czwartek, 31 października 2013

11. "Decisions" - by skijumpers.

    Z góry przepraszam kochane moje, za pewne nieprzewidziane zmiany. Jako, że uważam, że w "teraźniejszości", potrzebne będzie już niedługo parę części pod rząd, a i przyznaję, że muszę nad nimi pomyśleć, bo hm... Nie będzie to łatwe do napisania...
No, wracając publikuję właśnie kolejny rozdział "słodki". Już przedostatni...
Ściskam was dziewczyny i fajnego weekendu <3

                    Styczeń 2014

Mijające dni nie były w stanie zmienić nic.
Nadal był zakochany, naiwnie, dziecięco, jak, dwunastolatek.
Nadal całe ich okazywanie sobie uczuć zamykało się w granicach trzymania się za ręce, czułych słówek i delikatnych pocaunków.
Bo czym właściwie jest miłość?
Surrealnym stanem.
Stanem czerpania i dawania.
Stanem niezrozumiałych trudów i znojów.
Czymś w co nikt nie chce wpaść, aż już nie wpadnie...
Co tu jeszcze gadać?
Jego rodzina gdy przedstawił im Veruś oniemiała. Bo mówiąc szczerze bardzo się bali, jak może wyglądać dziewczyna takiego wywrotowca.
A tutaj? Istny anioł, cicha , spokojna i kulturalna.
Choć jednak jak wszyscy myśleli , musiała mieć w sobie jakąś wewnętrzną moc, niespotykany czar. Można to było odgadnąć nie patrząc wcale na nią, tylko na Richiego...
Który zrobił obrót o 180°.
Który wyglądał na istotę zupełnie i długotrwale ustatkowaną...
Ona na prawdę była wróżką...
           ***************

Turniej Czterech Skoczni rozkręcał się na dobre. Słońce zachodziło nad stolicą Tyrolu, a niemiecka czwórka narodowa, wraz z kilkoma Norwegami i Polakami, oraz biednym Geigerem (który wałęsał się cały dzień bezczynnie po skoczni i po hotelu, aż wzbudził ich litość i został zabrany na doczepkę), siedziała sobie w barze i popijała herbatkę owocową.
Herbatka owocowa... Dobre sobie, ale co tu poradzić w środku sezonu.
Richie ogłupiony jak po jakiś chińskich medytacjach wpatrywał się w Wanka wrzucającego właśnie do szklanki dziesiątą kostkę cukru i uważającego to za najlepszą zabawę pod słońcem. Nagle zerwał się z krzesła i wstał:
- Chłopaki, mogę chwilę ciszy?
Najbliźsi kumple odrazu spojrzeli na niego z zainteresowaniem. Trzeba było jednak natomiast poczekać, aż latający pozostałych nacji skończą gadanie o nowym psia Roensena. Wreszcie zapadł stan idealnego milczenia.
-Dzięki. No więc ja...
- Tak Freitag- zaśmiał się Hilde- chcesz nam ogłosić, że wygrasz jeszcze w Insbrücku, Bischofshofen i Hanavald już nie będzie jedyny. A, i żeby nikt z nas nie próbował Ci przeszkodzić . Zgadłem?
- Co ty! Ja nie myślę o takich bzdurach...
-Bzdury?- zdziwił się Maciek Kot- jak dla mnie to cel życia...
- Życie ma wyższe cele ludzie. Ja...
- Wiem- Welli podskoczył, a jego przygaszone ostatnio oczy rozbłysły.
-Matko dziecko, co tak Cię cieszy?- mruknął zaskoczony Sev.
- Zerwaliście ze sobą? Co nie?- wypalił młody.
Wzbudził tym konsternację całej skocznej bandy, bo nikt ( nawet Wank) za śmieszne tego nie wziął.
Richard zaskoczony pokręcił głową. Nie mógł zrozumieć, dlaczego jego najlepszy przyjaciel wylatuje z takim tekstem i jeszcze jest uradowany.
Ale nie to było dla niego w tym momencie najważniejsze:
- Chłopaki... To nie tyle, że się zakochałem, to już było...
Ja się żenię...
Wellinger opadł na siedzenie i ukrył głowę w dłoniach.
Reszta patrzyła po sobie, bo bądź co bądź ale taka deklaracja?
Tylko Karl nie wiedzący jak ma się zachować, zaczął bić głośno brawo.
Pierwszy głos odzyskał... Wank:
- Freitag już? Boże jak ja się cieszę, a tak ogólnie mogę być druchną, prawda? Co wy macie takie miny, wszystko na tym świecie łączy się w pary na całe życie. Nawet
tasiemce się przytulają w
żołądkach...
- My jemy! A tasiemce są obojnakami debilu- uzupełnił wiedzę biologiczną kumpla Freund.
-Noo, to inne robale, na przykład... Fleimingi!
- Flamingi to ptaki- parsknął Tom
- Ale jak wygląda taki fleming?- Andreas zamierzał wyraźnie drążyć ten temat.
-A skąd mam to wiedzieć?- oburzył się Norweg.
-Powiedz przynajmniej czy bardziej przypominają wróbla, gołębia czy kurę?
- Yyyyy, może kurę?
- Odpowiadasz czy pytasz?
Na ten wrzask Wanka obudził się Atle, który gdy zapomniano o jego nowym psie, po prostu przysnął na stole.
- O czym w ogóle mowa?- zdziwił się- że olaliście mojego ślicznego doga?
- Mój drogi, to kundel- na kolegę z reprezentacji można liczyć zawsze- a teraz mowa o ptactwie, gołębiach, kurczakach, tylko o kaczkach jeszcze nie.
- Ale dlaczego o tym akurat?
- Bo gadamy o małżeństwie- Hilde uznał to za wystarczające i logiczne wyjaśnienie.
- A co gołąb się żeni?
- Nie gołąb tylko Richard, idioto!
- Yyyy, z kurą?
- Słucham? Ze swoją dziewczyną, co Ty ćpałeś?
- Nic. Tylko mówicie o ptakach, więc...
- Bo ja nie wiem co to fleming!- rozpłakał się Wankuś.
