23 grudnia 2014
Śnieg skrzypiał im wyraziście pod stopami.
Nie mógł po prostu tego przeżyć.
Co tam przeżyć, przecież nie żył już od roku.
Nie mógł zrozumieć.
Jak...?
Po co...?
Dlaczego...?
Odpowiedzią wedle jego własnej osoby mogło być tylko to jedno, jedyne stwierdzenie:
Czas z sobą skończyć, na prawdę.
Jeżeli masz jeszcze choć trochę godności Wellinger to gdy ludzie zaczną siadać do stołów wigilijnych, Ciebie już na tym świecie nie będzie.
Przez ten cały okres miał różne pomysły radzenia sobie z tym co zrobił.
Najpierw pił, pił i starał się zapomnieć.
Potem odgradzał się od wszystkiego, wyobrażał, że siedzi w nim dwójka ludzi
Ten, który jest winien nieszczęściu i ten, który je opłakuje...
Pisał na kartkach teksty w stylu: "szkoda patrzeć na Wellingera"- w sensie na tego "dobrego".
Po czym zrozumiał, że ten "dobry" nie istnieje, był tylko potwór i morderca.
I właśnie w tym etapie po raz pierwszy od "wypadku" pojechał do Kliengenthal.
Nie wytrzymał.
Włamał się do pustego hotelu, pociął sobie ręce i skoczył przez to okno.
Tylko znowu miał pecha, wychodząc z tego prawie bez szwanku.
Druga próba będzie udana...
-Andi?
Jak on w ogóle może na niego patrzeć?
-Tutaj- wyjąkał.
Ścieżynki biegnące przez środek małego, górskiego cmentarzyka były wyraźnie zasypane.
Nikt nawet nie próbował ich odgarnąć, odśnieżyć.
To był element tutejszego krajobrazu.
Idealnie komponujący się z miejscem.
Pozornie tak piękny.
Owszem, dla kogoś kto przyszedł tu w roli bezmyślnego gapia.
Dla szczęściarza, który jeszcze nie poczuł oddechu śmierci za blisko swojego serca.
Bo przecież pod tym śniegiem były historie nie do powtórzenia.
Bo ten śnieg spadł na kamienie, granity czy marmury, które przeszkodziły tak wielu planom, tak wielu rozmowom, wielu potrzebom.
Bo ten śnieg wydał wyrok śmierci na nadzieję...
Było to stwierdzenie paradoksalne.
Szczególnie gdy rodziło się w głowie skoczka narciarskiego...
Skoczek powinien bezapelacyjnie kochać biały kruszec...
Nie mieć nigdy nic przeciwko niemu.
Ścieżka zdawała się kończyć. Szarawa warstwa była coraz to grubsza i grubsza.
Wreszcie stanęli...
Kamień okazał się jasny, wręcz pogodny. Stał tak sobie pod starą brzozą, mogąc wyglądać na jakąś przycienioną ławeczkę, będącą oazą dla zakochanych.
Tłumacz zimnej skale, że zabrała Ci wszystko.
Richie podszedł do tego cholerstwa i po prostu opadł na nie, zdejmując wcześniej z dłoni rękawiczki.
Nie obchodziło go wcale, że powinien się oszczędzać.
Nie teraz.
Przemrożoną ręką zaczął odśnieżać grób. Gdy doszedł do literek zwolnił. Wkładał w nie palce tak powoli: V, E, R, O... Skończywszy z imieniem, zajął się nazwiskiem. A potem datą urodzenia. To miało swój rozpaczliwy, desperacki cel. Odszukanie choćby jednego symbolu, który się nie zgodzi.
Który da mu nadzieję, że na to wszystko trzeba patrzeć w kategorii wyłącznie przywidzenia, złego snu.
Bo przecież powinien teraz zamiast tu siedzieć lecieć do domu.
Gdzie czeka na niego jego letnia iskierka.
Zeszłej zimy oświadczał się jej podczas takiej jak ta zawieruchy.
A potem wziął ją na ręce i zaniósł do ciepła. Obiecał, że już nic jej nie grozi, bo on z nią jest na zawsze.
A teraz?
Teraz powinni już być małżeństwem od więcej niż pół roku.
Zamknął oczy...
Na półce nad kominkiem wisi ich ślubne zdjęcie...Jest na nim taka promienna, w tym swoim wymarzonym welonie koronkowym, o którym tak pisała.
Siedzi właśnie na łóżku i kołysze w ramionach ich małą kropelkę.
I zaraz mu opowie ile zawartości słoiczka Melly dziś zjadła, ile mleka wypiła czy jak mocno spała po obiadku.
I będą podziwiać te wszystkie cztery urocze, zamknięte w śpioszku, machające to w górę, to w dół kończynki.
