev starał się przynajmniej coś z siebie wydusić, Andreas usadowił się na podłodze z miną człowieka dobitego i zajął się zdmuchiwaniem kurzu z listwy pod kaloryferem.
To nie mieściło mu się w jego ogromnym mózgu.
Stabilny, prosty świat został definitywnie zaburzony...
-Ale co my powiemy tej policji?- zaprotestował.
-Sam im powiem...- odparł Freitag.
-Ale co?
-To co trzeba... Tylko to co trzeba. A potem muszę iść na cmentarz- wystchnął.
-Może z tym akurat poczekaj przynajmniej do końca świąt.
-Nie mogę, tak długo aż nie zobaczę, nie uwierzę, że...Że...Sam wiesz. Ale wy na serio, jeźdzcie do domów...
- A Andi?
-Andi zostanie ze mną, musimy skończyć tą rozmowę. Czy on wie gdzie... Gdzie to jest?
-Człowieku, on bywa na tym grobie codziennie, kiedy tylko może. Ja nie wiem czemu my nie zaczęliśmy niczego podejrzewać...
-Severin, gdybyś w ogóle spróbował wymyślić coś takiego, wysłałbym Cię do psychiatryka- dodał dramatyzując Wank- Ja wam powiem jedno. To się na serio źle skończy.
Jego słowa zdawały się odbijać od każdego przedmiotu stojącego w około. Wywoływały specyficzny, metaliczny dźwięk.
Zupełnie jakby los szykował się z nimi do walki.
Chciał im oznajmić, że to jeszcze nie jest koniec...
Że umie im dowalić jeszcze bardziej...
                          ~~***~~
Trzy godziny później Andi, Wank i Severin siedzieli sobie bez ruchu na krzesełkach ustawionych na szarym korytarzu.
Czas wlekł się koszmarnie.
 Były z nimi jeszcze Norki.
Te ostatnie jednak w przeciwieństwie do Niemców wręcz kipiały humorem.
Richie obiecał im uroczyście, że on wyjaśni to całe nieporozumienie i, że zaraz przestaną być bardzo ważnymi świadkami i wrócą sobie do Skandynawii.
-Przestaliby się tłuc- warknął Wank.
-A niech się cieszą, przecież to nie ich wina.
-Severin?
-Co?
-Ty na prawdę jesteś idiotą.
-Weź, że przestań. Jak myślisz czy Richie zamierza nagadać tej policji prawdę?
Pierwszy Wariat Narciarstwa Klasycznego nie zdołał już odpowiedzieć, gdyż drzwi się otwarły i wyszedł z nich ich kumpel w otoczeniu funkcjonariuszy prawa.
Ci ostatnie mieli bardzo dziwną, a wręcz zawstydzoną minę.
-Więc tak- zaczął jeden z nich- panów jesteśmy zobowiązani bardzo przeprosić- to zwrócone było akurat do Norwegów robiących właśnie samolociki z ulotek o deprawacji nieletnich- wydaje nam się, że panów zeznania nie będą już potrzebne, więc zakaz opuszczania Republiki Niemiec zostanie jutro cofnięty. Natomiast wy...
-Są święta- zaczął Wank- na serio uważam, że możemy poczekać z okrutnym i bezpodstawnym wyciąganiem wniosków z nieszczęśliwego- przestał zauważywszy, że Freitag kopie go po nogach.
-Hmm... Choć mamy do was kilka pytań- kontynuował policjant (który parokrotnie rozmawiał już z Wankiem, więc jego zachowanie nie wydało mu się ani trochę nadzwyczajne)- to słowa Richarda są dość wiarygodne żeby...
-Ale tak nie można, przecież to jest tylko...
-Wystarczy Andreas- szepnął Wellinger- to nic nie da...
I tak umrę-  dodał w myślach.
- Podsumowując, jeżeli wasz kolega mówi- skoczkowie powoli zaczynali już irytować mężczyznę- że ten wypadek na prawdę był kwestią bocznych podmuchów wiatru, których żadne rejestry umieszczone na obiekcie nie mierzą, jak i problemów technicznych, które zaczęły się już w pierwszej serii, natomiast kamerę zablokował on sam chcąc odpocząć od natarczywej opinii publicznej to cóż... Na jego własną prośbę,nie mamy innego wyjścia jak tylko wnieść do prokuratury o umorzenie całego śledztwa w tej sprawie... Dziękujemy za przyjście i Wesołych Świąt.
-Wesołych- wyjąkał Freund patrząc na Richarda z niemym podziwem.
Ale i z szokiem.
Ten chłopak zdawał się właśnie zaprzeczyć swojemu uczuciu, które bądź co bądź mogło wymagać zemsty.
Natomiast Wanki podniósł tylko kciuk do góry.
Po czym rzucił się podtrzymywać Welliego, który zrobił się biały jak papier...                                                                      _______________________________________________