- Dobra- odezwał się dotychczas milczący Stoch- wy tu o zwierzętach, a biedny chłopak podjął decyzję życia i nikt na niego nie zwraca uwagi. Freitag, ty wiesz na co się piszesz?
Wstał i uściskał sterczącego wciąż przy krześle Niemca:
- Witaj w klubie frajerów.
Skoczkowie buchnęli śmiechem, po czym wszyscy rzucili się składać gratulacje.
Wszyscy... Oprócz Wellingera, który wciąż siedział bez ruchu zakrywając twarz. Richard zauważywszy to wyrwał się z objęć kolegów.
- Andi, co tobie? Coś się stało?- młody nigdy nie zachowywał się w ten sposób.
-Zostaw mnie, chcę być sam! A tak na boku przemyśl to jeszcze. Przecież wy kompletnie do siebie nie pasujecie. Może ona jest przeznaczona komuś zupełnie innemu?
Chłopak bardzo chciał zrozumieć wybuch przyjaciela, ale w słowo wszedł mu Severin:
- Kretynie, to kiedy ślub, musimy się szykować!
Trafił w sedno.
- Freund, nooo, ja się muszę oświadczyć- spuścił głowę.
- Jeszcze tego nie zrobiłeś?- informacja ta bardzo zaskoczyła Roensena- to po cholerę my tracimy czas na niepewne gratulowanie?
- Bo... Ludzie, chcę to zrobić jakoś wyjątkowo, a cholernie nie wiem jak... Pomożecie ?
- Jasne- odparł Sev- o czym już myślałeś?
- Możesz puścić jakiś ckliwy film, tam będą metody- poradził Hilde- Wank na tego całą szafę...
-Ale nie pożyczę. Musisz być oryginalny. Ona na to zasługuje.
- Fakt - Freund nadal główkował.
- Ty lepiej nie myśl, bo zaraz wymyślisz , żeby załatwić sprawę w wannie- Andreas starszy był przerażony, że na pomysł w jaki sposób Riche zada pytanie swojego życia, wpadnie ktoś inny niż ON.
- W wannie?- zapytał Maciek, który nie znał Severina od tej strony- jak? Wskoczy jej niespodziewanie do kąpieli, czy przyczepi pierścionek do korka?
- Pudełeczko się roztopi- praktycznie zauważył Kamil.
- Można bez pudełeczka- bronił swojej tezy młodszy z Polaków.
- I przydałoby się zrobić serduszko z balsamu do ciała. Z takim ładnym napisem "marry me"- rozmarzył się Tom.
- Jest taki płyn dla dzieci, z wielkim smokiem na opakowaniu, robi fajną pianę- dodał Atle- brzoskwiniowy, albo malinowy do wyboru.
- Uuu, romantyczne smaki...
- Ale usiądziesz w tej wannie i wszystko się rozwali. Takie środki wytrzymują od dwóch do dziesięciu minut, zależy od jakości- Freund stwierdził, że czas na opinię eksperta.
Myśli Wanka biegły jednak zupełnie innym torem:
- Słuchajcie, myślę...
- Ty myślisz?- zdziwił się Kot.
-... Najłatwiej jest się oświadczyć kobiecie, która nie umie pływać. Namawiasz ją, żeby poszła na basen, wskakuje na głębokość dwóch metrów, zaczyna tonąć, woła o ratunek, a ty mówisz, że ją wyłowisz, jak za Ciebie wyjdzie. Mądre co? Tylko musisz uważać, żeby nie było ratownika...
-Wank jesteś nieludzki- podsumował Stoch- miłość ma być wyborem, a nie przymusem. Równie dobrze możesz przyłożyć dziewczynie pistolet do głowy...
-Jak jesteś taki mądry to sam coś wymyśl! W końcu jesteś tu jedyny , który już to kiedyś zrobił!
-Nie prawda, ja też- odparł milczący cały czas Karl- siedem razy...
Nieco już uspokojeni skoczkowie powtórnie ryknęli.
- I żadna Cię nie chciała- stwierdził Tom.
- Jedna- mruknął.
- Jak to? Co się potem stało?- zainteresował się Norweg- zmieniła zdanie?
-Nie, ten raz po prostu był w przedszkolu...
- Jakie to wzruszające- udarł się Wank- Richard, czemu zamilkłeś?
-Bo robicie sobie jaja, a mi na serio zależy. Ona nie uznaje długotrwałych związków na kocią łapę. A ja jestem pewien własnych uczuć.Przemyślałem to, chcę Veruś i tylko Veruś.
-Uuu, ja już chyba wiem o co chodzi- Andreas wpadł na kolejną mądrość.
-Nieprawda! Wcale nie o to!
- A skąd wiesz o czym mówię? Może mi chodziło na przykład o to , że nie ma kto Ci gotować rosołu?
-Głodnemu chleb na myśli- parsknął Severin- Wellinger, czemu patrzysz na mnie jakbyś miał ochotę mnie ukatrupić na miejscu, możesz mi to wyjaśnić?
Zamiast odpowiedzi dał się słyszeć jednak Tom:
-Richie, ile Ty dostaniesz za ten wyczyn Hannavalda?
- Jeśli już? No trochę dostanę...
-Trochę - skomentował Maciek.
- No to mam pomysł- kontynuował Hilde- genialny. Pamiętasz jak mieliście trening przed Oberstdorfem, a Vercia nie miała co robić i pojechała z nami zwiedzać okolicę?
-No pamiętam.
-Więc słuchaj...
Szepnął mu coś do ucha.
-Tom, ty jesteś cudowny .Dziękuję- rzucił się koledzę na szyję- oddam Ci za to TCS. Że też ja o tym nie pomyślałem.
- A mnie nie chcesz oddać nawet kryształowej kuli- wrzasnął Wank
-Człoweku, ty na prawdę uważasz, że świat kręci się w ogół Ciebie?- Freitag westchnął po czym wrócił do rozmowy z Norwegiem.
Andreasa nie obchodziło jednak, że suma osób słuchających go wynosi obecnie zero:
-Teoria wankocentryczna... To jest to - wymruczał z zadowoleniem.                           