A Wank im siedzi w kuchni i uparł się, że znowu coś ugotuje, więc lepiej mieć już w pogotowiu telefon na straż pożarną.
Natomiast Sev przyszedł z całą torbą różnych mazi bo stwierdził, że mają dobrą wodę, więc od trzech godzin rąk się umyć nie da, gdyż zabarykadował się w łazience.
Tak... Oto jego idealne, wyśnione życie.
W ten sposób miało być.
Uchylił powieki.
Przenikliwość wiatru przypomniała mu gdzie się znajduje.
Wszystkie znaczki na mogile zgadzały się.
Co do jednego.
Przycisnął z całej siły twarz do płyty, po czym podniósł głowę w górę.
-Boże, dlaczego?- wyjąkał z niemym wyrzutem - Na świecie jest tylu ludzi, dobrych, złych, różnych. Dlaczego ona? Dlaczego moje małe, jasnowłose szczęście?
Tych włosów już nie ma...
Brutalna prawda z każdą sekundą docierała do głębszych partii jego serca.
To znaczy one gdzieś były.
Były tam wysoko, gdzie chmury łączą się z tęczą.
Czekały na niego.
Co nie zmieniało bynajmniej faktu, iż tak bardzo były mu potrzebne.
Tu i teraz.
Kręcił głową aż jego wzrok padł na Wellingera, który został tępym świadkiem tego okropnego widowiska.
Z zaciśniętymi wargami opierał się o białawy pień brzozy.
Mógł podziwiać efekty końcowe swoich, dotychczasowych dokonań.
I właśnie chyba ten widok, z wszystkiego co przez ostatni czas przeżył był dla niego największą karą.
Marzyłeś, żeby go zniszczyć? Żeby go wykończyć, zabrać mu szczęście? Chciałeś stać i delektować się tym jak cierpi?
Proszę, masz.
Tylko czy o to Ci chodziło?
Może zacznij klaskać, bij głośne brawo... Twoje sny się spełniły...
-Richard- szepnął- jeżeli chcesz, to zrobię to tu i teraz. Wyjął z kieszeni to z czym dosłownie się nie rozstawał. Podwinął kurtkę przykładając metal do niemogącej się zabliźnić skóry i zaczynając powoli, delikatnie przesuwać nim wzdłuż żyły, raz w górę, raz w dół.
Mogło to zabrzmieć jak jakaś forma przymusu czy szantażu.
Ale nie. Tu chodziło tylko o te resztki godności ludzkiej, dla których to była jedyna droga ratunku.
Jeszcze odrobinę w lewo, odrobinę mocniej...
BĘDZIE PO SPRAWIE.
-Welli, uważaj przez chwilę- Freitag spojrzał nastolatkowi w oczy. Od poprzedniego dnia tylko go słuchał.
Słuchał tego całego horroru i koszmaru. Wreszcie musiał coś powiedzieć- ty zawsze masz takie rzeczy przy sobie?
Niemal siłą wyjął żyletkę z zaciśniętej, lecz bezwolnej pięści chłopaka.
-Słuchaj, wiesz mi też się teraz marzy, żeby tego użyć. Żeby to całe powalone coś co nazywamy życiem wreszcie się zakończyło. Żebym mógł być już przy niej. Ale z drugiej strony ona by mnie tam nie chciała, nie mam prawa tego zrobić, mam tu jakieś zadanie- przyjrzał się bacznie zakrwawionemu przedmiotowi, po czym cisnął go jak najdalej przed siebie.
-Ty nie masz prawa, ja mam obowiązek- wydukał Andreas.
-Młody... Masz rodzinę- nie wiedział w sumie od czego zacząć- masz fanów na całym świecie. Jesteś dla dziewczyn ich idolem, ich kochanym, ich pieszczochem, czy jak tam one o tobie mówią. I co? Wszyscy mają czytać w gazetach, że dziewiętnastoletni talent się zabił?
-Chyba lepiej mieć jakąś stertę błota za idola niż mnie. Na pozór uroczy uśmieszek, a w środku co? Nienawiść, nienawiść i nienawiść.
Tak musi być. Jestem Ci to winien. Przetnę sobie wreszcie te żyły na amen, to nie takie trudne. Albo jeśli wolisz rozpieprzę wiązania w nartach i skoczę. Tylko nie w Klingenthal, ale w Vikersund...
-Andi...
-I jak będziesz stał na moim pogrzebie to będziesz mógł choć trochę sobie wszystko wynagrodzić. Przecież mówią, że gdzieś jest ta sprawiedliwość. Choć takim to nawet na pogrzeb nikt nie powinien przyjść. Nie mówiąc już o kwiatach, ani zniczach.
Richie milczał. Jasne, co się zdarzyło, to się zdarzyło . Ale przecież już ostatniej nocy, patrząc na pamiętnik swojej Ver, zrozumiał, że wszystko było zrównoważone. Wystarczyło spojrzeć na to zagubione, małe dziecko kulące się teraz na zimnym, przytłaczającym cmentarzu.