Przepraszam was za ten rozdział...
Miał być jeszcze w roku poprzednim, wraz z życzeniami, ale mój kochany braciszek skasował (nie wiem jakim cudem:D) pierwowzór, który tak na boku był sto razy lepszy...
Tak więc mocno spóźnione, ale naprawdę z całego serca WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO.
I obyście mi dalej w 2014 roku takie cudeńka pisały, może wreszcie wezmę z was przykład, co?
Kocham Was skarby, bez was bym tego nie skończyła <3
A już to prawie zrobiłam, bazgrolę właśnie Epilog:D

19 komentarzy:

  1. Nakopię Ci do dupy, jak Welliego kocham no.
    Pogódź się w końcu z tym, że jesteś pieprzonym geniuszem, taki prezent noworoczny dla mnie, co?
    Bo jeżeli straciłaś rozdział i tak szybko naskrobałaś to powyżej, to ja kopię dół i się w nim chowam.
    Odnawiasz we mnie miłość do Freitaga, niebezpieczna sprawa, ja mam opowiadanie z nim do skończenia.
    Ale ja się coraz bardziej boję tego co będzie dalej, bo to wygląda za dobrze jak na Twoje zdolności do okrucieństwa.
    I za ten początek to powinnaś dostać owacje na stojąco, więc uwierz mi, że teraz piszę to stojąc.
    Kocham <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta jak aż tak jak Welliego kochasz to ja się pomału zaczynam bać, no!
      No i wiedz, że jeśli mam pomóc w dokończeniu twojego opowiadania to znaczy, że raz w życiu zrobię coś na serio pozytywnego:D
      Ja tamto opowiadanie kocham i do dziś pamiętam , że Welli ma ospę.
      A Wanki nie dostał ciasteczka, biedne dziecko:D
      Także kończ i nie waż się usunąć niedobry człowieku, bo jedno już tak potraktowałaś:/
      Kocham Cię bardzo i dziękuję<3

      Usuń
  2. Kochani bracia :* Dobrze, że mój mi nie grzebie w moich dokumentach :)
    Teraz to ja chyba już nie wrócę do tego wykrzykiwania pewnego nazwiska, kiedy zobaczę Ryśka na ekranie telewizora. Ten rozdział całkowicie odmienił moje spojrzenie na niego, wiesz? Ja wiem, że to jest fikcja, ale kurczę. Strasznie mi go żal, bo on sobie na to nie zasłużył! A do tego uratował Andreasa przed więzieniem, choć każdy inny facet w takiej sytuacji byłby zaślepiony nienawiścią.
    Martwi mnie tylko postawa naszego Pieszczoszka (Sylwia się chyba nie obrazi, że podkradłam jej to określenie :p). Co to ma znaczyć "I tak umrę"? Może to są jakieś niemieckie słowa, które w tymże języku mają zupełnie inne znaczenie niż w polskim? Płaczę, przez to krótkie zdanie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję kochana<3
      No właśnie, skąd tyle łez nad tą fikcją to ja już nie wiem?
      Ale tak to z nią jest...
      W sumie tu nie chodzi nawet aby go obrazić tym stwierdzeniem, po prostu przepraszam Richie- ale podobieństwo istnieje, nie zaprzeczymy temu...

      Pieszczoszek to już określenie skopiowane powszechnie, ja już tak nawet na królika powoli mówić przestaję, no bo co taki królik... Sama wiesz:D
      A niestety po niemiecku takich słów raczej nie ma, w niemieckim nie ma "ę" :(...
      Trzymaj się<3

      Usuń
    2. Nie uczę się już niemieckiego, zapomniałam jaki tam jest alfabet :p
      Zapomniałam napisać swojej najważniejszej myśli, a towarzyszyła mi ona przez cały czas czytania. Widziałam, że inne dziewczyny już Ci to powiedziały, ale ja czułabym się źle gdybym i ja tego nie zrobiła. Ten początek jest genialny! Czapki z głów! :*

      Usuń
  3. o matulu przenajświętsza... O.o czo ten Richie zrobił... czy ja dobrze zrozumiałam, że on nie wydał Welliego? kurczę, nie wiem co myśleć... tak jak poprzedniczka, Blangie, za początek należą Ci się owacje na stojąco. mistrzostwo :* chylę przed Tobą czoła za to, czego dokonałaś. stracić rozdział i napisać nowy? wow, kolejny raz owacje na stojąco. czekam z niecierpliwością na następny odcinek. życzę morza weny, chęci i inspiracji :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo, zupełnie szczerze się nie spodziewałam, że tak będziecie chwalić ten początek.
      A nie tak szybko go napisałam, cały dzień mi wyjść nie chciał.
      No tak to jet z tymi małymi braćmi, którzy muszą grać w jakieś strzelanki na twoim laptopie i nawet nie widzą , że coś jest niezapisane.
      Tak w sumie to on już nie jest taki mały ale co tam :/
      Dziękuję Ci bardzo

