Październik 2013
Zaczął padać deszcz?
Hm...
Chyba raczej walić.
Paryskie chodniczki pomału zamieniały się w rwące potoki.
Trzeba było jednym słowem gdzieś się schować.
A jako, że "mężczyznę " zatkało, to musiała się tym zająć Vera. Szybko wskoczyła do przydrożnej kawiarenki, ciągnąc ze sobą przemoczone do suchej nitki skoczątko.
- No, mamy schron-zaśmiała się-A teraz musimy wpaść na to, gdzie jesteśmy.
- Eee...To później. Chcesz coś ciepłego. To nie jest jakiś ekskluzywny lokal, ale...
- Jasne, to zwyczajny barek, mi osobiście pasuje. Zamów crossainty.
- Co?
- Jesteśmy we Francji...
- Szalona kobieta!
- Debil!
- Jasnowłosa wariatka!
- Narciarski kretyn.
Parskając , położyła skoczkowi rękę na koszulce i zaczęła go łaskotać po klacie. Freitag zwinął się jak małe dziecko, piszcząc i wijąc, że on już będzie grzeczny i pójdzie po te bułki , tylko niech przestanie.
- Przestanę tylko dlatego , że jestem w miejscu publicznym!
Pięć minut później, cali mokrzy pili colę z puszki i jedli francuzkie przysmaki.
- Fajnie się z tobą podróżuje, czuję się jak z rodziną, wiesz?
- Vera, jeśli nie chcesz to nie odpowiadaj, ale czy twoi rodzice nie żyją?
- Richie, to nie tak prosto. Gdy moja matka mnie urodziła, miała podobno 16 lat. Była, jak w zwykłym, standardowym dramacie młodą, zdolną dziewczyną. Gdy miałam przyjść na świat , jej bliscy schowali ją przez światem. Dwadzieścia lat temu, nieślubne ciąże nie były jeszcze na porządku dziennym, jak teraz. A potem? Oświadczyli, że mnie nie chcą. I nikt nigdy nie wiedział kto był moim ojcem... Nawet w dowodzie mam wpisane NN. Podobno był od niej bardzo dużo starszy...
- A później?
- Zamnęli mnie w domu dziecka. Nazwisko mam z urzędu. I nigdy nigdzie się nie zaaklimatyzowałam, bo ciągle przenosili mnie z miejsca na miejsce. Dlatego... Mnie nie miał kto nauczyć ufać ludziom.
- Veronika, ale mnie teraz ufasz, prawda?
- Tak, choć ciągle nie jestem pewna. Ciągle się boję , że grasz. Że czar pryśnie jak bańka mydlana...
- Jestem jaki jestem, przyznaję. Ale wolałbym umrzeć niż Cię kiedyś skrzywdzić, uwierz mi. Ale wracając do tematu, widziałaś się kiedyś z tą swoją "rodziną"?
-Nie...Gdy skończyłam osiemnastkę, dali mi ich namiary, dane... I szczerze był mały problem, o którym na razie nie chcę opowiadać. Gdyby ciągle rozdrapywać rany, to by straciło sens. Zaczęłam, żyć na własny rachunek. Wywalczyłam stypendium, dzięki, któremu mogłam opłacić pokoik. No i studiować. Medycyna to nie tylko jakaś pasja. To morze pełne pasji. Naprawianie, uszczęśliwianie ludzi, ratunek dla nich. Rozumiesz, punkt zaczepny...
- Tylko , że zachorowałaś...
- Taaak. Pewnego dnia jechałam na uczelnię i zasłabłam nagle w autobusie. Szpital, kroplówki, aż wreszcie diagnoza: choroba niedokrwienna serca. Objawiająca się między innymi omdleniami i atakami duszności, grożąca zawałem, albo nawet zatrzymaniem mięśnia sercowego. Da się to leczyć, a nawet zaleczyć. Ale nie czynnie studiując. Mogłoby się nasilić i zostałby mi przeszczep. Muszę się oszczędzać. Za rok , dwa wrócę na uniwersytet.
- I zarabiasz na życie opiekując się ofiarami w szpitalach?