Na zapadnięte źrenice, spierzchnięte usta i pokrwawione ręce.
Nie sposób było dostrzec tego przystojnego, zawsze uśmiechniętego bożyszcza wielu fanek skoków.
I to wcale nie była cena za zło.
Tylko za głupotę.
To otłumanione miłością stworzenie wcale nie chciało sprzątnąć go ze świata, ani tym bardziej już skrzywdzić Veroniki.
Tyle, że padło ofiarą tej planety, jej sposobu funkcjonowania oraz własnych namiętności, tego, że nikogo przy nim nie było wtedy kiedy bardzo tego potrzebował.
To, że sam stracił Goldie to było jedno. Jego prywatny, wewnętrzny koszmar, z którym nie poradzi sobie nigdy.
Ale Andi był drugim. Zabłąkanym chłopcem, który się wykoleił i leciał w dół. I ktoś go musiał pociągnąć zanim ostatecznie będzie za późno...
-Well popatrz się na mnie- powiedział- ja Cię nie nienawidzę. Wcale, ani trochę.- to było chyba najtrudniejsze co miał do powiedzenia w życiu- I ostatnią rzeczą, którą chciałbym oglądać jest twój pogrzeb. Jesteśmy przyjaciółmi na zawsze, cokolwiek by się działo. Pamiętasz?
-Ale... Ja to zerwałem. Ja spałem z twoją narzeczoną, rozumiesz to? Ja ją zabiłem, zrobiłem z dziecka sierotę!
-Nie... Ty jej nie zabiłeś. Choroba ją zabiła, życie ją zabiło, okrucieństwo, nie ty. Zresztą, zaraz Ci pokażę.
-Co?
-Jej pamiętnik- widząc pismo swojego szczęścia znów poczuł ucisk w głębi serca- Wankie mi go dał. Porozrywali z Sevem wszystkie koperty, ale to akurat zostawili. Czytaj...
"[***]Mogłabym życzyć Ci śmierci. Przez parę ostatnich miesięcy siedziałam i myślałam jak bardzo Cię nienawidzę. Ale ja też nie jestem idealna, też mam swoje na koncie, jak każdy człowiek. Więc Ci wybaczam. Bo wiem, że on by tak zrobił. Mechanicznie, od ręki. I wierzę, że będzie jeszcze miał szansę to zrobić. I , że moja córka będzie mogła uwielbiać swojego tatusia, tak jak ja mojego ukochanego. Może ja też wyzdrowieję? Nieważne.
Ja Ci wybaczam. Ty też mi wybacz to co powiedziałam wtedy. Żyj dalej. I przepraszam, za moje tchóżostwo. Za to że nie potrafię Ci tego powiedzieć osobiście, tylko w liście. Nigdy nie słynęłam z odwagi.
Najwyżej wszyscy spotkamy się tam, u góry.
Veronica"
Ten list był długi...
Przeczytanie go mogło zająć z kilka minut.
Ale gdy już skończył, jego usta powtarzały w kółko tylko to jedno, jedyne zdanie: "Nieważne.
Ja Ci wybaczam".
I łzy tej chwili smakowały znacznie inaczej niż wypłakiwane codziennie przez ostatni rok.
-Ty mi to dałeś po tym wszystkim- powiedział z niedowierzaniem.
-Andi, a miałem prawo zrobić inaczej? Boję się, muszę zupełnie sam wychować dziecko... I to córkę, mam inne wyjście?A teraz zupełnie na poważnie: to twoje życie, jeżeli będziesz chciał je przerwać to nie ma na to siły. Ale pamiętaj, rozejrzyj się po tym cholernym miejscu w okół nas. Te lata, które spędzamy na Ziemii są największym darem i najwyższą wartością. Nigdy nie warto...
Urwał gdyż zorientował się, że ktoś nad nimi stoi. Raczej nie chciał z dość oczywistych powodów, aby ta rozmowa odbyła się inaczej niż tylko w cztery oczy. Z tym, że gdy podniósł wzrok zamiast przydrożnych gapiów zobaczył Wanka i Severina.
Obu zatroskanych, w niedopiętych kurtkach i zbyt dużych czapkach.
-A wy co tu robicie?- spytał- przecież mieliście jechać do domów na święta?
-Wiesz co?- mruknął Freund- czy na prawdę uważasz mnie za człowieka, który będzie sobie leżał w rodzinnej wannie i zajadał barszcz z uszkami, kiedy jego przyjaciele cierpią na mrozie?
-I na prawdę myślisz- dodał oburzony Wankuś- że ty będziesz sam wychowywał swoją córkę? Na to nawet nie licz! Na święta jedziemy jutro!