      Usuń
  4. Jak ja ryczałam przez ten i poprzedni rozdział to Ty sobie nawet nie zdajesz sprawy. Chyba byłoby lepiej, gdybym miała możliwość wcześniej przeczytać poprzedni. Może efekt by się tak nie spotęgował. Ale już. Już właściwie po wszystkim. Tak, ja wiem, jeszcze epilog. Ale wszystko jest wyjaśnione. Zagadka rozwiązana. I Rysiu jest niesamowity. NIESAMOWITY. Tak samo jak Ty. Wiesz, to opowiadanie wzbudziło we mnie tyle emocji, że to aż ciężko opisać. Co do Welliego - do którego wciąż wracam - to ja Ci powiem tak: ja miałam nadzieję, że on nic złego nie zrobił i że na końcu odetchnę z ulgą. Ale to nie było takie proste. Kiedyś zapytałam Cię, a właściwie poprosiłam o potwierdzenie, że Welli nie jest zły. I Ty to zrobiłaś. A ja - nie wiem czemu - od razu pomyślałam, że w takim razie nie zrobił nic złego. A przecież to się wcale nie wyklucza. Ja wciąż nie uważam go za złego człowieka. Ale na pewno za bardzo zagubionego. Bardzo. Rysiu zrobił to wszystko pięknie. Jest cudowny. A Wellinger - no cóż... Więzienie naprawdę nic by nie dało. Przecież najgorszą karę już wymierzyło mu jego sumienie.
    ściskam cię kochana :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo Kochana<3
      Jeszcze nie epilog, jeszcze jeden przedostatni wcześniej:D
      Chociaż ja tam nie wiem czy to takie wesołe, wręcz przeciwnie, ale już dobra...
      No potwierdziłam Ci, ale nie do końca, bo tak się w sumie nie dało.
      Dla mnie on nie jest zły, ale tak w sumie każdy to ocenia po swojemu i myślę, że zdania są podzielone.
      Masz rację, żadne więzienie by nic nie dało... On się tym wykończył, chce tylko się zabić i jest zupełnie pewny, że to już jedyne wyjście...
      I dlatego nie uważam, że jest taki zły bo źli to za zwyczaj tylko bronią samego siebie za każdą możliwą cenę...
      Nawet nie wiesz jak mnie cieszą twoje słowa.
      Rozpuszczacie mnie i przeginacie z tym:D
      Kocham Cię i zaczynaj szybko coś nowego<3

      Usuń
  5. Jezu, jak ja to kocham.
    Nie wiem jaki był pierwowzór, ale TO było genialne i zdecydowanie się ciesze, że mogłam to przeczytać.
    Jezu jezu jezu, chyba się zapowietrzyłam po tej ostatniej scenie.
    Po prostu ... nie wiem co powiedzieć! To co Rysiu zrobił to ... tego się nie da opisać słowami. Ja nie wiem jak to się dalej potoczy i co zrobi Pieszczoszek, ale ...
    Ale w sumie w tym opowiadaniu Pieszczoszek bardzo mnie zawiódł. Ja go w pewnym sensie rozumiem, ale mimo wszystko, niesmak pozostał.
    I mi smutno,że to już prawie koniec i że Vera naprawdę nie żyje, a Rysiu będzie musiał teraz pójść na jej grób. buuu.
    Powiedz, że będzie coś nowego, proszę proszę.
    Bo w ogóle zaczęłaś coś nowego,a ostatnio jak chciałam nadrobić zaległości, to ... nie ma!
    Jeszcze większe buu.
    I, zanim zapomnę, ten pamiętnik Very był genialny.
    I Ty jesteś genialna, geniuszu.
    I w ogóle to nie wiem co jeszcze mogę Ci powiedzieć, poza tym, że Cię kocham i że czekam niecierpliwie na ciąg dalszy, więc się pożegnam.
    Kocham <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochane Słonko, mi aż wstyd, że ja Cię tak ciągle smucę, że mi się aż już nie chce tego następnego rozdziału dodawać :(
      I jest jedno wielkie buuuu, jestem wstrętna wiem.
      Tak usunęłam coś co miało się kiedyś zacząć, bo to na serio nie miało sensu, a ponad to żadna z fabuł, które mi siedzą we łbie nie jest taka pełna...
      No i chcę coś weselszego, bezkrwawego.
      Mam trochę dość tego co zrobiłam tutaj:D
      Ściskam Cię Skarbie, dziękuję i bardzo Cię kocham!