- Nie, to jest akurat dobrowolny wolontariat. Wiesz, siedzę przy czyimś łóżku, to nie męczy, a cieszy. Zarabiam na pokój dając korepetycje gimnazjalistom ,no i jako kelnerka.
- Teraz mi mówisz, że musisz uważać, a najpierw ganiasz po Paryżu?
- Bez przesady. Nie przeginam i jestem na silnych tabletkach. Tyle.
- A ta praca w restauracji i obsługiwanie wiecznie niezadowolonych klientów?
- Co mam robić? Mieszkać w domu opieki społecznej?
- Vera, mam kawalerkę w Monachium, która stoi pusta, bo jak nie mam zgrupowania to wolę być w górach z rodziną, albo gdzieś jechać z kumplami. Co prawda mój przyjaciel zniszczył podłogę, ale...
- Aaa, ten od naszego hotelu, czy ten od wanien?
- Nie, nie. Trzeci.
- Dom wariatów. Ale tak na serio to by było,obrzydliwe, wyrachowane i mieszkać w twoim mieszkaniu. Paryż starczy...
- Veronika...
- Wiem... Potrzebuję chwili czasu, nie należę do wielbicieli kontaktów towarzyskich...
- Ale chyba jakiś znajomych masz?
-Znam parę osób ze studiów. Ale to takie powierzchowne koleżeństwo. A co do facetów to preferuję czekanie na prawdziwą miłość. A ponad to nie zdarzyło mi się zafascynować kogokolwiek...
- Aaa- Freitag chrząknął, gdyż widać miał na ten temat inną opinię.
- I jeśli Cię to ciekawi, nigdy nawet nikogo nie pocałowałam, nie mówiąc już o innych rzeczach...
Jej rozmówca wydawał się być widocznie usatysfakcjonowany.
-Ja też właściwie jestem samotny . To znaczy mam cudownych rodziców, piętnastoletnią siostrę, która trochę przypomina mi ciebię. No i kumpli, którzy skoczyliby za mną w ogień. Ale chodzi o kobietę. Moje życie uczuciowe to awantury i bezmyślny seks, od lat... A Ty? Jesteś taki promyczek, który nawet teraz świeci.
-Chłopie! Nie ja, tylko ten migający znaczek na drzwiach baru!
Ciemnowłosy niechętnie wyjrzał na zewnątrz. I zobaczył olbrzymi , pomarańczowy reflektor, przedstawiający złotą rybkę.
- No to ty! Złota ryba, gold fish.
- Tak, nazywaj mnie goldfiszem! Jak to brzmi?
- Szczerze? Przypomina mi o tych tłustych stekach z BurgerKinga... Ale w zdrobnieniu? Goldie? Złotko?
Dziewczyna wyszczerzyła zęby.
- Już chyba lepiej...
- A więc przegłosowane. Kiedyś tu przyjedziemy przypomnieć sobie jak zdobyłaś swoje przezwisko...
Gdy ulewa ustała, błądząc i zaczepiając miejscowych z prośbą o wskazanie drogi doszli do swojego hotelu. Weszli do apartamentu, skoczek kopnął drzwi.
Veronica wyglądała na padniętą i zaraz wskoczyła do łazienki, zostawiając wariata samego na pastwę owoców morza. I właśnie, gdy zaczął szukać jakiś rękawiczek gumowych, przez które mógłby wyrzucić te przerażające obiekty do kosza wyszła...
Tylko w długiej, powiewnej tunice.
- Richie, dziękuję- wspięła się na palce i uwiesiła mu na szyi, choć przecież i tak byli podobnego wzrostu.
-Goldie...- złapał ją mocniej i po prostu pocałował.
Oddała pocaunek.
Poczuł, że kręci mu się w głowie.
Jego mózg zdecydowanie przechodził już do dalszych partii tej nocy...
Ale ona wyrwała się, pobiegła do sypialni i zamknęła drzwi.
Na klucz!
Chłopacy padną!
-Słodkich snów- szepnęła jeszcze.
A Richie stał całą noc na balkonie, patrzył na Wieżę Eiffla i nie był w stanie się położyć.