  

czwartek, 24 października 2013

10. I feel wonderful, because I see the love light in your eyes.

                          Październik 2013
Dźwięk klucza w zamku do drzwi.
Powolne miarowe przekręcanie.
- No nasz francuzek wraca- parsknął Wank.
Cała trójka tryumfalnie, a zarazem z ogromnym zaciekawieniem wybiegła do przedpokoju. No i po chwili padli.
W progu stał ICH Richie.
Który zawsze uznawał tylko markowe ciuchy.
Który wyglądał zawsze modnie, zgrabnie i estetycznie.
Stał...
Tyle , że miał ma sobie pomarańczowego T-shirta ze straganu, z wielką , pozłacaną rybą na samym środku, oraz wyposażonym w ogromne serducho, własnoręcznie wykonanym napisem I <3 Goldie.
A na głowie czapeczkę.
Typową trójkolorową czapeczkę, powstałą za czasów rewolucji francuskiej, sprzedawaną aż do dziś jako gadżet turystyczny.
W dodatku trzymał na szyji opakowanie z aparatem fotograficznym, a w ręce...
PRZEWODNIK PO PARYŻU!
I chyba właśnie to ostatnie sprawiło, że gałki oczne skoczków przybrały wielkość ogromnych spodków.
- Hej chłopaki. Co tak się gapicie?
-Eeee- odezwał się jedyny, który nigdy nie tracił języka w gębie- Freitag, ty masz udar mózgu?
- Wankuś, byłbym wdzięczny za to abyś przejawy swojej nieskończonej inteligencji popierał jakimś wyjaśnieniem.
- Wyjaśnienie? Bardzo proszę, spójrz do lustra.
- No patrzę. I co?
- Debilu! Richard Freitag ubrany na bazarze. Richard Freitag z książką turystyczną, w której pewnie są dzieła sztuki. Ludzie, przecież to trzeba uwiecznić! To jest wydarzenie na miarę nowej epoki! Boże, co ty jeszcze wymyślisz?
- Niewiadomo- Welli zdecydował się odpowiedzieć za swojego przyjaciela- niedługo usłyszymy, że Richard Freitag... OMG, sam już nie wiem.
Chcieli się z niego ponabijać. Jak to między kumplami , a tym bardziej między skoczkami bywa.
Chcieli, aby oni wymyślali bzdury, a on się wkurzał i krzyczał, że to nieprawda.
Ale się zawiedli.
I uciszyli w ciągu sekundy.
Bo ciemnowłosy usiadł na podłodzę, wystrzeżył do nich swoje białe zęby i spojrzał.
Oczami, przepełnionymi milionami zwariowanych świetlików, których nie sposób zgasić.
I nagle zrzucił im perardę na głowę:
- Masz rację Andi, bo właśnie usłyszycie. Richard Freitag się zakochał. Sęk w tym,  że wpadłem jak szczeniak. Który widzi coś i bez zastanowienia za tym leci. I od razu odpowiem na kolejne pytanie autorstwa Wanka...
Nie, nie wstydzę się tego
-No, no. Ale ty nie licz, że na tym jednym pytaniu do Ciebie się skończy. Niczego nie będziesz przede mną ukrywał. Do pokoju. Natychmiast.
-A co? Ty jesteś jego mamuśką, żebyś wszystko musiał wiedzieć?- spytał Freund- dobra ale tak na serio to robimy zapiekanki, siadamy na kanapie i Freitag mówi. Ty milczysz! Ktoś ma jakieś "ale"?
- Nie ma sera żółtego- mruknął Andi młodszy.
- A pozwolił Ci go ktoś jeść?- dodał starszy - gdyby zniknęło tylko tyle ile ja zjadłem, to spokojnie starczyłoby na jedną porcję... Moją porcję oczywiście.
- Dobra. To w takim razie rzucamy kostką, kto idzie do Lidla po lody!
- Ale kostka ma sześć stron, a nas jest czterech.
- No właśnie. Jedna druga szans , że padnie na Ciebie Wank.
Tak to, jak to zawsze było w ich stylu zaczęli się wykłócać, rzucili kostką chyba z dwadzieścia razy, które nic nie dały, po czym zdecydowali się zawrzeć kompromis.
Czyli do Lidla poszli wszyscy.
( Rozmowa ważna, ale supermarket i żarcie, to piorytet).
Minęła godzina zanim rozłożyli się wygodnie z pucharkami pyszności na kanapie i byli gotowi wysłuchać kumpla.
- A więc... - zaczął Wank
- Możesz mi nie przerywać?
- A jak mam Ci przerwać, skoro jeszcze nie zacząłeś?
- Dobra, dziś puszczę Ci płazem... Chłopaki, ona jest cudowna. Skromna, inteligentna , wyjątkowa...
- Tyle już wiemy. Ja chcę jakieś szczegóły!
- To jest kobieta mojego życia. Rozumiecie? Nigdy przenigdy nie czułem czegoś takiego, do nikogo.
Matko, jeśli to spieprzę to zabiję się żywcem!!!
- Eee, jak można się zabić żywcem?
- Andreas, to była przenośnia literacka. Ale wracając, ma jasne włosy, takie prawdziwie...
-Uuuu, blondyna. Nigdy sobie nie przgruchasz czegoś innego dla odmiany?
- Wank, ja zaraz naprawdę wszystko rozwalę, z tego względu, że skończę w więzieniu za ukatrupienie twojej szlachetnej osoby. A innym językiem mówiąc, możesz się już kurwa zamknąć?
- Wiesz co? Ja się tobą przejmuję , a ty...- usta skoczka wygięły się w podkówkę
- Dobra, dobra też cię lubię. Ale po pierwsze między jasnymi włosami ,a blond-plastikiem jest straszliwa różnica. Po drugie, tu nie ma mowy o żadnym przygruchaniu. Z przygruchanymi panienkami się śpi,
a Veronikę się kocha? OK?
- Spoko- mruknął Freund
- Eeee, chwileńkę- dodał Welli- ty na serio chcesz nam wmówić, że spałeś na kanapie?
- Tak- odparł zapytany, krótko i rzeczowo.
Wank zakrztusił się jedzeniem, a Andi spadł z krzesła.
- Jakim cudem?- wyjąkał.
-Takim, że zamykała mi drzwi przed nosem i szła spać- wymruczała niczym małe dziecko, któremu zabrano misia "wielka, znana i nieziemsko cudowna gwiazda skoków".
- Kurde, myślałem, że to jakaś mała beksa,po tym co mówiłeś, a widać, że ma charakterek. Zaryglowała się na klucz- parsknął Sev- pierwsza, która miała siłę to zrobić.
- Uuuu, już ją zaczynam lubić- młody klepnął przyjaciela w ramię- to kiedy nam ją przedstawisz?
- Właśnie- dodał Wank, który, co chyba było jego rekordem życiowym milczał przez minutę- a po za tym ile jeszcze zamierzasz czekać? Sam wiesz z czym?
Richie przybrał minę herosa, dzielnie znoszącego najstraszliwsze cierpienia, katorgi i tortury:
- Tyle, ile będzie trzeba. A dokładniej tyle ile ona zechce. Ludzie, zrozumcie mnie. Miłość to służba. I ofiara...
Potem opowiadał im o wszystkim co przeżyli we Francji, a także o dzieciństwie i problemach ukochanej.
- Aaa, to wszystko tłumaczy- skomentował Freund- traumy z pierwszych lat życia, przyczepiają się do człowieka już na zawsze. Dlatego boi się zaangażowania. Musisz być bardzo delikatny Richie.
- Ale całowaliście się już chociaż? Jesteście oficjalnie razem, czy nie?
- Wankuś , czy dla Ciebie miłość ma tylka aspekt seksualny?- spytał Welli .
- Ooo, odezwał się ten , który tyle razy  kochał czysto, święcie i platonicznie. Ileż to było? Bo już zgubiłem się w liczeniu?
- Dokładnie tyle razy ile ty.
- Czyli po zero- podsumował Sev.
- Mamy jeszcze czas- odparował Welli- to znaczy ja. Mam 18 lat, a.Richard 21. Więc spokojnie, natomiast ty Wankuś, trać już nadzieję. Wkraczasz w smutny okres przekwitania, będziesz starą panną. I kto Cię utrzyma? Smerfy?
- Bo na pewno nie ja- dodał Richie
- Przestańcie- biedny wielbiciel niebieskich ludków, zaczął się chyba zastanawiać czy kumple nie mają racji...
- Tak, tak- kontynuował Andi młodszy- już się zaczynasz kurczyć.
Ta obelga była już dla Wanka nie do wytrzymania i na głowie nastolatka wylądowała cała miska lodów, wraz z rodzynkami, które zgrabnie, jeden po drugim staczały się po wellusiowej twarzyczce.
Freitag i Freund ryknęli.
-Młody, ten twój łeb to jest jakiś magnes przyciągający obleśne wydzieliny. Chyba czas napisać książkę: " Sto przypadków włosów Wellingera". Oto niepowtarzalny pomysł na zarobienie fortuny i literackiego Nobla...
- Buuu- płakał Welli- dlaczego zawsze ja???
Richard zaraz musiał zlitować się nad wyjącym wniebogłosy "braciszkiem" i ruszyć mu na pomoc. ( Miał już w tym taką wprawę, że jakiś czas temu zakupił nawet ręcznik, na którym czarnym flamastrem zamieścił specjalną adnotację: "do kłaków Andiego. Przedmiot nieprany, używasz na własną odpowiedzialność).
- Well, czy ja Ci będę matkował całe życie? - spytał gdy pięć minut później siedzieli oparci o ukochany przedmiot Severina.
- Uuu, no wybacz. Ale chyba mnie nie zostawisz samego na pastwę Wanka, co?
- Nie, nie. No ale wiesz, prawda?
- Spoko, dam sobie radę. Ale mogę ją poznać?
- No jasne, jak najszybciej. Muszę usłyszeć wasze zdanie debile.
Noo i jeśli chcecie dziś iść na jakąś balangę, to błagam Andi pilnuj się sam i nie pij za dużo.
- A ty?
- Chłopie, ja nie mam po co- miał mówiąc to minkę małego, szczęśliwego, dopieszczonego psiaka- przecież tam się lata po jedno...
- To zostanę w takim razie z tobą. Nauczysz mnie polować na porządne baby, zgoda Romeo?
Przybili sobie "żółwika " i wybuchnęli radosnym rechotem.
Tacy z nich byli przyjaciele...
    