      Usuń
  6. Jasna cholera.
    Przepraszam Cię Skarbie, że znowu tak późno tu trafiam...
    Trzeba będzie jakoś to wynagrodzić.

    No dobra, przechodzę do rozdziału.
    Mówię Ci, tak mnie ujął ten fragment o Rysieńku, o tym pamiętniku, listach, że aż miałam łzy w oczach.
    Już to pewnie kiedyś powiedziałam, ale bo, ich miłość była, jest i będzie bezapelacyjnie największą miłością, jaką widział świat.

    A Richie to najcudowniejszy człowiek, jaki istnieje.
    Nie wsypał tego, tak cholernie pogubionego dzieciaka.
    A właśnie.. strasznie mnie przeraziła ta myśl Pieszczoszka, że i tak umrze.
    Ej, ale Ty mu już nic nie zrobisz?

    No nic, chyba ostatnio Ci nie mówiłam, że jesteś genialna. Także jesteś przegenialnie genialna.
    No i trzymaj się cieplutko i kocham Cię bardzo <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też Cię kocham Skarbie i dziękuję<3
      Spoko, ja też w kółko kogoś przepraszam za spóźnione komentarze:D
      Nie wiem czy to największa miłość świata, ale jestem pewna, że to miłość nie mająca prawa bytu i gdyby oni na koniec byli razem to wyszłaby ckliwa bajeczka.
      A Welli? Następny rozdział będzie jeszcze znacznie smutniejszy od tego...
      NO. TRZYMAJ SIĘ<3

      Usuń
    2. nie. nie. nie.
      jak to smutniejszy?

      Usuń
    3. A zobaczycie:/
      To znaczy może nie cały taki smutny, ale moment z pewnością...

      Usuń
  7. Jej, naprawdę zrobiło mi się żal, że to już koniec.
    Richard zachował się fantastycznie i mam nadzieję, że Andi wykorzysta drugą szansę. Z pomocą kumpli. Będzie trudno odbudować tę przyjaźń. Nie wiem czy to możliwe. No, ale przecież stało się. I niestety już nic się nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo<3
      Mi też o dziwo robi się żal, że mam już do dodania tylko dwa odcinki.
      Ale z drugiej strony jestem dumna, że się udało skończyć bo szczerze dodając prolog myślałam tylko w którym momencie się zatrzymam.
      To dzięki Wam :)
      Dziękuję i pozdrawiam

      Usuń
  8. Wiesz, a mi wydaje się, że właśnie to, że Richard nie oskarżył Wellingera, że nie wydał go policji, świadczy o tym, jak bardzo kochał Verę. Bo miłość, mimo, że jest uczuciem wielkim i porywczym nie powinna mieć nic wspólnego z zemstą, złością. Oczywiście, że nic już nie będzie takie, jak było, życie być może stanie się mniej kolorowe. Ale nie zatrzyma się nawet na chwilę i nie zaczeka, nie zapyta, czy wszyscy są gotowi na ciąg dalszy. Freitag nie został sam. Ma córeczkę, największą pamiątkę po Veronice, ma rodzinę i wspaniałych przyjaciół, którzy, jestem pewna, nie pozwolą mu się załamać. Mam tylko nadzieję, że Andreas nie okaże się takim typowym tchórzem i nie zmarnuje szansy danej przez Freitaga. Winę za to, co zrobił Veronice i Richiemu mógł zrzucić na działanie tabletek. Ale gdyby odważył się o tym porozmawiać z kimkolwiek, może nie doszłoby do tego wszystkiego? Pozostają pytania, na które nie poznamy już odpowiedzi. A co do Wellingera. Jeśli popełni samobójstwo to straci już całkowicie w moich oczach. Nie cofnie czasu, ale może spróbować powoli naprawiać zło, które wyrządził. A na pewno nie zrobi tego przez swoją śmierć. Bo śmierć nigdy nie jest karą. Z reguły jest po prostu ucieczką.
    Smutno mi, że za niedługo koniec :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo:)
      W sumie nikt chyba nie zrozumie czym tak właściwie jest miłość - a tym bardziej nie biorę się za to ja:D
      Masz rację, że przyjaciele nie dadzą mu się załamać bardziej niż już to zrobił.
      Ale w jego przypadku to jest akurat takie załamanie z którym się żyje...
      Śmierć to ucieczka, ale niestety większość ludzi najczęściej wybiera właśnie ucieczkę, każdy chyba jej w jakimś stopniu spróbował.
      Trzymaj się i czekam na nowości u Ciebie:*

      Usuń