"Słodkich snów", które właśnie mu odebrała.
Pocałowała i zwiała...
W sumie jak dla niej to nic dziwnego.
Ale on?
Szokował sam siebie.
Bo był gotów ze wszystkim poczekać tyle ile ona będzie potrzebować.
W końcu to Goldie.
A posiadanie najcenniejszego kruszca zobowiązuje...
*****
Następne dni wyglądały tak samo. Rano zwiedzanie, obiad, potem białe wino na tarasie, długaśne spacery i na koniec croissanty "Pod Goldie", jak to zaczęli mówić.
I jeden, jedyny pocałunek na dobranoc.
Tyle, że już się niezgubili.
Że kupili kurtki nieprzemakalne.
I, że Vera zjadła suchi i małże.
Nie mogła już patrzeć na cierpienia wielkiej gwiazdy skoków.
W kocu jednak musieli wracać do domu.
I podjąć decyzję, co z nimi będzie dalej...
Młodość...
Absurd...
Nieśmiertelność...
Tak naprawde, wahanie było tutaj czysto formalne.
Oboje mieli już absolutną pewność.
Że tak naprawde nigdzie się nie wybierają.
Bo cząsteczki Paryża są już w nich.
I gdziekolwiek się podzieją, cokolwiek zrobią, co zaplanuje dla nich przewrotny los, zawsze będą już tymi roześmianymi stworzeniami, biegającymi w strugach deszczu.
Materię można zniszczyć.
Ludzi można pozabijać.
Ale nawet w najgorszej obsesji nie da się wydrapać nawet najmniejszej rysy na ścianach nazywanych wspomnieniami.
Wspomnienia były zawsze, nawet wtedy gdy nie trzeba było jeszcze niczego wspominać.
Wsiadły z nimi do pociągu.
Kiedy trzymali się za ręce i przysięgali sobie, że jeszcze kiedyś przyjadą tu razem.
Komentowali widoki zza okien...
... I gnali z prędkością 200 km/h ku przeznaczeniu...
...Zakochani ludzie nie wierzą, że śmierć dotyczy także ich.
W ogóle w nią nie wierzą...
____________________________________
Jak widzicie sielenka trwa...
Taki przestój drobny, ale zdaję sobie sprawę, że nadszedł czas na przyspieszenie akcji, bo narazie tak spokojnie, powolutku.
Więc jeszcze trochę, ale już na prawdę nie długo...
Aaa i przepraszam za to tło.
Zmiana niezamierzona, jutro to załatwię.
Dobra, wracam do mojej ukochanej matmy :)
Buziaki kochane<3
R
Ja chcę więcej takich rozdziałów ! Słodziutki Richi :) I teraz sama nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że to co się stało może mieć związek z przeszłością Very. Tak cichutko coś mi szepcze w mojej główce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Sielanka trwa, ale końcówka przypomniałam mi o tej szarej rzeczywistości i tym co się naprawdę dzieje ; - ; Sama nie wiem co napisać, BHP zżera mój mózg. Słodki Rysiek ;] Naprawdę walnęło go od pierwszego wejrzenia, ale się facet nie narzuca, żeby nie wystraszyć dziewczyny. Biedna Vera ; - ; Nigdy ani nie miała, ani nie będzie mieć prawdziwej rodziny ; - ;
OdpowiedzUsuńWeny ;*
Dziękuję za komentarz<3
UsuńAle może przez tą chwilkę będzie mogła się poczuć jak w rodzinie i domu.
Skoczkowie o to już zadbają:)
W najbliższych rozdziałach.
Pozdrawiam:*
Jak dla mnie taka sielanka jeszcze może długo trwać :) Uwielbiam ich dialogi, ten delikatny humor i w ogóle uwielbiam. I kumpli, któych nawet jak nie ma, to są :)
OdpowiedzUsuńDzięki<3
UsuńPatrząc na wasze komentarze myślę, że was ucieszy najbardziej , że czekają nas już niedługo dwa najsłodsze, najbezmyślniejsze rozdziały tej historii. I kumple, którzy obiecuję po chwilowej nieobecności wkroczą na dobre.