Tydzień później Richard Freitag przedstawił Veronikę skoczkom , jako swoją oficjalną dziewczynę...
Wank stwiedził, że zwraca kumplowi honor i przestaje się z niego i jego uczucia nabijać...
( Hm... Przynajmniej się postara).
A u Wellingera zaczęły się uwydatniać pierwsze odznaki nagłej, zżerającej od środka i dla nikogo niepojętej depresji.
Wszystko dość pechowo złożyło się przypadkiem w czasie. Wszystko to i jeszcze coś...
Chichot losu...
O którym nikt nie wiedział.
Ludzkie "ja"...
O którym nie można było myśleć bez obaw.
     ________________________________

Przepraszam za ostatni tydzień, nawet nie odpowiedziałam na niektóre wasze komentarze, nie mówiąc już o zaniedbanych blogach,czy usunięciu tych listków z tła.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam...
W weekend się tym zajmę, choć i tak pierwsze miejsce dla "ukochanej" matmy i poniedziałkowego testu.
Czemu ja kurze muszę zdawać to rozszerzone cholerstwo na maturze:(
Rozdziały mi się kończą...

Dobra,  koniec marudzenia ;D
Ściskam was kochane moje i wracam do "Dżumy". Taa, to w odniesieniu do tego pozytywnego nastawienia...

Buziaki i trzymajcie się <3

piątek, 18 października 2013

9. I belive that we can find the reason.

                            Listopad 2014
Te wszystkie chwile,
te drżenia przeszywające powietrze, lecące jak pocałunki wysyłane gdzieś hen daleko,
to wszystko było coś warte.
W pewnym sensie nic już nie można było zrobić.
W pewnym sensie cóż, szczęście przegrało...
Więc, po co istnieją początki po końcach?
To proste.
Ludzie w bezsensowny sposób walczą o godność, o jej obronę.
Nawet gdy już nic to nie da.
Czy człowiek to istota myśląca? Łatwiej postawić tezę, trudnej ją udowodnić...
                       ************
Trzy dni później skoczkowie byli jeszcze bardziej załamani.
Nawet jeśli ta sprawa kompletnie by ich nie dotyczyła to się bali.
Chodzili po ulicach jak zaszczuci, a całej ich sytuacji nie ułatwiał bynajmniej fakt, że za zaledwie dwa tygodnie zaczynał się sezon.
I to gdzie...
W Klingenthal.
Starali się trenować na innych skoczniach w kraju. Był w końcu Oberstdorf, Garmisch, Willingen.
Ale na kalendarz PŚ nie mieli wpływu...
Musieli znowu tam pojechać...
Zmierzyć się z własnym lękiem...
I nie tylko z nim...
              