Brunet spojrzał na tych dwóch wzruszony.
To były anioły.
Czyste anioły, co tam, że głupie do najwyższej potęgi.
-A ty młody- kontynuował tymczasem wariat, któremu wiatr zrzucił właśnie z czupryny jaskrawo-pomarańczowe nakrycie głowy- jeżeli będziesz chciał umierać musisz pokonać jeszcze jedną przeszkodę, o której Richie nie powiedział. MNIE. Bo w życiu Ci na to nie pozwolę.
-Ja też-dodał Człowiek Łazienki- ty jesteś taki młody. Welli, wiesz ile zajęło Ci stworzenie tego całego zła, które Cię zniszczyło? Parę marnych miesięcy. I wiesz ile takich okresów jeszcze przed tobą? Mówisz, że pomogłeś małej stać się sierotą... Przepraszam Freitag...
-Nie... Masz rację...Kontynuuj.
-A wiesz ile jest obok nas takich sierot, którym ktoś musi pomóc, ilu istnieje cierpiących i potrzebujących? Wiesz jak wiele może ofiarować dla nich jeden człowiek? A ty chcesz się zabijać.To co zrobiłeś nie przekreśliło jeszcze tego kim jesteś. Śmierć to najprostsza opcja na liście wyborów, to ucieczka. Prawdziwym wyczynem jest z tego wstać i żyć...
-Ja bym płakał. I bym już się nie pozbierał- podsumował Wank, głosem stwierdzającym, iż to właśnie jest argumentem decydującym w sprawie.
-Boże... Przecież wy mnie powinniście zostawić, ja na was nie zasługuję, zasługuję tylko na wszystko co najgorsze, a tutaj...Czemu człowiek za tyle zła dostaje tyle dobra?
Zadając pytanie poczuł ręce chłopaków opadające powoli na jego pokaleczoną dłoń.
W końcu powstała z nich taka ogromna sterta.
Jakby miała sięgnąć aż do nieba.
-Zapomniałeś co sobie przyrzekliśmy dawno, dawno temu? "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego."...
Owszem przysięgali, ale wtedy nie rozumieli jeszcze co znaczy prawdziwa przyjaźń.
Wszystko ograniczało się do wspólnego skakania, imprezowania i podrywania dziewczyn.
A przecież to były tylko te najprzyjemniejsze i najłatwiejsze aspekty.
ŻYCIE UCZY POKORY...
~~***~~
Wieczornie miasteczko zaczynało kołysać się w rytmie nocy.
Śnieg robił się coraz bardziej nieprzenikniony.
Ciemny i gęsty.
A jednocześnie niebo pod wpływem specyficznego rodzaju chmur jaśniało.
-Zasnął?- Richie oderwał twarz od okna.
-Tak-odparł szeptem Wank- bez tabletek uspokajających, to jakiś cud. Ciii Melly, ciiii. Nie możemy piszczeć bo byśmy dziecko obudzili, wiesz? A ono bardzo dawno nie spało. Ale ty zaraz dostaniesz mleczko i też już pójdziesz. To nie jest pora dla takich małych dziewczynek.
-Daj mi ją.
Freitag przejął od kumpla córeczkę po czym z niemal nabożną czcią wsunął jej butelkę do ust.
-Wcale nie trzeba jej zmuszać- dodał zachwycony.
-A co ty myślałeś ojciec, spróbujesz z zupką, to będziesz miał swoje "nie trzeba"- rozdarł się "wujcio".
-Andreas, przed chwilą uciszałeś trzy miesięczne niemowlę- upomniał go przyglądający się Sev- a tak na boku z tymi jego rękami- popatrzył na nastolatka leżącego na łóżku- to trzeba jechać na dyżur chirurgiczny.
-I to jutro- dodał Richard.
-Ty odpoczywaj i ciesz się małą. My to załatwimy. Boże... To nasza wina, trzeba było chłopaka pilnować.
-On z tego wyjdzie?- spytał niepewnie Wankuś.
-Nie wiem, ale strasznie się boję, że nie. On kompletnie nie chce już żyć, a wiesz... Nie istnieje wbrew pozorom nic trudniejszego niż wybaczyć samemu sobie... A już pomijając wszystko on się wykończył nawet pod czysto fizycznym względem...
-Ale tak na boku- Wank zamierzał wyraźnie przejść do przedstawiania swojego punktu spojrzenia na świat- od rana mam ochotę Ci coś powiedzieć Richie. Tylko raczej nie przy Wellim...
-Tak?
-Spędzamy ze sobą od jakiś sześciu lat prawie każdy dzień. Więc ja sobie myślałem, że znamy się na wylot.Ale dzisiaj przekonałem się, że nie wiem o tobie nic. Przecież ty zaprzeczyłeś własnej miłości...