Pozdrawiam:*
Zabiłaś mnie tym początkiem. Tym 'A jako, że "mężczyznę " zatkało..." oraz skoczątkiem. Od razu czuć, że to ta słodko-urocza część tej historii i z całą pewnością to określenie 'słodka' nie ma tutaj negatywnego znaczenia, bo jest po prostu cudownie i naprawdę chciałoby się, żeby tak ich rodząca się miłość i przyjemne życie ciągnęło się w nieskończoność. No cóż... miłość przeszła w nieśmiertelność, ale życie zdążyło im dać boleśnie po tyłku.
OdpowiedzUsuńZaintrygowała mnie ta sprawa z rodziną Very, czy to może mieć jakiś wpływ na późniejsze wydarzenia? No ale przecież wiemy, że sprawcą późniejszych nieszczęść jest ktoś ze świata skoków - niekoniecznie Niemiec, ale jednak ktoś stamtąd - czy zatem może się okazać, że Vera była spokrewniona z jakimś skoczkiem? Ciekawa jestem i tego, co to za problem się pojawił w związku z tą rodziną.
Przyznam, że tą częścią zasiałaś we mnie duże ziarnko niepewności, bo do tej pory byłam pewna, że to wszystko z późniejszej części dotyczy skoków i miłości - w końcu sam sprawca pisał o swoich uczuciach do Very - a teraz zastanawiam się, jak wielkie znaczenie dla późniejszych wydarzeń ma ta rozmowa o rodzinie.
Schodząc jednak ze spraw detektywistycznych i zachwycając się tym, co dzieje się pomiędzy tą dwójką, powiem, że Richi był cudowny z tą propozycją mieszkania i z tymi swoimi myślami po 'ucieczce' Very po pocałunku. Widać, że naprawdę mu na niej zależy, a nie chciałby tylko ją zaliczyć. Jesteś kochany, panie Freitag.
Tylko ja się pytam- jak można zepsuć podłogę??? Welli, słońce - bo to o niego chodzi, jak mniemam - coś ty, chłopie, zrobił, żeby zepsuć podłogę? No co? No i Sevcio został oficjalnie tym od wanien :D
No i to zakończenie. Cudowne po prostu, pod koniec brutalnie smutne, bo przypomina nam, co ich czeka, że nie wszystko będzie tak piękne i cudowne, ale i tak pięknie to napisałaś. Tak samo jak tę pierwszą część zakończenia, o wspomnieniach o cząstkach Paryża o uczuciu, które już się zrodziło i trwa w nich. Tak, myślę, że można już powiedzieć, że tych dwoje się kocha i będzie się kochać - aż do końca.
Zaraz się pobeczę, więc przypominam sobie Welliego, który rozwalił podłogę i Severina w wannie i pierwszą minę Richiego, po tym jak Goldie zwiała. Swoją drogą to fajnie powstało to przezwisko, zawsze będzie przypominać im Paryż i to pierwsze zgubienie się.
Czekam na więcej.
Dziękuję.
UsuńJak już pisałam, którejś z dziewczyn u góry, przeszłość Veroniki ma na prawdę dużo aspektów i może ta rodzina patologiczna nie koniecznie jest tym , który męczy dziewczynę najbardziej...
A co do podłogi to chodziło tutaj o Welliego i jego żel do włosów z drugiego rozdziału opowiadania :)
A Severin został tym od wanien oficjalnie i tego akurat nie zmieni żaden czas ani wydarzenie. Nie tylko w tej historii , nawet podczas oglądanie zawodów nie przestanie mi się kojarzyć.
Ta głupia wyobraźnia XD
Pozdrawiam gorąco.
Ej no, dlaczego takich facetów nie ma w naszym świecie, co?
OdpowiedzUsuńTaki uroczy, przemiły, przekochany Freitag by się baaardzo przydał.
No i ta ich błoga sielanka. Niech trwa jak najdłużej, bo mi się bardzo, ale to bardzo podoba.
A ten fragment z kolegą i rozwaloną podłogą mnie rozwalił :D
Całuję <333
Tu się z tobą zgodzę w stu procentach. Takich facetów nie ma, nie było i nie będzie.