- Powinni wywalić Kliengental z harmonogramu- krzyczał Welli- nie pojadę tam, nie wejdę na tą skocznie już nigdy.
- Andreas, przecież to nie wina kupy metalu - odparł Severin.
- Ale skoro nad kimś ciąży klątwa...
- Dziecko...
- Chociaż- do rozmowy wtrącił się Wank- ja też zaczynam miewać idiotyczne wizje. Że kolejny z nas zleci w dół... Że czeka na nas jakiś psychopata, i tak co roku, co dwa w tym jednym miejscu...
- Jasne, musimy być ostrożni. Ale o mordowaniu naszej kadry, nikt tu jeszcze nie mówi. To bez sensu.
- Niby dlaczego?
- Bo- blondyn kontynuował swój wykład- teraz wszyscy już się tego spodziewają. Gdyby naprawdę tak było, to ten ktoś , już dostawszy się do nart, zająłby się całością. A po za tym nie wierzę, że człowiek z zewnątrz wlazłby tam i nikt wcześniej by tego nie zauważył.
- Czy ty sugerujesz, że to, któryś ze... Ze skoczków...
- W życiu nie chciałbym tego mówić. Ale to jest jedyna czysto racjonalna opcja... Ale ten ktoś uwziął się tylko i wyłącznie na Richarda .Yyy, zmieniając temat, bardzo przepraszam... Wellinger ty palisz?
Młody zamiast odpowiedzieć zeskoczył z ławki, na której siedzieli , po czym ulokował się na trawie, puszczając dym tytoniowy prosto w twarze kolegów.
Ci tylko wymienili ze sobą charakterystyczne spojrzenia i stwierdzili, iż należałoby już opuścić park, w którym przebywali.
Bo jakby naprawdę nie było kłopotów...
Andi z dnia na dzień coraz bardziej zamykał się w sobie.
Andi nie chodził na imprezy, od ponad roku nawet nie mrugnął okiem do żadnej laski.
Andi nie przejmował się faktem , że za kilka miesięci będzie musiał zdawać maturę.
I cudem było spotkać go bez butelki.
Kumple coraz rzadziej znajdowali pasujący do niego kluczyk.
Był jak drzwi, w których zamek się zwężał, ciągle i ciągle.
Aż w końcu zupełnie został wymieniony. I na rozmowę nie było już szans.
Potrafił gadać tylko o strachu i smutnych sprawach.
Sev oświadczył, że trzeba z nim iść do psychologa. Ale przecież był dorosły.
I gdy było trzeba powtarzał uparcie
"Jestem pełnoletni. Nikt mnie nie ruszy.
- Andreas? - rozpoczął niepewnie Wank - mogę mieć takie jedno, drobne pytanie...
- Nie ma różnicy, rób co chcesz.
- Ta kamera... Ciąglę o tym myślę, próbuję odszukać odpowiedź i... Policja nie zapytała chyba o podstawową sprawę. O czym wy wtedy rozmawialiście.
- Myślisz, że ja pamiętam o czym, kiedy i jak? No to się mylisz...- powiedział to szeptem.
Przerażająco cichym szeptem.
Jakby od tego zależało wszystko...
Jakby najgłośniejszy ton mógł go kosztować życie...
-Spokojnie, tylko pytałem. Bo widać było, że Richard był wtedy zdenerwowany, a ty...
W tym momomencie doszli do domu Welliego.
Chłopak uciekł nawet nie powiedziawszy im "cześć".
- Jasna cholera - Wankuś kopnął leżący na ulicy kamień.
- Masz rację. Ja już kurwa nic nie rozumiem. Wiem tylko, że jeśli się nie ogarniemy, to któryś naprawdę wyląduje w szpitalu, z własnej winy.
Chora imaginacja potrafi wykończyć...
- Masz świętą rację. To nieszczęście, śmierć Very, Melly, rodzina Richego, która nie wie już co ma robić, bo od pół roku żyją tylko nadzieją.
- A na deser ten nieznośny bahor...
Ale Andreas, szczerze ty coś rozumiesz jeśli o niego chodzi?
- Nie. Niedawno przyszło mi do głowy, że wszystko to jest powiązane. Popatrz, Well rozmawiał z Freitagiem jako ostatni. Na monitoringu, nie da się ukryć obaj mają dziwne miny. Po za tym oni zawsze byli najlepszymi przyjaciółmi. Nawet jak już pojawiła się Veronika zabierali go wszędzie ze sobą. Więc wymyśliłem, że może on wie kto to wszystko zrobił.
Ten ktoś mu ciągle grozi, żeby trzymał język za zębami. To by tłumaczyło jego ciągłą paplaninę pod tytułem "boję się śmierci".
- Wank, jesteś genialny. Bo... To wcale nie jest głupie.
- Niestety, jednak jest. Fakty nie zgadzają się w czasie. Depresja Welliego zaczęła się na długo
przed... Heh, ja już nie wiem jak to nazwać.
- Nie wypadek... Zbrodnia.
- Richie martwił się sam o Andiego, jeszcze zanim się oświadczył.
- Czyli... Pustka.
- Tak. Usprawiedliwiamy młodego przed trenerami, mówimy, że to przez upadek Freitaga, chorobę naszej Goldie, a tymczasem te dwie sprawy są sobie dalekie jak a i zet w alfabecie.
Ale cóż, Wellinger na później. Teraz.to gorsze...
- Właśnie. Czy jeśli komukolwiek, a już najbardziej maleńkiej dziewczynce coś grozi, to prawo nie działa za wolno?
- Severin... Właśnie przez to co teraz mówisz stwierdziłem, że policja to może tego gnoja aresztować, ale odszukać go, dojść do prawdy możemy tylko my...
-Co chcesz zrobić?
- Szukać, zbierać dane, pytać
ludzi...
- Nie boisz się?
- Serio? Jak cholera, ale pomyśl Richie otwiera oczy. Stracił ukochaną, będziemy musieli mu to powiedzieć. Nie chcę jeszcze dodawać, że coś wisi nad jego córką, albo nie daj Boże coś już się stało... Vera znała prawdę. Mam wrażenie, że ona wiedziała więcej niż sam Richard. I jej strach o dziecko był naprawdę autentyczny.
- Wiesz, dzieje się tyle rzeczy, że ona naprawdę nie musiała się bać, że ktoś zabije kruszynkę. Może miałeś na przykład chronić malucha przed jakąś koszmarną tajemnicą?
- Której sam nie znam? Sev, zastanawiam się czasem, co my takiego zrobiliśmy? Czemu to wszystko spotyka nas?
- Nic nie zrobiliśmy. Po prostu ktoś chciał zemsty, osobistej. Reszty kadry to nie dotyczy.
- Ale wszystko w naszych rękach?
- Oczywiście.
Bali się bawić w detektywów.
Bali się ryzyka.
A już najbardziej nie wiedzieli, jak będą mogli spojrzeć w oczy tego kogoś. I poprostu mu czegoś nie zrobić. Komuś kto nie miał w sobie nawet krztyny dobra.
Nie wyobrażali sobie, aby mógł mieć...
                  *****
                        Następnego dnia:
-Otwieraj!
Wank z niechęcią pchnął drzwi alpejskiego, porośniętego bluszczem domku. Wszystko było tu takie jak przed zakończeniem sezonu, idealne gniazdko młodej parki. Nikt nie śmiał tego ruszać, nikt nie śmiał tego zmieniać. Wszystko było bowiem, takie absurdalne, wręcz mistyczne.
Teraz przyjechali tu tylko po jakieś dokumenty dotyczące małej, które niedbale rzucone zostawili w skrzynce po śmierci narzeczonej swojego przyjaciela.
-Chyba mam... O jakiś list...
-Pokazuj- Freund przejął kopertę od kumpla- Vera do Richarda... Wrzesień tego roku, tuż przed końcem.
-Hm... Chyba nie powinniśmy tego czytać.
-Chociaż z drugiej strony może tam coś być. Coś wiesz...
-Masz rację- Wank delikatnie rozdarł zaklejony papier- przeczytamy i zamkniemy.
Zaczął świdrować zwiniętą kartkę wzrokiem. Po chwili osunął się na schody i złapał za głowę.
Sev dołączył do niego po chwili. 
"Kochanie!
Nawet nie wiesz jak strasznie ja za tobą tęsknię. Każdy kolejny dzień to jedno wielkie morze udręki.
Czarne dno najwyższej, najokrutniejszej rozpaczy.
Nie wiem dlaczego spadłeś z tej skoczni. Ale boję się, że to nie przypadek. Że to przeze mnie.
Bo ciągle mam przed oczami Klingenthal i strach, że wszystko wyjdzie na jaw.
Chciałam Ci powiedzieć, wiedziałam, że muszę to zrobić,wcześniej czy później. Ale przecież miałeś PŚ, miałeś Igrzyska, a to zabrałoby Ci skrzydła.
Nie umiałam.
Bo nie wwiedziałam jak byś mógł z tym żyć.
Skarbie... Są środki...
Są sytuacje, które ogłupiają.
Nie pamiętasz po nich nic.
Tracisz zdolność samodzielnego, prawidłowego myślenia.
Mylisz sobie najoczywistrzych ludzi.
A potem widzisz sceny, które przeżywałeś w nieświadomości.
Czasem jest jeszcze gorzej...
Czasem świadomie nie masz wyjścia...
Powiem Ci tylko jedno. Możesz być pewien: NASZA córka jest TWOJA
Kojarzysz jak strasznie płakałam?
Domyśl się dlaczego...
Ale teraz już mam pewność. Ona ma twoje oczy, twoje usta, twoje rysy twarzy ...
Jest żywym obrazem, na który mogę się wpatrywać w kółko, cały czas...
Richie przepraszam...
Błagam , chroń ją. To będzie mała , bezbronna dziewczyneczka, narażona na patologiczne sekrety z przeszłości. Ktoś to kiedyś wyciągnie, wiem to...
Ale ona na prawdę nie jest jego.
Dbaj o nią. Na razie zrobią to Wankuś ( obiecał mi). Pamiętaj, że masz najlepszych przyjaciół na świecie, oni są na prawdę wiele warci.
Błagam, nie rozpaczaj, pozbieraj się I ŻYJ... (Nic nie liczy się bardziej niż to ostatnie, choć wiem, jakie to będzie trudne.).
Bo ja umieram. Kolokwialne, żałosne słówko każdego depresanta. Ale z jakim specyficznym wydźwiękiem: Już nie weźmiemy ślubu...
Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię. Kocham Cię.
Kocham Cię. Kocham Cię.
Już na zawsze mój książe...
Tak na prawdę wciąż jesteśmy razem.
Jesteśmy w Paryżu .
Paryż rozkwita... Choć więdnie w oczach.
                                          V."
-To nie możliwe. - wyszeptał Wank- Boże... Co będzie jak on się obudzi...
-Andreas... Tu jest więcej jakiś listów... Jej i kogoś...
     _______________________________
Heh, ja już się nie mogę doczekać aż to masło maślane się skończy i akcja przyspieszy :)
Jak widzicie wreszcie nie w czwartek, tylko obiecany piątek (poziom mojej wiedzy matematycznej, jest przytłaczający- oto powód).
A teraz lecę do was, bo od tygodnia nawet bloggera nie otwarłam, więc za wszystkie ewentualne zaległości przepraszam.
Buziaki i do następnego kochane;*