-O nie...- na każde wspomnienie blondynki głos zaczynał po prostu mu drżeć. Przycisnął do siebie mocniej to co mu po niej zostało- Ja jej nie zaprzeczyłem, ja działałem w jej imieniu. Miłość do takiego anioła nie może uznawać zemsty, nie ma takiego prawa. Zemsta prowadzi tylko od nieszczęścia do kolejnego nieszczęścia. Rozumiecie, ja mogę być zwykłym beznadziejnym sobą i daleko mi do dobrego człowieka, ale moje uczucie... Ono i wszystko co dzieje się przez nie, musi być idealne.
Wank i Freund zamilkli.
Na takie coś nie było już odpowiedzi.Po chwili stwierdzili, że kładą się do snu.
A Richard przesiedział całą noc z Melly na rękach. Przyglądał się jak dziewczynka z upodobaniem ssie pustą już od dłuższego czasu butelkę. I wszystko co raniło, bolało czy szczypało powoli ulatywało mu z głowy.
Zostawiając miejsce tylko jednej myśli. Tej, która miała warunkować jego życie już na zawsze:
KOCHAM CIĘ GOLDIE...
__________________________________
No to został nam Epilog, który to wszystko zakończy...
Pewno wam się nie spodoba, co tam będzie i co wybrałam...
No ale ja to widzę właśnie tak i nie ma siły-_-
Wiem, że dodaję przed czasem, mam ostatnio beznadziejne dni i muszę się czymś, czyli pisaniem zająć.
A od jutra szkoła, cieszmy się:D
Dobra, nieprzejmować się mną, mam zwyczajnego doła ostatnio...
Trzymajcie się i miłej końcówki TCS, który był przynajmniej dla mnie w tym roku trochę dziwny.
Nie przekonam się do Dietharta:D
Ale może Bischofshofen będzie OK?
Kocham Was wszystkie<3
Dzięki Ci, mój geniuszu, za przystopowanie mojej porannej euforii, teraz jest nadzieja, że zrobię dzisiaj coś pożytecznego.
OdpowiedzUsuńWiesz, mi się naprawdę nie chce wierzyć, że to już prawie skończone. Cholerka, smutno.
I ten Rysiu... ja nie mogę o nim myśleć. Sio Rysio!
Tak, ja szkołę widziałam ostatnio jakoś w połowie grudnia... cała ja, zero produktywności.
Ale wiesz, że ten rozdział to był geniusz nad geniuszami? Te opisy...
wbrew pozorom ja uwielbiam smutne rzeczy.
Tylko zakończeń nie lubię.
No dobrze, uciekam, bo próbna się zbliża.
Kocham <333
Dziękuję kochana<3
UsuńDwa tygodnie bez żadnej książki, zeszytu niczego. Znowu lenistwo i znowu straciłam czas, cała ja:D
Ja kocham smutne opisy, a zakończenia? Też mają swoją magię:(
Trzymaj się Skarbie i pisz coś szybko!
No i co ja mam Ci tu napisać, Geniuszu? :(
OdpowiedzUsuńNie chcę się powtarzać i mówić, że to było "cudowne". To chyba jest już zbyt słabe słowo na opisanie tego co stworzyłaś. Poza tym, nie byłoby zbyt stosowne w obliczu tego cierpienia. Wszyscy cierpią tutaj na swój sposób, ale każdy ma jakąś motywację do dalszego życia. Każdy tylko nie Andi. Nawet posiadanie przy sobie takich wspaniałych przyjaciół, którzy są w stanie mu wszystko wybaczyć, usprawiedliwić go, nie nakłania go do zaprzestania tej nienawiści względem samego siebie. I to mnie martwi, bo mówiłaś, że nie przewidujesz szczęśliwego zakończenia.
Nie wiem co mu tam zgotowałaś, nie chcę nawet snuć domysłów. Poczekam.
A tak wracając do rzeczywistości to mówiłam Ci, że dostanę karę za tego Dietharta! Dostałam słabszy skok Morgiego w Innsbrucku :( no i ogólnie, cały ten Innsbruck, na który pozwalałam sobie mówić "mój ulubiony"...
Trzymaj się i udanego Bischofsofen, bo chyba obie mamy podobne oczekiwania :D
Dziękuję Kochana<3
UsuńJa nie jestem geniuszem i do Ciebię mi daleko.
A Diethart nas karze za wszystkie obrazy i jak tak sobie myślę, że trzeba go przestać przed Soczi.
Bo się skończy tak jak teraz:[
Tylko cóż Morgi winny, oni się lubią przecież?
Trzymaj się<3
Zżarło mi komentarz -.-
OdpowiedzUsuńWiesz co ja teraz robię? Płaczę, bo to jest takie piękne.
Na początku myślałam, że jednak zabijesz Welliego. Że on jednak nie da rady, że się nie pozbiera i się zabiję. Ale wytrzymał, bo..