UsuńTen pesymistyczny realizm;)
A jak już by się takowy zdarzył to ja go zamykam w szafie, jest mòj i nigdzie nie idzie.
Dziękuję za komentarz.
Pozdrawiam<3
Jak zawsze z gigantycznym spóźnieniem, ale przybywam.
OdpowiedzUsuńI cóż ja Ci mogę napisać?
To wszystko jest tak doskonale opisane. Czytając tę cześć, zupełnie nie pamięta się o tej drugiej. A to bardzo ważne, bo oni przecież wtedy nie wiedzieli jak to się skończy...
Jej. Nie potrfię tu naprawdę niczego przewidzieć. No coś mi tam świta raz na jakiś czas, ale to są takie nieokiełznane myśli, które ciężko połączyć w spójny wniosek.
Z.pewnością przemycasz jakieś wskazówki, chyba nawet wiem kiedy, ale to jest tak jakbyś miała zegar z jedną wskazówką i musiała podać dokładną godzinę.
Albo ja jestem tępa, czego nie można wykluczyć.
Buziaki ;**
Dziękuję kochana<3
UsuńNie ty na 100% nie jesteś tępa.
To ja pogmatwałam i muszę się teraz krok po kroczku wyplątywać.
Ale ciekawa jestem tej twojej jednej wskazówki w zegarze.
Każdy pomysł dobry :)
Pozdrawiam.
przepraszam x394500503.
OdpowiedzUsuńI i tak nie wystarczy.
Mam takie urwanie głowy od dwoch tygodni, że na wszystko brakuje mi czasu.
Ale nadrobiłam te dwa rozdziały błyskawicznie i jestem zachwycona, jak zawsze zresztą.
Boziu,jest mi za każdym razem tak przykro z powodu tej śmierci Very,że nie umiem się cieszyć tymi sielankowymi scenami z Paryża.
jesteś taka okrutna, wiesz?
I w ogóle to ponieważ komentuję tu też poprzedni rozdział to muszę powiedzieć,że genialnie opisałaś tą scenę na komisariacie. I jestem jeszcze bardziej zaintrygowana.
jesteś cudowna.
A ja się nie mogę doczekać dalszego ciągu.
Trzymaj się, kochana ;*
Nie przepraszaj kochana, nie przepraszaj :)
UsuńCzas jest rzadkim i drogocennym skarbem.
Liczy się , że jesteś, piszesz i komentujesz. Nie ważne jak często.
A ja już wszystko wiem. Jestem okrutna, despotka i sadystka. Tak? No to ja nie wiem co Ty powiesz o mnie jak przeczytasz rozdział trzynasty. Już zaczynam się szykować :-X
Pozdrawiam i dziękuję.
Trzymaj się<3
o Boże, już się boję tej trzynastki.
UsuńMusisz ? :(
Muszę, muszę.
UsuńTrzynastka to w końcu numer pechowy.
Ale gwarantuję Ci, że to nie będzie coś czego na razie się obawiacie...
I ta trzynastka to dopiero początek.
Ale pocieszę Cię dwunastką i czternastką, które będą najurokliwsze i najbardziej disneyowskie na świecie :-/
Hm... Parzyste liczby zawsze lepsze .
no chociaż tyle,.
Usuńpozytywny akcent na zakończenie dnia ;)
Ja także przybywam z opóźnieniem, za co przepraszam. Wzięłam się za naukę historii, co zabiera mi większość wolnego czasu.
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest taki cudowny! Całkowicie zapomniałam o tym jak okrutnie los potraktuje tą dwójkę... a teraz jak o tym myślę to tak jakoś mi smutno. Bo chciałabym, żeby to ich szczęście trwało wiecznie :(
Dziękuję<3
UsuńSzczęście nigdy i nigdzie nie trwa wiecznie.
Jasne rozważałam zanim zaczęłam pisać opcję o tym, że on się budzi, ona zdrowieje i jest piękny, romantyczny ślub... Ale już mówiłam... Straciłabym wątek. I to wszystko byłoby ckliwą bajką. A ja chciałam spròbować czegoś innego.
Trzymaj się:*