czwartek, 10 października 2013

8. Call me Goldie.

                       Październik 2013
Zaczął padać deszcz?
Hm...
Chyba raczej walić.
Paryskie chodniczki pomału zamieniały się w rwące potoki.
Trzeba było jednym słowem gdzieś się schować.
A jako, że "mężczyznę " zatkało, to musiała się tym zająć Vera.  Szybko wskoczyła do przydrożnej kawiarenki, ciągnąc ze sobą przemoczone do suchej nitki skoczątko.
- No, mamy schron-zaśmiała się-A teraz musimy wpaść na to, gdzie jesteśmy.
- Eee...To później. Chcesz coś ciepłego. To nie jest jakiś ekskluzywny lokal, ale...
- Jasne, to zwyczajny barek, mi osobiście pasuje. Zamów crossainty.
- Co?
- Jesteśmy we Francji...
- Szalona kobieta!
- Debil!
- Jasnowłosa wariatka!
-  Narciarski kretyn.
Parskając , położyła skoczkowi rękę na koszulce i zaczęła go łaskotać po klacie. Freitag zwinął się jak małe dziecko, piszcząc i wijąc, że on już będzie grzeczny i pójdzie po te bułki , tylko niech przestanie.
- Przestanę tylko dlatego , że jestem w miejscu publicznym!
Pięć minut później, cali mokrzy pili colę z puszki i jedli francuzkie przysmaki.
- Fajnie się z tobą podróżuje, czuję się jak z rodziną, wiesz?
- Vera, jeśli nie chcesz to nie odpowiadaj, ale czy twoi rodzice nie żyją?
- Richie, to nie tak prosto. Gdy moja matka mnie urodziła, miała podobno 16 lat. Była, jak w zwykłym, standardowym dramacie młodą, zdolną dziewczyną. Gdy miałam przyjść na świat , jej bliscy schowali ją przez światem. Dwadzieścia lat temu, nieślubne ciąże nie były jeszcze na porządku dziennym, jak teraz. A potem? Oświadczyli, że mnie nie chcą. I nikt nigdy nie wiedział kto był moim ojcem... Nawet w dowodzie mam wpisane NN. Podobno był od niej bardzo dużo starszy...
- A później?
- Zamnęli mnie w domu dziecka. Nazwisko mam z urzędu. I nigdy nigdzie się nie zaaklimatyzowałam, bo ciągle przenosili mnie z miejsca na miejsce. Dlatego... Mnie nie miał kto nauczyć ufać ludziom.
- Veronika, ale mnie teraz ufasz, prawda?
- Tak, choć ciągle nie jestem pewna. Ciągle się boję , że grasz. Że czar pryśnie jak bańka mydlana...
- Jestem jaki jestem, przyznaję. Ale wolałbym umrzeć niż Cię kiedyś skrzywdzić, uwierz mi. Ale wracając do tematu, widziałaś się kiedyś z tą swoją "rodziną"?
-Nie...Gdy skończyłam osiemnastkę, dali mi ich namiary, dane... I szczerze był mały problem, o którym na razie nie chcę opowiadać. Gdyby ciągle rozdrapywać rany, to by straciło sens. Zaczęłam, żyć na własny rachunek. Wywalczyłam stypendium, dzięki, któremu mogłam opłacić pokoik. No i studiować. Medycyna to nie tylko jakaś pasja. To morze pełne pasji. Naprawianie, uszczęśliwianie ludzi, ratunek dla nich. Rozumiesz, punkt zaczepny...
- Tylko , że zachorowałaś...
- Taaak. Pewnego dnia jechałam na uczelnię i zasłabłam nagle w autobusie. Szpital, kroplówki, aż wreszcie diagnoza: choroba niedokrwienna serca. Objawiająca się między innymi omdleniami i atakami duszności, grożąca zawałem, albo nawet zatrzymaniem mięśnia sercowego. Da się to leczyć, a nawet zaleczyć. Ale nie czynnie studiując. Mogłoby się nasilić i zostałby mi przeszczep. Muszę się oszczędzać. Za rok , dwa wrócę na uniwersytet.
- I zarabiasz na życie opiekując się ofiarami w szpitalach?
- Nie, to jest akurat dobrowolny wolontariat. Wiesz, siedzę przy czyimś łóżku, to nie męczy, a cieszy. Zarabiam na pokój dając korepetycje gimnazjalistom ,no i jako kelnerka.
- Teraz mi mówisz, że musisz uważać, a najpierw ganiasz po Paryżu?
- Bez przesady. Nie przeginam i jestem na silnych tabletkach. Tyle.
- A ta praca w restauracji i obsługiwanie wiecznie niezadowolonych klientów?
- Co mam robić? Mieszkać w domu opieki społecznej?
- Vera, mam kawalerkę w Monachium, która stoi pusta, bo jak nie mam zgrupowania to wolę być w górach z rodziną, albo gdzieś jechać z kumplami. Co prawda mój przyjaciel zniszczył podłogę, ale...
- Aaa, ten od naszego hotelu, czy ten od wanien?
- Nie, nie. Trzeci.
- Dom wariatów. Ale tak na serio to by było,obrzydliwe, wyrachowane i mieszkać w twoim mieszkaniu. Paryż starczy...
- Veronika...
- Wiem... Potrzebuję chwili czasu, nie należę do wielbicieli kontaktów towarzyskich...
- Ale chyba jakiś znajomych masz?
-Znam parę osób ze studiów. Ale to takie powierzchowne koleżeństwo. A co do facetów to preferuję czekanie na prawdziwą miłość. A ponad to nie zdarzyło mi się zafascynować kogokolwiek...
- Aaa- Freitag chrząknął, gdyż widać miał na ten temat inną opinię.
- I jeśli Cię to ciekawi, nigdy nawet nikogo nie pocałowałam, nie mówiąc już o innych rzeczach...
Jej rozmówca wydawał się być widocznie usatysfakcjonowany.
-Ja też właściwie jestem samotny . To znaczy mam cudownych rodziców, piętnastoletnią siostrę, która trochę przypomina mi ciebię. No i kumpli, którzy skoczyliby za mną w ogień. Ale chodzi o kobietę. Moje życie uczuciowe to awantury i bezmyślny seks, od lat... A Ty? Jesteś taki promyczek, który nawet teraz świeci.
-Chłopie! Nie ja, tylko ten migający znaczek na drzwiach baru!
Ciemnowłosy niechętnie wyjrzał na zewnątrz. I zobaczył olbrzymi , pomarańczowy reflektor, przedstawiający złotą rybkę.
- No to ty! Złota ryba, gold fish.
- Tak, nazywaj mnie goldfiszem! Jak to brzmi?
- Szczerze? Przypomina mi o tych tłustych stekach z BurgerKinga... Ale w zdrobnieniu? Goldie? Złotko?
Dziewczyna wyszczerzyła zęby.
- Już chyba lepiej...
- A więc przegłosowane. Kiedyś tu przyjedziemy przypomnieć sobie jak zdobyłaś swoje przezwisko...
  
Gdy ulewa ustała, błądząc i zaczepiając miejscowych z prośbą o wskazanie drogi doszli do swojego hotelu. Weszli do apartamentu, skoczek kopnął drzwi.
Veronica wyglądała na padniętą i zaraz wskoczyła do łazienki, zostawiając wariata samego na pastwę owoców morza. I właśnie, gdy zaczął szukać jakiś rękawiczek gumowych, przez które mógłby wyrzucić te przerażające obiekty do kosza wyszła...
Tylko w długiej, powiewnej tunice.
- Richie, dziękuję- wspięła się na palce i uwiesiła mu na szyi, choć przecież i tak byli podobnego wzrostu.
-Goldie...- złapał ją mocniej i po prostu pocałował.
Oddała pocaunek.
Poczuł, że kręci mu się w głowie.
Jego mózg zdecydowanie przechodził już do dalszych partii tej nocy...
Ale ona wyrwała się, pobiegła do sypialni i zamknęła drzwi.
Na klucz!
Chłopacy padną!
-Słodkich snów- szepnęła jeszcze.
A Richie stał całą noc na balkonie, patrzył na Wieżę Eiffla i nie był w stanie się położyć.
"Słodkich snów", które właśnie mu odebrała.
Pocałowała i zwiała...
W sumie jak dla niej to nic dziwnego.
Ale on?
Szokował sam siebie.
Bo był gotów ze wszystkim poczekać tyle ile ona będzie potrzebować.
W końcu to Goldie.
A posiadanie najcenniejszego kruszca zobowiązuje...
                *****
Następne dni wyglądały tak samo. Rano zwiedzanie, obiad, potem białe wino na tarasie, długaśne spacery i na koniec croissanty "Pod Goldie", jak to zaczęli mówić.
I jeden, jedyny pocałunek na dobranoc.
Tyle, że już się niezgubili.
Że kupili kurtki nieprzemakalne.
I, że Vera zjadła suchi i małże.
Nie mogła już patrzeć na cierpienia wielkiej gwiazdy skoków.
W kocu jednak musieli wracać do domu.
I podjąć decyzję, co z nimi będzie dalej...
Młodość...
Absurd...
Nieśmiertelność...
Tak naprawde, wahanie było tutaj czysto formalne.
Oboje mieli już absolutną pewność.
Że tak naprawde nigdzie się nie wybierają.
Bo cząsteczki Paryża są już w nich.
I gdziekolwiek się podzieją, cokolwiek zrobią, co zaplanuje dla nich przewrotny los, zawsze będą już tymi roześmianymi stworzeniami, biegającymi w strugach deszczu.
Materię można zniszczyć.
Ludzi można pozabijać.
Ale nawet w najgorszej obsesji nie da się wydrapać nawet najmniejszej rysy na ścianach nazywanych wspomnieniami.
Wspomnienia były zawsze, nawet wtedy gdy nie trzeba było jeszcze niczego wspominać.
Wsiadły z nimi do pociągu.
Kiedy trzymali się za ręce i przysięgali sobie, że jeszcze kiedyś przyjadą tu razem.
Komentowali widoki zza okien...
... I gnali z prędkością 200 km/h ku przeznaczeniu...