Bo ma prawdziwych, wiernych przyjaciół. No i przez to płacze, bo Sevcio i Wank byli tacy uroczo-śmieszni i jednocześnie w ich słowach była taka mądrość.
Dziękuję ci za to opowiadania i czekam na następne weny :*
Dziękuję Skarbie<3
UsuńLudzie przeze mnie płaczą, no to mnie definitywnie nie cieszy, ale ja też wyję, szczególnie przy tym epilogu, z tego jaka jest ta końcówka Ale też wiesz...
Ciężko się rozstawać z pierwszym opowiadaniem, każdy rozumie a szczególnie ty, która masz ich nie liczę ile:D
Kocham Cię:*
Jezu,jak ja kocham to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńZnaczy, ja je kocham od zawsze i wiem to od zawsze, ale po tym rozdziale....
Cholera,a to już końcówka ... nie przeżyję tego, wiedz,że będę ryczeć.
Zresztą ja już tutaj miałam łzy w oczach. Boże ... to było takie cholernie smutne. Rozrywające serce.
Ale w tym smutku piękne i genialne, tak jak tylko Ty umiesz to zrobić.
Geniuszu.
I było mi tak szkoda ... nie wiem kogo. Bardziej Rysia czy bardziej Pieszczoszka? Nie wiem. Obaj utracili ukochaną osobą, obaj tak wiele przeszli.
I tak, Andi narozrabiał i ma prawo żałować i nienawidzić samego siebie.
Ale ma też prawo do drugiej szansy i cieszę się, że oni wszyscy mu ją dali.
A Wanki i Freund i w ogóle ta ich przyjaźń tak mnie wzruszyła, że się chyba nie ogarnę do jutra.
A jak wspomniałaś o tym ,,pieszczochu" to już w ogóle odpadłam.
I jestem zachwycona i oczarowana i klękam przed Tobą.
I nie przestawaj pisać.
Nigdy.
Nigdy, słyszysz?
Bo to by była straszna strata dla ludzkości.
Kocham bardzo mocno <3333
Dziękuję Skarbie<3
UsuńJesteś cudowna, wiesz?
I kocham tę emocje w twoich komentarzach:)
"Pieszczoch" się rozpowszechnia, zaraziłaś tym świat:D
No ale co, nie pasuje?
Pasuje genialnie :*
Pisać nigdy nie przestanę bo to kocham, nie wykluczone, że na jakiś miesiąc po epilogu zastopuję publikowanie-_-
Ale pisać muszę zawsze:D
Trzymaj się Kochana<3
Kocham<3<3<3
A tam, ja jestem cudowna? Ty jesteś :D
UsuńNo wiem, wiem. Eh, pan z Eurosportu powinien mi na kolanach dziękować, taki fame ...
I już Ty sobie nie wyobrażaj, że Ci pozwolę przestać publikować.
Pffff.
Przestanie publikować, yhy.
Już ja się postaram, żebyś nie przestała ^^
Ale Ty wiesz, że ja to z dobroci serca, nie? :D
Ja wiem Skarbie, że to z troski<3
UsuńAle mam teraz no... Specyficznego doła jak nigdy^^
Aczkolwiek luz i może któryś z moich pomysłów na fabułę się wreszcie rozwinie?
Trzymaj się, Kocham Cię i dzięki, że jesteś potworze:)
Ty nie darujesz człowiekowi?
Wszystko wygrały anioły głupie do najwyższej potęgi.
OdpowiedzUsuńSev, który by przyszedł do mieszkania i by się kąpał, bo lepsza woda.
I Wank, który by płakał.
I wszystkie smutki te dwa anioły przegoniły.
Będzie dobrze.
Musi być dobrze.
Dziękuję i pozdrawiam<3
UsuńHeh... Tylko jeszcze żeby do mnie kiedyś takie anioły przyleciały:D
Wow! - wiem, zaczynam mało ambitnie, ale po prostu... WOW! Jeśli twierdziłam, że tamten odcinek, kiedy prawda wyszła na jaw, był najtrudniejszym do skomentowania ze względu na Andiego, to nie wiem, jak podejść do skomentowania tego cudeńka. Tej smutnej, a zarazem dającej niesamowitą nadzieję i lekcję prawdziwej przyjaźni perełkę. Będzie więc tak mało ambitnie z mojej strony i powiem tylko - WOW!