...Zakochani ludzie nie wierzą, że śmierć dotyczy także ich.
W ogóle w nią nie wierzą...
  ____________________________________

Jak widzicie sielenka trwa...
Taki przestój drobny, ale zdaję sobie sprawę, że nadszedł czas na przyspieszenie akcji, bo narazie tak spokojnie, powolutku.
Więc jeszcze trochę, ale już na prawdę nie długo...
Aaa i przepraszam za to tło.
Zmiana niezamierzona, jutro to załatwię.
Dobra, wracam do mojej ukochanej matmy :)
Buziaki kochane<3

R

czwartek, 3 października 2013

7. Bad man

Mieli rację.
Cholerną, parszywą rację.
Choć tak bardzo chcieli się okazać idiotami z powalonym zasobem wyobraźni.
Chcieli, aby wszystko okazało się wypadkiem, tragedią, zwyczajnym nieszcześciem.
Przecież w końcu mówi się, że tak zwani "wybrańcy", Ci cudowni, Ci najwspanialsi umierają młodo...
Pasowałoby...
Ale w tym świecie jedyną nadrzędną wartością jest prawda.
Do momentu jej ukrycia umarli nie spoczną spokojnue w grobach. A żywi nie zaznają szczęścia.
Wank zrobił aferę w Niemieckim Związku Narciarskim (a nikt nie miał takiej zdolności do awanturowania się jak on).
Właściciel skoczni ściągnął archiwalny monitoring.
Pozostało czekanie.
Dwa tygodnie męczarni...
                                                                                                                                     Listopad 2014
...a po dwóch tygodniach siedzieli przerażeni na komisariacie policji.
- Severin Freund, Andreas Wellinger i Andreas Wank?- spytał policjant.
- Tak.
- Słuchajcie panowie, zostaliście tu wezwani, bo to dzięki wam to wszystko ujrzało światło dzienne.
- No dokładnie to dzięki mnie- krzyknął Wank- kiedy zżerały go nerwy, nadal potrafił zamienić się w niepoważnego dzieciaka.
Bał się tego co zaraz usłyszy.
I szczerze nie wiedział czego się spodziewać.
- Hm, kontynuując cała ta sprawa jest mocno kontrowersyjna, a FIS zależy przede wszystkim na tym aby nie wybuchła afera. Są przerażeni , że ten numer zaważy na całym narciarstwie klasycznym.
Błagają, aby mediom nie udało się niczego wywąchać.
- Niestety - wtrącił drugi funkcjonariusz- to już nie jest sprawa instytucji sportowych, tylko prokuratury. To... Wiem, że to może być mimo wszystko dla Was szokiem. Ale ten rzekomy
" nieszczęśliwy wypadek czarującego, młodego chłopaka, pokazujący kruchość sportu" prawdopodobnie był w rzeczywistości doskonałą próbą morderstwa.
Miny skoczków były przerażające.
Bo rozmyślali nad tym , że mógł świadomie zawinić człowiek. Ale to słowo "morderstwo"? Ciarki aż przechodziły po plecach.
- Zabijać Richarda? - powiedział Freund- to nie ma sensu. Najmniejszego.
- Kto?- chciał w tym czasie wiedzieć Wank- jak dorwę tą szmatę, dostanie to na co zasłużył.
- Spokojnie. Może zaczniemy od początku. To jest nagranie z pomieszczenia, na górze skoczni w Klingenthal. Tam gdzie zawsze trzyma się narty. Proszę.
Chłopcy wpatrzyli się w ekran laptopa. I zobaczyli:
Drzwi do pomieszczenia się otwierają. Wchodzą Richard i Wellinger. Odkładają narty, zawzięcie o czymś dyskutują, wyglądają na przerażonych.
Nagle wpadają Norwedzy, rzucają w Niemców herbatnikami jak to mają w zwyczaju. Zaczepiają Freitaga, który wyraźnie nie ma nastroju do żartów, próbują go rozbawić. W końcu wszyscy, wychodzą trzaskając drzwiami Narty stoją nietknięte i wyraźnie wszystkie takie same. Nagle znowu widać, że klamka się porusza. szparka przez którą ktoś wsadza rękę.Precyzyjnie rzuca żółto-czarną chustką, tak , że zasłania cały obiektyw kamery. Chwilowo następuje brak obrazu. Mija pięć minut. Po narty przychodzi cała grupa skoczków, ściągają materiał, unoszą ręce,dziwią się widocznie kto robi takie żałosne żarty z zasłanianiem.
Jedna rzecz rzuca się w oczy, wiązanie w narcie Richiego jest wykrzywione. Oczywiście widać to dopiero na powiększeniu.

- Kurwa, wy dalej nie wiecie...
- Niestety. A więc pierwsze, przykre i właściwie absurdalne pytanie. Czy macie 100% pewności, że wasz przyjaciel nie miał praktycznie żadnych powodów aby próbować się zabić?
- Skądże - Severin pokręcił wściekle głową- to był najszczęśliwszy człowiek pod słońcem. Przecież on miał się zaraz żenić, córka w drodzę, sezon, w którym znokautował resztę stawki. Nie, nie.
Hm... Wskazałbym może w naszej kadrze, kogoś ,kto mógłby się targnąć na swoje życie. Ale jedno jest pewne, to nie Richie. On byłby na samym końcu takiej listy.
- Dobrze. Oczywiście to było tylko zagadnienie rutynowe. Samobójcy, jeśli nie są chorzy psychicznie, nie przygotowują ze szczegółami swojej śmierci. I z pewnością nie zakrywają kamer...
- A Veronika Seeford- drugiemu funkcjonariuszowi widać bardzo się spieszyło- czy przed związaniem się z Freitagiem, lub nawet w trakcie, miała coś wspólnego z kimkolwiek ze ze skoczków?
- Jak pan śmie- krzyknął dotychczas milczący Welli - Goldie była wcieleniem uczciwości, dobra i wierności. A ponad to ona nie żyje, proszę jej nie obrażać.
- Andreas!- blondyn pociągnął kumpla spowrotem na krzesło- przecież to jest śledztwo. Oni chcą nam pomóc. I nie znają naszej Very. Bardzo przepraszam za kumpla.
- W porządku , ale ponawiam pytanie.
- Ja byłem z nią związany- Wank jak zawsze musiał wykazać się wysokim stopniem intelektu.
- Słucham?
- Nooo. Byłem jej przyjacielem. Miałem ją nawet poprowadzić do ślubu i być chrzestnym Melanie, co zresztą się nie zmieni. Aaa, i pomagałem Richardowi się oświadczyć...
- Ej- mruknął Sev- tekst oświadczyn to napisałem ja...
-Ale ja byłem w kwiaciarni, ja go wspierałem na duchu, i ja...
Chcieli zachować dobre wspomnienia. Wierzyli, że tak wygrają ze złem.
- Dobrze, dobrze. Ten rodzaj relacji nas raczej nie obchodzi. A jakiś ukryty wielbiciel? Czy zachowanie, któregoś ze skoczków się zmieniło, odkąd ta dziewczyna zaszła w ciążę?
- A więc przede wszystkim nikt nie wiedział, że ona jest w ciąży- mruknął Sev- Owszem Richie powiedział, że rezygnuje z LGP z powodu zdrowia narzeczonej, ale bez szczegółów. Prawdę znaliśmy tylko my i jego rodzina. Taki motyw nie miałby sensu...
- A nie możnaby po prostu wziąść tej żółto-czarnej szmaty i zrobić testów na odciski palców?- mruknął Andreas.
- Niestety, chustka zniknęła. Ktoś rzucił ją na ziemię, została podeptana, a pracownicy sprzątający skocznię twierdzą, że nic takiego w pomieszczeniu nie znaleźli. Ten koszmar był planowany i przeprowadzony bez najmniejszych niedociągnięć.
Na boku, kojarzycie kogoś kto nosi takie coś?
- Zaraz...
- Tak panie Wank?
- Przecież to nie jest jakiś tajemny szalik. To firmowy znaczek naszego teamu.
-Wszyscy takie dostaliśmy- dodał Severin- ja mam trzy.
-A ja pięć. Świetnie się nimi nawet wyciera nos, gdy jest nadmiar.
- Często, gdy się zedrą, lądują w koszu. Każdy może na nich naszyć loga własnych sponsorów i jest ok.
- Aha. Wniosek z tego, że po pierwsze po przedmiocie nie dojdziemy raczej do jego właściciela, który raczej jest członkiem niemieckiego zespołu. A po drugie właściciel nie musi być wcale winny sposobowi w jaki ten przedmiot użyto.
-Czyli nic się nie da zrobić? Musi się  dać. A jak coś się stanie dziecku?- wybuchł Wank.
- Jak to? Czy można uważać, że córce Freitaga grozi niebezpieczeństwo?
- Nie wiem nic. Vera się bała, ale nie chciała zdradzać szczegółów...
-Czy my możemy już iść- spytał Wellinger- głowa mnie boli.
- Dobrze.... Na razie tyle. W  jakichkolwiek obaw proszę o kontakt. A, i nikomu ze skoczków, ani słowa bez potrzeby.
-Dlaczego?- zdziwił się Freund- przecież w innych zespołach mamy przyjaciół...
- Z bardzo prostej przyczyny...Nikt oprócz was nie jest postawiony po za podejrzeniami...
Wyszli na chodnik, który nie wydawał się chodnikiem...
Ulica nie wydawała się ulicą.
Trawa, trawą.
A niebo, niebem.
Mieli wrażenie, że ktoś ich śledzi.
Podążą za nimi krok w krok.
Nigdy nie odpuści...
I w każdej chwili może im wbić nóż w plecy...
                *****
                                                                                                      zapiski tego kogoś:
"Mogę rozmawiać już tylko z papierem. Żaden człowiek by mnie nie zrozumiał.
Żaden człowiek znający prawdę nie spróbowałby mnie usprawiedliwić.
Niemiecka kadra jest załamana.
Niektórzy popadają już w paranoję.
Szkoda patrzeć na twarz Wellingera...
Czysta szkoda...
Inni skoczkowie też zaczynają się czegoś domyślać.
Wszyscy się boją, bo może jeszcze komuś coś się stanie?
Wiem, że ktoś pewnie ucierpi, takie sytuacje to jedno, wielkie, nieskończone pasmo cierpień.
Ale ja już nie chcę nikomu nic robić. Nigdy w życiu nie chciałbym zabić istoty żywej.
Nie jestem mordercą!
Ale jakiś głos wewnątrz mnie mówi coś innego: "jesteś".
To był wtedy impuls.
Chory impuls.
Byłem przerażony myślą, że wszystko się wyda...
Że zdjęcia z tego feralnego lutego wyciekną do gazet...I może fakt, chciałem, żeby nie wystartował.
Żeby się wywalił.
Pocharatał.
Żeby trochę się .ośmieszył
Żeby przesunąć TEN ŚLUB.
Ale nigdy, przenigdy nie planowałem jego śmierci.
Vera... Kochana, maleńka dziewczynka...
Nienawidziła mnie.
I jej ostatnią myślą było pewnie to , że mnie przeklina.
Jasne... Niby wielu skoczków robiło do niej maślane oczy.
Wiele osób płakało na pogrzebie, w niektórych przypadkach była to czysta rozpacz.
Ale  ja zniszczyłem jej szczęście.
Tylko JA.
Wszyscy pewnie myślą, że jestem psychopatą, że to co zrobiłem mnie cieszy.
A tymczasem ja nie mogę tak dłużej.
Chciałbym tylko cofnąć czas.
Wrócić radość na znerwicowane twarze niemieckiego teamu.
I na policzki Veruś
Dać jej szczęście z jej dzieckiem
DZIECKIEM FREITAGA...
W końcu... Bądż co bądź ... I z nim samym.
Ale się nie da.
Ona NIE ŻYJE .
Odeszła... Zniknęła... Przeminęła...
Zamykając drzwi... Odcinając drogę... I nie ma już miejsca na żadne przeprosiny.
Nie wiem czy prawda kiedykolwiek wyjdzie na jaw...
Może to by było lepsze...
Nie ważne. Teraz wywalę te kartki do kosza i znowu będę sam, już na zawsze.
Wbrew pozorom, na tym świecie istnieje  niezniszczalna sprawiedliwość. I dobrzy mają w nim szansę na cudowne istnienie. Aż nie przyjdą Ci źli...
Którzy zapłacą swoją karę, piekło na ziemi...
Veronika... Gdybym na prawdę Cię kochał , zrozumiałbym , że twoje serce bije dla niego...  Już to wiem, aż za dobrze.
To nie była miłość tylko pożądanie.
Ślepa , niszcząca na oślep destrukcja...
Pocieszę Cię...
Będę tak trwać i trwać, z wiecznym uciskiem w głębi siebie.
Z faktem, że może da się oszukać świat, ale własnemu sumieniu nie zamknie się ust...
Ono ciągle będzie mi robić wyrzuty
Z pragnieniem aby usłyszeć wybaczenie, którego nie usłyszę już nigdy...
Może zaczynam rozumieć samobójców, ale samemu brak mi odwagi.
Zarówno do życia, jak i do skończenia ze sobą...
Myślę o tym, ale nie wiem czy potrafię... Jestem zwyczajnym śmieciem.
Tyle...
Gdybyś pragnęła przed śmiercią zemsty, to ją masz..."
      ___________________________________________________________________
Jak widzicie ciągnę to dalej...
Ostatnio tak skupiona na tzw "części cukrowej" , że już prawie ją skończyłam...
No bo co jak co, ale jest znacznie krótsza...
EEEE, przez was nawet ją polubiłam, szczególnie ostatni jej part XD
Ściskam was i liczę, że wszystkie tydzień temu chore, już wyleczone.
A jak nie, to dużo zdrowia.
Dziś Klingenthal, a ja nie mam czasu oglądnąć...
Przyszłość najważniejsza :)
Ściskam was i do napisania:*