OdpowiedzUsuńPłakałam, przyznaję się bez bicia, że płakałam, ale to nie był smutny płacz, nie rozpacz, bo coś runęło. Wręcz przeciwnie, płakałam z takiego pozytywnego wzruszenia, bo to co zrobił Richard, to wszystko co powiedział, to jak murem stanęli za nim Severin i Wank, było po prostu niesamowite. Było najpiękniejszą puentą przyjaźni. Własnie tym, co napisałaś pod koniec sceny na cmentarzu - można obiecać sobie przyjaźń na wieki, kiedy w grę wchodzą imprezy, panienki i beztroskie życie, ale dotrzymać tej obietnicy w takich okolicznościach, podać rękę człowiekowi, który praktycznie zrujnował nam życie... to jest właśnie sztuka przyjaźni na wieki. Pamiętam, jak w jakimś komentarzu napisałaś, że w tej historii nie chodzi wcale o ten kryminalno-tajemniczy wątek, chyba nie potrafiłam tego wyłapać, aż do tego rozdziału. Od początku pokazywałaś nam tę wspaniałą przyjaźń - tę beztroską, zwariowaną i zabawną; później tę nadszarpniętą przez 'wypadek' Richarda, nie było już wesoło i słodko, ale ich przyjaźń wciąż była równie silna i cudowna, stali ramię w ramię aby walczyć przeciwko temu, który doprowadził do tego wszystkiego co się stało, ale tak naprawdę najsilniejsza i najprawdziwsza okazała się na końcu, kiedy zamiast obiecanej zemsty postanowili podać 'zbrodniarzowi' swoją pomocną dłoń. Welli ma szczęście, że trafił na tak wspaniałych kumpli, ale nie wiem czemu mam wrażenie, że on i tak sam sobie nie wybaczy nigdy i w końcu odbierze sobie życie. Mam nadzieję, że się mylę, tak ogromną nadzieję, ale czuję, że nie zrobisz nam tutaj happy endu. Zrobię więc sobie sama happy end, zrobię sobie taki mega słodziachny happy end i sobie wyobrażę, że Welli z tego wszystkiego wyjdzie, Richard odnajdzie spokój i szczęście w Melly, w cząstce swojego największego skarbu, Sev Łazienkowy Potwór i Wankuś wariat będą dokładnie tacy, jak w wyobraźni Ryśka, a później pojawi się taka malutka namiastka Goldie, taka wspaniała dziewczyna, która tym razem pokaże Welliemu co oznacza prawdziwa miłość - siostra Richarda. To taki mój happy end, a jaki end dasz nam Ty, to zobaczymy.
Wrócę jeszcze do Richarda, bo jego słowa w tym rozdziale tak niesamowicie do mnie trafiały, pokrywały się niemal z każdą moją myślą, każdym uczuciem. Zakochałam się w tym, jak myślał o Wellim jako zabłąkanym chłopcu, który się wykoleił. Jak sam przyznał, że tym dzieciakiem nie kierowało zło, ale miłość.
cd poniżej
Może nieco obsesyjna, nierealna, a jednak miłość. On w życiu nie chciał skrzywdzić Richarda ani tym bardziej Ver, on po prostu postradał zmysły z powodu nieodwzajemnionego uczucia. Podziwiam Ryśka, że potrafił tak na to spojrzeć, że przemówił przez niego ten anioł Goldie, ta jej dobroć, której nie potrafiła sama ofiarować Welliemu, a przecież napisała ten list. Własnie ten list! Pamiętam, że wracałam do niego kilka razy szukając jakiś wskazówek i tropów, ale ostatnio, kiedy tak naskoczyłam na nią względem jej zachowania wobec Andieg, zupełnie zapomniałam o tym liście, a przecież w nim było własnie to, o czym mówiłam. Pokazanie Welliemu, ze nie tylko on był winien tej nocy, że to był błąd, a nie jego zbrodnia. Splot pomyłek i jego nieszczęśliwego uczucia. Dlaczego ona przyznała to wszystko tak późno, dlaczego nigdy nie wysłała tego listu. Jak mówiłam, to tylko gdybanie, ale przecież taka rozmowa niedługo po tamtej nocy mogła uratować ich wszystkich.
UsuńMogłabym tak jeszcze pisać i pisać, zachwycać się zachowaniem Richarda, postawą Severina i Andiego starszego, bronić Welliego, bo ten rozdział to prawdziwy majstersztyk, ale wiem, że nie ubiorę wszystkich moich uczuć i przemyśleń w słowa, że tak naprawdę to króciutkie WOW najlepiej oddaję moją reakcję. Po prostu brak słów, czapki z głów, jak Pointner przed ManU w Val Di Fiemme.
Czekam na epilog i nawet mnie tutaj nie strasz, jak pod komentarzem Ladybug, że zrobisz sobie przerwę od publikowania. Ja się nie zgadzam! Jak już się, pewnie z kolejnym płaczem, pożegnam z tymi facetami, to chcę powitać Twoich nowych bohaterów jak najprędzej.
Dużo, dużo weny życzę.
No bez przesady, że jak Manu w ValDiFiemme :D
UsuńDo dziś sobie nie mogę wybaczyć, że sobie wyszłam i nie widziałam tamtej druzynówki do końca na żywo.
A co do rozdziału, to dokładnie o to chodziło.
Wiem, momentami mogło się wydawać, że tu chodzi o poszukiwanie jakiś morderców, czy typową zagadkę kryminalną.
No niestety pojedynczymi chwilami nie dało się inaczej...
Aleś ułożyła ten happy end...
No, ale niektóre elementy się może zgodzą?
Wszystkie napewno nie, przyznam, że rozgryzłaś mój początkowy zamiar, od którego odeszłam:D
Pozdrawiam i nawet nie wiesz ile takie słowa dla mnie znaczą...
Przeczytałam, dałam sobie chwilę na ochłonięcie i wracam. Już wystarczająco chusteczek przy tym opowiadaniu zużyłam, wiesz? Już bym nie chciała ryczeć przy epilogu. Bo od kilku rozdziałów to po prostu ryczę bez przerwy. Jesteś niesamowita. Genialna. Serio. To jest szczera prawda. Ja nawet nie wiem, jak ja przetrwam bez tej opowieści. To jest to, co my uwielbiamy. Opowieść o prawdziwej miłości, przyjaźni, zdradzie, poświęceniu i wybaczeniu. A kiedy ktoś ma taki talent jak Ty to po prostu chce się to czytać bez końca. Może jak ja to piszę to brzmi to infantylnie, ale tak po prostu jest.
OdpowiedzUsuńJa wciąż liczę na to, że Welli jednak jakoś stanie na nogi, że Melly, choć jej mama odeszła będzie mieć tatusia i trzech (trzech! a nie dwóch) kochających wujków.
Cholera, znowu mam mokre oczy. Ale sama sobie jestem winna, bo wróciłam się do prologu, który teraz jest po prostu pięknym opakowaniem do tego, co się wydarzyło. Kiedy przeczytałam go pierwszy raz niewiele rozumiałam. To była jedna wielka zagadka. Ale prześliczna. A teraz, gdy już wszystko jest wyjaśnione jeszcze bardziej wywiera wrażenie.
Wiesz, bardzo chciałabym poznać epilog, ale się boję. A po drugie - epilog to będzie koniec - i nie wiem, jak to zniosę. Mam nadzieję, że szybko ruszysz z czymś nowym, nie wyobrażam sobie innego scenariusza :)
buziaki kochana :**
Nie odrazu na pewno, ale szybko być może?
UsuńMam ferie od 1-go lutego, bo teraz to myśleć nie ma czasu -_-
Dziekuje Ci skarbie i mnie te wasze komentarze o łzy przyprawiają. Nie dość, że ktoś to czyta to jeszcze takie słowa...
I ta opowieść jest infantylna, momentami się na nią wkurzałam nieźle:D
Ale się zżyłam mimo wszystko.
Kocham Cię mocno, mocno<3
Przepraszam Cię Słońce, ale nie będę pisać długiego komentarza, choć bardzo bym chciała. Po pierwsze dlatego, że dziewczyny napisały już wszystko co chciałam powiedzieć. A po drugie dlatego że upust swoim emocja dam po epilogu. Wiedz tylko że masz talent. Rzadko płacze przy czytaniu opowiadań ale teraz mam wyraźnie wilgotne oczy. Wbrew pozorom to komplement ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Ja po prostu dziękuję.
UsuńZe taka utalentowana Ty wzrusza się moim bazgraniem.
Jesteście wszystkie cudowne^^
Trzymaj się<3
P.S: A byłam przekonana, że się zawiedziesz bo cokolwiek jeszcze będzie to Wellinger nie poszedł za kratki tak jak chciałaś:P
kurczę, nie wiem od czego zacząć.
OdpowiedzUsuńjuż staję się nudna z tym mówieniem, że jesteś genialna, no ale jesteś genialna i muszę to powtarzać.
jeju.
no było takie melancholijne.
ale piękne.
naprawdę.
znowu się wzruszyłam, ech.
jak ja pokochałam tą historię. taka niebanalna miłość, przebaczanie no i ten cholerny Wellinger.
Boże, jaki on jest pogubiony.
i biedny.
ej, ja mam nadzieję, że jak Ty zrobisz sobie tą przerwę, to potem wrócisz z czymś takim genialnym, jak to opowiadanie.
bo ja bez Twoich cudeniek nie przeżyję, wiedz o tym! ;p
buziaki, kochana <3
przepraszam, że dopiero teraz czytam ale nie miałam czasu :*
OdpowiedzUsuńwow, aż nie wiem co napisać, tak genialny odcinek.
"anioły głupie do najwyższej potęgi" - made my day xD
szkoda, że to już koniec :( mam nadzieję, że zaczniesz pisać nową historię, równie świetną jak ta.
pozdrawiam :*